Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Testy maturalne 2011. Język polski - część II - zadania

Redakcja
Część II - pisanie własnego tekstu w związku z tekstem literackim zamieszczonym w arkuszu. Wybierz temat i napisz wypracowanie nie krótsze niż dwie strony (około 250 słów).

Temat 1: Analizując fragmenty "Dżumy" Alberta Camusa oraz odwołując się do całości utworu przedstaw, jakich wyborów dokonali bohaterowie i w jaki sposób rozumieli wolność.

A. Camus "Dżuma"

Fragment I

Rozległ się dzwonek przy drzwiach. Doktor uśmiechnął się do matki i poszedł otworzyć. W półmroku klatki schodowej Tarrou wyglądał jak wielki, szaro ubrany niedźwiedź. Rieux poprosił gościa, by usiadł przy biurku.(…)
- Wiem - powiedział Tarrou bez wstępów - że mogę mówić z panem wprost.
Rieux zgodził się w milczeniu.
- Za dwa tygodnie czy za miesiąc nie przyda się pan już na nic, wypadki wezmą górę nad panem.
- To prawda - rzekł Rieux.
- Organizacja służby sanitarnej jest kiepska. Brak panu ludzi i czasu.
Rieux znowu przyznał, że to prawda.
- Dowiedziałem się, że prefektura zamierza stworzyć coś w rodzaju służby cywilnej, by ludzie zdrowi wzięli udział w ratowaniu miasta.
- Pan jest dobrze poinformowany. Ale niezadowolenie jest wielkie i prefekt waha się.
- Dlaczego nie pomyśli się o ochotnikach?
- Zrobiono to już, ale z niewielkim skutkiem.
- Tak, drogą oficjalną i nie bardzo wierząc w rezultaty. Tym ludziom brak wyobraźni. Nigdy nie są
na wysokości zarazy, zaś środki, jakie wymyślają, są zaledwie na miarę kataru. Jeśli pozwolimy im
działać, zginą, a my wraz z nimi.
- Prawdopodobnie - rzekł Rieux. - Muszę jednak powiedzieć, że pomyśleli również o więźniach, jeśli idzie o to, co nazwałbym czarną robotą,
- Wolałbym, żeby to byli wolni ludzie.
- Ja również. Ale właściwie dlaczego?
- Mam wstręt do wyroków śmierci.
Rieux spojrzał na Tarrou.
- A więc? - powiedział.
- A więc mam plan organizacji ochotniczych oddziałów sanitarnych. Niech mnie pan upoważni, bym mógł się tym zająć, i zostawmy administrację na boku. Zresztą są i tak przeciążeni. Mam wszędzie trochę przyjaciół i od nich zaczniemy. Rzecz prosta, że sam wezmę w tym udział.
- Nie wątpi pan oczywiście, że zgadzam się z radością - powiedział Rieux. - Trzeba pomocy zwłaszcza w naszym zawodzie. Postaram się uzyskać zgodę prefektury. Zresztą, oni nie mają wyboru. Ale ...
Rieux się zamyślił.
- Ale ta praca może skończyć się śmiercią, pan wie o tym dobrze. W każdym razie muszę pana uprzedzić. Czy pan się dobrze zastanowił?
Tarrou patrzył na niego szarymi i spokojnymi oczami. (…)

Fragment II
Rambert poczuł się nieswojo w okropnym upale tej sali i z trudem rozpoznał Rieux pochylonego
nad jednym z jęczących kształtów. Doktor nacinał pachwiny chorego, który leżał rozkrzyżowany; trzymali go dwaj pielęgniarze stojący po obu stronach łóżka. Doktor się wyprostował, opuścił narzędzia na tacę, którą podsunął mu pomocnik, i stał przez chwilę nieruchomo, patrząc na pacjenta; bandażowano go właśnie. - Co nowego? - zapytał Rieux Tarrou, który podszedł do niego. - Paneloux zgadza się zastąpić Ramberta w domu kwarantanny. Dużo już zrobił. Pozostanie do przegrupowania trzecia ekipa badania terenu - bez Ramberta. Rieux skinął twierdząco głową. - Castel zakończył pierwsze przygotowania. Proponuje zrobić próbę. - O - powiedział Rieux - to dobrze. - Jest tu Rambert. Rieux się odwrócił. Na widok dziennikarza zmrużył oczy nad maską. - Co pan tu robi? - zapytał. - Powinien pan być gdzie indziej. Tarrou powiedział, że to dziś o północy, i Rambert dodał: "W zasadzie". Za każdym razem, gdy ktoś z nich mówił, maska gazowa wzdymała się i wilgotniała w okolicy ust. Na skutek tego rozmowa stawała się trochę nierzeczywista, niczym dialog posągów. - Chciałbym z panem porozmawiać - powiedział Rambert. - Wyjdziemy razem, jeśli pan chce. Niech pan czeka na mnie w gabinecie Tarrou.
W chwilę potem Rambert i Rieux usiedli z tyłu samochodu doktora. Prowadził Tarrou. - Nie ma już benzyny - powiedział Tarrou, ruszając z miejsca. - Jutro pójdziemy pieszo. - Doktorze - powiedział Rambert - nie wyjeżdżam i chcę zostać z wami. Tarrou nie poruszył się. Prowadził dalej. Rieux jak gdyby nie mógł wynurzyć się ze swojego zmęczenia. - A ona? - zapytał głuchym głosem. Rambert powiedział, że się nad tym zastanawiał, że nadal wierzy w to, w co wierzył, ale byłoby mu wstyd, gdyby wyjechał. Przeszkodziłoby mu to kochać kobietę, którą zostawił. Ale Rieux wyprostował się
i rzekł pewnym głosem, że to jest głupie i że nie ma wstydu w wyborze szczęścia. - Tak - powiedział Rambert - ale może być wstyd, że człowiek jest sam tylko szczęśliwy. Tarrou, który dotychczas milczał, zauważył, nie odwracając głowy, że jeśli Rambert chce dzielić nieszczęście ludzi, nie będzie miał nigdy czasu na szczęście. Trzeba wybierać. - Nie chodzi o to - powiedział Rambert. - Zawsze myślałem, że jestem obcy w tym mieście i że nie mam tu z wami nic wspólnego. Ale teraz, kiedy zobaczyłem to, co zobaczyłem, wiem, że jestem stąd, czy chcę tego, czy nie chcę. Ta sprawa dotyczy nas wszystkich.
Nikt nie odpowiedział i Rambert zdawał się zniecierpliwiony. - Wiecie o tym zresztą dobrze!
W przeciwnym razie, co robilibyście w tym szpitalu? Czy dokonaliście więc wyboru i wyrzekli się szczęścia? Ani Tarrou, ani Rieux nie odpowiadali. Milczenie trwało długo, dopóki nie zbliżyli się do domu doktora. Rambert powtórzył ostatnie pytanie z jeszcze większą siłą. Tylko Rieux odwrócił się w jego stronę. Podniósł się z trudem. - Niech mi pan wybaczy - powiedział - ale nie wiem. Niech pan zostanie z nami, jeśli pan tego chce. Auto skręciło; zamilkł. Potem podjął, patrząc przed siebie: - Nic na świecie nie jest warte, żeby człowiek odwrócił się od tego, co kocha. A jednak ja także się odwracam, sam nie wiedząc, dlaczego.

Fragment III
Rieux przyjechał w południe. Wysłuchawszy pani domu odparł tylko, że Paneloux miał rację, i że jest
już za późno. Ojciec przyjął doktora z tym samym obojętnym wyrazem. Rieux zbadał go i był zdumiony,
nie widząc żadnego z głównych objawów dżumy dymieniczej czy płucnej prócz obrzęku gardła
i duszności. W każdym razie puls był tak słaby, a stan ogólny tak alarmujący, że mało było nadziei.
- Ksiądz nie ma żadnego z głównych objawów choroby - powiedział do Paneloux. - Ale są powody
do podejrzeń i muszę księdza izolować.
Ksiądz uśmiechnął się dziwnie, z uprzejmością, ale milczał. Rieux wyszedł, żeby zatelefonować,
i wrócił. Patrzył na Paneloux.
- Zostanę przy księdzu - powiedział łagodnie.
Paneloux jakby się ożywił i zwrócił w stronę doktora oczy, do których zdawało się wracać ciepło. Potem powiedział z wysiłkiem, tak że trudno było stwierdzić, czy mówi ze smutkiem, czy nie:
- Dziękuję. Ale zakonnicy nie mają przyjaciół. Wszystko złożyli w Bogu.
Poprosił o krucyfiks, który znajdował się u wezgłowia łóżka, i kiedy miał go w rękach, odwrócił się, żeby nań patrzeć.
W szpitalu Paneloux nie otworzył ust. Jak przedmiot poddał się wszystkim zabiegom, ale nie wypuszczał już krucyfiksu.

Albert Camus Dżuma przekład: Joanna Guze
Temat 2: Zanalizuj podane fragmenty "Makbeta" W. Szekspira i - korzystając z wiedzy
o bohaterze na podstawie całości dramatu - scharakteryzuj Makbeta. Przedstaw, jaki wpływ na poczucie bezsensu własnego życia oraz absurdu świata ma zachowanie bohatera, niezgodne z normami moralnymi.

W. Szekspir Makbet

Akt V, scena V

Makbet
Smak strachu - już go prawie zapomniałem.
Bywało niegdyś, że byle krzyk w nocy
Mroził mnie dreszczem na wskroś; że opowieść
O okropieństwach jeżyła mi włosy,
Jakby w nich było niezależne życie.
Od tamtych czasów najadłem się grozy
Aż do przesytu: wizje krwawych rzezi
Zadomowiły się w moim umyśle
I nie wstrząsają mną.

(wraca Seyton)
Jaki był powód
Tych krzyków?

Seyton
Panie, królowa nie żyje.

Makbet
Umarła... teraz. Trzeba było znaleźć
Czas, w którym miałoby sens słowo "umrzeć".
Jutro - i jutro- i jutro - i jutro:
Tak życie pełznie z dnia na dzień
Aż do ostatniej zgłoski w księdze czasu;
A każde "wczoraj" zostanie za nami
Niby ogarek, co przyświecał głupcom
W drodze ku prochom śmierci. Zgaśnij, zgaśnij,
Nietrwała świeczko! Życie jest jedynie
Przelotnym cieniem; żałosnym aktorem,
Co przez godzinę puszy się i miota
Na scenie, po czym znika; opowieścią
Idioty, pełna wrzasku i wściekłości,
A nie znaczącą nic.

Wchodzi posłaniec.

Przyszedłeś zrobić użytek z języka -
Mów, byle prędko!

Posłaniec
(...) Gdy stałem na warcie na wzgórzu,
Spojrzałem w stronę Lasu Birnamskiego
I nagle zdało mi się, że las drgnął
I ruszył z miejsca. (...)

Makbet
Jeśli to łgarstwo, na najbliższym drzewie
Zawiśniesz żywcem i będziesz tak wisiał,
Aż wyschniesz z głodu; jeśli prawdę gadasz,
Postąp tak samo ze mną - nie dbam o to.
Muszę powściągnąć w sobie pewność; czyżby
Nie taki prosty sens, jak mi się zdało,
Miały te słowa złego ducha, kłamstwo
W przebraniu prawdy: "Póki Las Birnamski
Nie stanie pod murami Dunsinanu..." - Ludzie,
Do broni! Naprzód! - Jeśli jego słowa
Staną się ciałem, ani ta zamkowa
Kryjówka, ani ucieczka nic nie da;
Zbrzydło mi słońce, zbrzydła mi czereda -
Niech ginie świat, niech wichr i grom uderza!
Jeśli konać - to śmiercią żołnierza.

W. Szekspir Makbet

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24