Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pacjent się dusił. Gdzie był wtedy lekarz?

Ewa Gorczyca
.Zdaniem prokuratury, Marek D., zamiast dyżurować na oddziale, pojechał gdzieś rowerem. Nie było go, gdy chory się zadławił.

Jako narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia zakwalifikowała Prokuratura Rejonowa w Brzozowie sytuację, która zakończyła się śmiercią 73-letniego pacjenta sanockiego szpitala. Zdarzenie miało miejsce 9 maja ub. roku na oddziale laryngologii.

Zawiadomienie wpłynęło do Prokuratury Rejonowej w Sanoku, ale ta wyłączyła się ze sprawy. Śledztwo przejęła prokuratura brzozowska.

Edward D. przebywał na oddziale laryngologii w związku z operacją ucha. Był już po zabiegu, ale rana jeszcze się nie zagoiła. Tego dnia odwiedziła go rodzina. Była pora popołudniowego posiłku. Chory jadł jednak nie tylko to, co dostarczyła szpitalna kuchnia. Miał też swoje jedzenie.

Bliscy natrafili na ten moment, gdy 73-latek zakrztusił się dużym kawałkiem mięsa. Starszy pan miał taką przypadłość, że połykał bez przeżuwania. Rodzina nie uprzedziła jednak o tym personelu. Dwa dni wcześniej też się zakrztusił, ale wtedy pomoc nadeszła w porę.

Gdy kawałek kotleta utknął 73-latkowi w przełyku, nie mógł on złapać powietrza. Nieprzytomnego pacjenta próbowali ratować pielęgniarka i osoba, która rozwoziła jedzenie. Ordynatora, który tego popołudnia pełnił na oddziale dyżur lekarski, przy tym nie było. Tak twierdzą świadkowie. Pojawił się dopiero później, co najmniej po kilkunastu minutach.

Oddział laryngologii jako jedyny mieści się w budynku starego szpitala (pozostałe są w nowym kompleksie, oddalonym o ponad pół kilometra). Lekarz dyżurny był jedyną osobą, która w krytycznym momencie mogła wykonać ratującą życie tracheotomię. Marek D. ostatecznie zrobił ten zabieg, pacjentowi wrócił oddech, został on przetransportowany na OIOM, ale ponownie miał zapaść. Zmarł po trzech godzinach.

Czy lekarz w czasie dyżuru rzeczywiście wybrał się na przejażdżkę rowerem? Zdaniem prokuratury, wskazują na to zeznania sąsiada, który przywiózł do szpitala rodzinę odwiedzającą chorego 73-latka. Gdy stał przed budynkiem i palił papierosa, zauważył mężczyznę, który podjechał na rowerze i szybko pobiegł na oddział. Dowodem nieobecności lekarza ma być też analiza billingów i logowania do stacji BTS. Wynika z niej, że gdy pielęgniarka dzwoniła do lekarza, był on poza szpitalem, bo sygnał wyłapała stacja z rejonu Góry Parkowej, a nie znajdująca się najbliżej stacja z ul. Kościuszki.

Lekarz po usłyszeniu zarzutów początkowo nie chciał składać wyjaśnień, ale gdy zapoznał się z materiałem dowodowym, przekazał obszerne wyjaśnienia na piśmie. Wczoraj je uzupełnił. Nie przyznaje się do winy. Kwestionuje dane z sieci komórkowej. Jak tłumaczy - nigdzie się nie oddalał i wykonał ratujący życie zabieg. - Zwrócimy się do biegłych o dodatkową opinię - zapowiada prokurator Alicja Barbara-Bąk, która prowadzi śledztwo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24