Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Atak wilków w Zarszynie. Urządziły polowanie na pastwisku

Ewa Gorczyca
W tym roku na Podkarpaciu wilki zagryzły już ponad 300 zwierząt gospodarskich.
W tym roku na Podkarpaciu wilki zagryzły już ponad 300 zwierząt gospodarskich. Archiwum
Wilki przypuściły atak na stado krów w Zarszynie w powiecie sanockim. Rozszarpały najmłodszą jałówkę. Gospodarze boją się, że ataki będą się powtarzać.

Wataha wilków podeszła pod zagrodę minionej nocy.

- Nie wiem, jak się dostały do środka, bo pastwisko ma elektrycznego pastucha, a na noc spędzamy krowy pod dach - opowiada Marcin Kuziemka, syn właściciela gospodarstwa w Zarszynie.

Kiedy dziś rano przyjechał na pastwisko, zobaczył, że ogrodzenie jest w kilku miejscach uszkodzone: zerwane druty, powalone słupki. Jałówki rozpierzchły się po okolicy. Najmniejszą, poszarpaną, odnalazł martwą na polu sąsiada.

Zagryzły ją w kukurydzy

- Wilkom udało się ją odgonić od stada, dopadły ją w kukurydzy i tam zagryzły - przypuszcza.

- Widok był makabryczny. Nigdy wcześniej nie atakowały naszego stada. Nie wiem, kiedy przyszły, nad ranem, czy w nocy. Musiało ich być więcej, bo z jałówki niewiele zostało.

Kuziemka hoduje siedem jałówek. W sezonie wypasa je w pobliżu oczyszczalni ścieków.

- To nie jest jakieś odludne miejsce. Do najbliższych domów jest 100-150 metrów. W nocy teren jest dobrze oświetlony - twierdzi.

Jak opowiada, po wilczym ataku jałówki były mocno wystraszone.

- Ojciec, brat i ja z trudem zdołaliśmy je zagonić z powrotem. Pomagał nam sąsiad. Jego krowy też uciekły. Na szczęście ofiarą drapieżników padła tylko jedna najmniejsza sztuka.

Ataki coraz bliżej ludzi

Gospodarze w Zarszynie boją się, że skoro wilki już odważyły się podejść blisko ludzkich siedzib, to ataki będą się powtarzać.

- To nie pierwszy przypadek w naszej gminie - przyznaje Andrzej Piotrowski, sekretarz urzędu gminy w Zarszynie. - Półtora tygodnia temu wilki zagryzły jałówkę u gospodarza w Bażanówce. Wiem też o podobnych zdarzeniach po sąsiedzku - w Trześniowie i Besku. Ludzie zaczynają się denerwować.

- Nie wiem, co teraz zrobić. Może trzeba będzie wcześniej sprowadzić krowy z pastwiska i pilnować przy domu - zastanawia się Kuziemka.

Zdaniem Huberta Fedynia z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Rzeszowie, który zajmuje się szkodami wyrządzanymi przez drapieżniki, pojawienie się wilków w okolicy Zarszyna nie jest zaskoczeniem, biorąc pod uwagę, że ich ostoją jest pasmo Bukowicy a jedna wataha może penetrować teren ok. 200 km. kwadratowych.

- Tutejsze pola są dobrą bazą żerową dla dzikich zwierząt, za nimi przychodzą głodne wilki. A że polujący wilk z natury wybiera łatwą zdobycz, dlatego atakuje też zwierzęta gospodarskie, na zasadzie "okazja czyni złodzieja". W tym przypadku atakować musiała wataha. Samotny wilk nie porwałby się na tak duże zwierzęta - mówi.

Wysokie ogrodzenia pod napięciem i wyszkolone specjalne psy pasterskie mogą powstrzymać wilcze zapędy.

- Same "pastuchy" nie wystarczą, bo wilk zawsze znajdzie sposób, by dostać się do niepilnowanego stada - uważa Fedyń.

- Wilcze szkody zaczynają się już od momentu wyprowadzania zwierząt na wypas, czyli w kwietniu. Ale najwięcej notujemy ich od sierpnia do października - mówi Magdalena Grabowska, zastępca Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Rzeszowie.

W tym roku na Podkarpaciu wilki zagryzły już ponad 300 zwierząt gospodarskich: głównie owce, ale ich ofiarami padło też po kilkanaście sztuk bydła, koni, kóz, zaatakowały też hodowle danieli i jeleni.

Z pięciu chronionych gatunków (bobry, niedźwiedzie, rysie, wilki i żubry) to właśnie wilki wyrządzają największe szkody. Kwota odszkodowań wypłaconych tym roku ze Skarbu Państwa sięga 200 tys. zł. W ciągu ostatnich 13 lat suma ta przekroczyła 2,2 mln zł.

Jest odstrzał, jest spokój

Walkę z wilkami wygrała Renata Kozdęba z Lutowisk. Od lat wilki dziesiątkowały jej stado owiec liczące ponad 100 sztuk.

- Nie pomagało ogrodzenie, psy, pilnowanie. Tej wiosny ataki watahy powtarzały się co noc. Miałam dosyć - opowiada.

Mieszkanka Lutowisk wystąpiła o zgodę na odstrzał.

- Pisałam, gdzie się tylko da, do ministerstwa, do izby rolniczej. Urzędniczka z Warszawy była w Bieszczadach, pokazałam jej moje gospodarstwo. Przekonała się, że nie jest w lesie, tylko w środku wsi - opowiada.

W lecie dostała zgodę na odstrzał dwóch wilków.

- Jest wyznaczony myśliwy. Odkąd chodzi regularnie ze strzelbą, mam spokój z wilkami. Zaczęły się bać - mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24