Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bioenergoterapeuta Ryszard Bąk: ja nie leczę, ja uzdrawiam

Ewa Wawro
Mówią o nim: człowiek ostatniej nadziei. On sam mówi: człowiek jest wart tyle, ile dał z siebie innym ludziom.
Mówią o nim: człowiek ostatniej nadziei. On sam mówi: człowiek jest wart tyle, ile dał z siebie innym ludziom. Fot. Marek Dybaś
Nawet najcięższą chorobę, uznaną przez konwencjonalną medycynę za nieuleczalną, można pokonać - twierdzi Ryszard Bąk. - A jeśli weźmie się za nią z trzech stron - lekarz, bioenergoterapeuta i pacjent - to szanse są trzy razy większe.

Jest trzecia. Środek nocy. Jedlicz jeszcze śpi, a ludzie dobijają się do budynku Gminnego Ośrodka Sportu i Rekreacji. To tu Bąk wynajmuje pomieszczenie na gabinet. Zgrzyta klucz w zamku, ludzie mogą wejść do środka. Niektórzy jechali tu ponad 2 godziny. Muszą wrócić do domów, by wysłać dzieci do szkoły i zdążyć do pracy. I tak co miesiąc, rok w rok.

Uzdrawiacz z papierami

Ryszard Bąk jest zrzeszony w Krajowym Cechu Radiestetów i Bioenergoterapeutów w Katowicach. To dyplomowany "Mistrz bioterapii" i "Czeladnik radiestezji". Ma też Dyplom Wielkiego Mistrza Reiki, japońskiego systemu uzdrawiania za pomocą energii życiowej. W rankingach organizowanych przez ogólnopolski miesięcznik "Uzdrawiacz" 5 razy uznany był za najlepszego polskiego uzdrowiciela.

W 2000 roku dostał tytuł "Uzdrowiciela 10-lecia". Z plebiscytów się jednak wycofał. Uważa, że nie ma dobrych czy złych bioenergoterapeutów. Każdy jest dobry dla tego, któremu pomógł. A najlepiej gdy za chorobę wezmą się razem lekarz, bioenergoterapeuta i pacjent.

- I nie jest ważne, kto uzdrowi pacjenta: dyplomowany lekarz czy ja. Ważne, by chory odzyskał zdrowie - podkreśla.

Jest ósma. W kolejce jakieś 25, może 30 osób. Ludzie patrzą na nas niepewnie. Próbuję zagadywać, nieśmiało odpowiadają. Za moimi plecami nagle pojawia się on.

- To dziennikarze, chcą zrobić o mnie reportaż, jeśli komuś pomogłem, albo zaszkodziłem i chcę o tym opowiedzieć - mówi uśmiechając się przyjaźnie. Atmosfera się rozluźnia. Bąk jest otwarty i spontaniczny. Nawet po kilkunastu godzinach bezustannej terapii wciąż żartuje razem z pacjentami.

Potrzebna jest wiara…

Pani Maria przyjechała spod Pilzna. - Dowiedziałam się od koleżanki, której pomógł, to i ja chcę spróbować. Wierzę, bo tu trzeba wierzyć.

- U nas w Dąbrowie Tarnowskiej znajomy leczył się na raka odbytu - opowiada inna pacjentka, pani Zofia. - Już miał wyznaczoną datę operacji, a po zabiegach Bąka poszedł na USG i okazało się, że wszystko zniknęło. I pielęgniarce od nas z rakiem piersi też pomógł. Ja przyjeżdżam z ciężko chorym dzieckiem. I sama też się u niego leczę. Wszystko mi powiedział.

Pan Marek z Gorlic przyjeżdża do Bąka od paru miesięcy. Wciągnęła go siostra, która już dwa lata jeździ. Miał silne bóle brzucha, lekarze podejrzewali różne choroby, był na klinice i tam też diagnozy nie potrafili postawić. Po zabiegach u Bąka wszystko minęło i czuje się wspaniale.

- Dlaczego dalej jeżdżę? Wizyta u pana Ryszarda daje mi dobre samopoczucie i pewność jutra. To jak wizyta w kościele dla wierzącego - mówi pan Marek.

…i potrzebny jest dar

Na wizytę można zarejestrować się pod nr. tel: 013 4381430 i na stronie internetowej www.ryszardbak.pl.

Wracając z Jedlicza Bąk odwiedza w Jaśle przyjaciół. Oni też czekają na jego energetyzujący dotyk. Wpada zwykle jak po ogień. Tym razem dał się zaprosić dziennikarzowi na kawę.

- Miałem 19, może 20 lat, kiedy zobaczyłem program Ryszarda Badowskiego "Sześć kontynentów" o uzdrawiaczach na o Filipinach - wspomina. - Widziałem kobietę, która miała mieć amputowaną nogę. Pojechała na Filipiny i nogę uratowali. Lekarze nie wierzyli. Byłem pod wielkim wrażeniem. Też chciałem do tego dojść. 10 lat żarliwie modliłem się o to, by móc tak uzdrawiać. Moja prababcia też pomagała ludziom w chorobach. Naciągała złamane kończyny, leczyła ziołami... Z daleka do niej przyjeżdżali. Pewnie i ja mam coś z niej w genach. Trzeba mieć jakiś dar, bo bez niego nic by z tego nie wyszło. Jeden człowiek dostał od Boga dar do malowania, inny do tańczenia, a może ja dostałem dar do uzdrawiania?

Gdy pytam, czy każdy może nauczyć się bioterapii, Bąk odpowiada: - Każdy może nauczyć się gry na fortepianie, ale nie każdy będzie Bachem czy Szopenem.

Zaczęło się od kwiatów

Ludzie garnęli do niego nawet jak był dzieckiem.

- Pewnego razu pojechałem do znajomych. Pani domu niosła zwiędnięte kwiatki z flakonu, które chciała wyrzucić. Dzwonek oznajmił moje przyjście, więc włożyła je z powrotem. I ożyły. Od tamtej pory jak widziałem, że ktoś chce wyrzucić uschniętego kwiatka w doniczce, to zabierałem do siebie. I też ożywały. Dopiero potem zacząłem próbować na ludziach.

Na większą skalę zaczął uzdrawiać w Czechosłowacji, gdzie pracował jako murarz. Robotnik się wywrócił, noga go bolała, pomogło. Potem robił to coraz śmielej i coraz częściej. I tak już zostało. Uzdrawia prawie 20 lat.

Jak płynie ta energia?

Jak to się stało, że trafił na Podkarpacie? Regularnie do Goczałkowic na Śląsku, gdzie mieszka Bąk, przyjeżdżał pacjent z Jedlicza. Nalegał, prosił by przyjechał, bo cała rodzina i znajomi czekają.

- Zgodziliśmy się z moim asystentem niezbyt chętnie - przyznaje Bąk. Miał być tylko raz, przyjeżdżają już cztery lata.

Często zaprzyjaźnia się z pacjentami. Niektórzy mieli wyrok - rok, dwa, a żyją po kilkanaście lat.

- Ja nie leczę, ja uzdrawiam - zaznacza dobitnie. - Do leczenia potrzebne są papiery lekarskie, a ja takich nie mam. Ja staram się uzupełnić energię brakującą w organizmie, poukładać te klocki na swoim miejscu.

Mówi, że nie zastanawia się nad tym, w jaki sposób wypływa z niego ta energia.

- To tak jakby ktoś umierał na pustyni z pragnienia, znalazł wodę i zastanawiał się nad jej składem chemicznym. Ma się napić i ma żyć. Ja jestem tylko przekaźnikiem w rękach Boga. Dotykam i wiem, co komu dolega. Jak? Nie potrafię tego wyjaśnić. To tak jakby wyższe istoty podpowiadały mi, co mam robić.

Ma swoją stronę internetową. Uzdrowieni przez niego ludzie opowiadają tam o swoich przypadkach. I dziękują.

- Eee tam - macha ręką i uśmiecha się pobłażliwie. - Ja się na tym nie znam. Założył mi ją jakiś pacjent, któremu pomogłem.

Dużo zależy od człowieka

I zaraz dodaje, że nie każdemu może pomóc.

- Jezus też powiedział: nie wszyscy dostąpią Królestwa Bożego. To nie jest tak, że przychodzi do mnie człowiek, ja go dotykam i jest cudowne ozdrowienie. Na bioterapię może być ktoś oporny i nie chcieć przyjąć tej energii. Ale wtedy zadziała wodolecznictwo, ziołolecznictwo, akupresura, albo coś innego. Każdemu mówię, co ma robić. Ale na trzydziestu pacjentów jak dwóch wykonuje to, co im każę, to wszystko. Ludzie często oczekują cudu nie dając nic z siebie. Nieraz słyszę, trzeci raz jestem u pana i mi pan pomógł, a lekarz nie mógł. A robiła pani, co lekarz kazał? - pytam wtedy. Jeszcze recepty nawet nie wykupiła, ale lekarza już obgadała.

Radość w dawaniu

Żyje z uzdrawiania, więc kasę bierze. Dają co łaska. Jak nie mają, to nie dają. Ile dają? Różnie 10, 20 zł, czasem ktoś rzuci więcej.

- Nikomu nie patrzę, czy mi daje, czy mi bierze. Ja staram się pomóc człowiekowi. Kiedyś przyjechał do mnie pan z 80-letnią staruszką i kładzie 10 zł na stole. Mówię: panie, weźcie pieniądze i zdrowaśkę za mnie zmówcie. Kłóciliśmy się ze dwadzieścia minut, bo tamten się uparł, że jak za darmo to nic nie pomoże.

Jak ludzie narzekają, że kolejka, to pyta: kto z państwa jeździ powyżej 10 lat? Podnosi się kilka rąk. A kto po raz pierwszy? Kilkanaście w górze.

- Popatrzcie, nie ma co tu siedzieć, oni jeżdżą już tyle lat i nic im nie pomaga. Idźcie lepiej do takiego, co pomaga, tam nie ma kolejek - śmieje się dla rozładowania atmosfery.

Czasem ktoś nie zrozumie żartu. - Co za uczciwy człowiek, a adres pan da? Innym razem pacjent miał pretensje do Bąka. - Mnie starcza energii na 30 dni a pan przyjechał po 34 dniach i ja przez pana cierpiałem przez 4 dni. Był i pacjent, który przed kamerami telewizyjnymi skarżył się, że Bąk mu zaszkodził.

- Był bardzo niezadowolony, bo go zbadali i mu przeze mnie rentę odebrali. Od tego momentu zawsze się śmieję, że jak ktoś chce rentę, to najpierw niech idzie na komisję, a dopiero potem do mnie.

Dochodzi dwunasta. Wychodzi ostatni pacjent. Za miesiąc Bąk znów tu będzie. I znowu ludzie będą stać w środku nocy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24