Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielkie nazwiska Nowin: Włodzimierz Kirszner

Wanda Mołoń
Włodzimierz Kirszner
Włodzimierz Kirszner Archiwum
Głucha noc, leje jak z cebra. Włodek w naciągniętym na głowie kapturze, skulony w kartoflisku, kolejną godzinę wypatruje dzików - "wyjdą ryć, czy nie wyjdą". - Są!!! Trzask migawki.

Czekam z kierowcą w ciepłym aucie. Włodek wraca, wylewa wodę z butów, zaczyna kichać. Z głębokich Bieszczad wracamy nad ranem. Na dziewiątą rano zdjęcia mają być gotowe. Profesjonalne wykonane, uzupełniające dziennikarskie teksty, skrupulatnie opisane na odwrocie.

Przeporządny gość, brat łata, zaprzyjaźniony z połową świata, zakochany w fotografowaniu i Bieszczadach. Kapuściane góry i tamtejsi samorodni twórcy byli niczym magia, której poddawał się bez reszty. Dostrzegał urodę rzeczy banalnych, z przy czynił sztukę. Lubił ludzi, mimo uszu puszczał urazy.

Nie było takiej pory dnia i nocy, w której Włodek odmówiłby wyjazdu w teren. Wiedział, że Zosia, żona, zadba o dzieci i dom. Był drukarzem, z czasem zatrudnił się w CAF (jego ojcem fotograficznym był Damazy Kwiatkowski), a kiedy przeszedł do ówczesnych Nowin Rzeszowskich sporo tracąc na poborach - jak wspomina Zosia - jego artystyczna dusza była przeszczęśliwa.

- Zosia - obiecywał - zamieszkamy kiedyś w Bieszczadach.

Bała się o męża. Podczas stanu wojennego długo po północy nie słyszała szybkich kroków na schodach. Mieli wypadek, wracali okazją. Stworzony do zawodu fotoreportera, w ludziach dostrzegał jedynie dobro, innych nie było.
Sztywniał wewnętrznie uwieczniając do gazety "główki" notabli, roznosiła go radość, kiedy fotografował przyrodę. Żadnego poważania dla rzeczy materialnych, krawat zakładał w Wigilię.

Zofia: - Lata mógł chodzić w tym samym, byle czysto. Byle był ciuch sportowy z mnóstwem kieszonek przy kamizelkach. Doszywałam schoweczki na kartki, notesiki z adresami, długopisy, filmy do aparatu, przesłony. Tysiące drobiazgów niezbędnych przy fotografowaniu było dla męża ważnych, jak u dziecka szpulki.
Każdej chwili gotów jechać w teren. Nie kończył zupy i wiooooo! Miał słabość do szatańsko mocnej kawy z fusami i przystanków w Bieszczady - pod Górą Niebylecką, i w drukarni w Sanoku u Ryszarda Czerwińskiego, przyjaciela drukarza o ksywce "Rogala".

Mimo doskonałości fachu wiecznie niezadowolony, jako twórca. W banalnych ujęciach szukał nowych wyzwań. Kochał konie, coraz doskonalsze aparaty fotograficzne, dobre ujęcia.

I dzieci - Dagmarę nazywaną w dzieciństwie "Kolką" i Kamila. Fotografował je z miłością. A wnuki wręcz uwielbiał, starszego Łukasza, który dłużej wychowywał się przy dziadkach i Krzysia. To był jedyny czas, kiedy Włodek wracał wcześniej z terenu do domu. Marzył, aby ujęcia dzieci u pierwszej komunii móc umieszczać w gazecie. Mówił o tym z charakterystycznym uśmieszkiem, bo wiadomo, że to nierealne było.

Umiał słuchać ludzi dlatego lgnęli do niego (miał ogromną wiedzę z różnych dziedzin). Z robotnikiem wypił czystą, z rektorem - koniak.

Odszedł tragicznie, w 1991 roku. Za szybko. Miał 52 lata.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24