Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Barszcz Sosnowskiego. Wystarczy kilka nasion, żeby zielsko opanowało całą wieś

Ewa Gorczyca
Wojciech Zatwarnicki
Barszcz Sosnowskiego to największa roślina zielna, jaka występuje w Europie. Dorasta do 4 metrów wysokości, średnica liści dochodzi do 1,5 metra, a rozłożyste baldachy kwiatowe mają 80 cm. Wytwarza 40 tysięcy nasion.

Pierwsze nasiona barszczu Sosnowskiego sprowadzono do Polski już na początku lat 50. Dwadzieścia lat potem rozpoczęto badania nad jego wykorzystaniem w rolnictwie - jako paszy dla bydła.

- Wyniki zapowiadały się rewelacyjnie. Roślina dawała dużą masę zieloną, nawet do 400 ton z hektara, co przekładało się na ilość produkowanej kiszonki - opowiada Wojciech Skiba, naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska, Rolnictwa i Leśnic- twa w Starostwie Powiatowym w Sanoku. - Ówcześni decydenci od rolnictwa zaczęli intensywnie promować uprawę barszczu, a efektem tego było wprowadzenie jego masowej uprawy.
Barszczem obsiewano całe połacie pegeerowskich gruntów w Bieszczadach i Beskidzie Niskim, by zwiększyć produktywność z hektara. Zasilany nawozami, rósł bujnie. Niestety, pokładane w nim nadzieje szybko się rozwiały. - Wyszło na jaw, że oprócz dużej produkcji zielonki ma też niekorzystne cechy - biologiczne, z których propagatorzy rośliny nie zdawali sobie sprawy lub przemilczali je.

- Po pierwsze, okazało się, że bydło nie przepadało za kiszonkami z barszczu, a mleko i mięso od tych zwierząt miało specyficzny zapach. Po drugie, i ważniejsze, barszcz okazał się rośliną silnie parzącą, stwarzającą duże zagrożenie nie tylko dla bydła, ale przede wszystkim dla ludzi. W zasadzie jedyną jego zaletą okazała się wysoka miododajność kwiatów - podsumowuje Skiba.

Upraw zaniechano, ale było za późno, bo barszcz wymknął się spod kontroli. Na górskich łąkach Kaukazu (na terenie dzisiejszej Gruzji i Rosji) wyrastał góra na 1,5 metra i nie stanowił niebezpieczeństwa, w Polsce zachował się w sposób odmienny. Stał się rośliną niezwykle ekspansywną, wypierającą inne gatunki.

- Tak bywa, gdy obcy gatunek wchodzi na nowy teren. Nie ma wrogów. Nie ma grzybów, nie ma owadów, które na nim żerują. Dlatego jest silniejszy niż rodzime gatunki, może się rozprzestrzeniać - tłumaczy dr Łukasz Łuczaj z Uniwersytetu Rzeszowskiego, botanik.

Gdy zlikwidowano PGR-y, niekoszone pastwiska przerodziły się w ugory. A barszcz, nieniepokojony przez kosiarzy, panoszył się coraz bardziej. Zajmował nie tylko dawne państwowe grunty. Zarastał nieużytki, pola uprawne, łąki, dostawał się między zabudowania.

- Problem był początkowo niedostrzegany, później bagatelizowany, aż do momentu, gdy barszcz Sosnowskiego utworzył zwarte zarośla nad potokami przepływającymi przez turystyczne miejscowości oraz gdy pojawił się na terenach zamieszkałych - mówi Skiba.

- To roślina, która potrafi wejść wszędzie - twierdzi dr Łuczaj. - Jedyną zaporą dla niej jest gęsty las. Ale tam, gdzie drzewostan jest luźny, też potrafi się wcisnąć. Przebije się nawet w wysokich krzakach nad rzeką.
Na Podkarpaciu czuje się wyjątkowo dobrze. Sprzyja mu klimat z dużą ilością opadów i gliniaste gleby. - Kolonizuje wszystkie otwarte tereny. Od doliny rzeki aż po wzniesienia i górki. Może być na każdym siedlisku. A im bliżej wody, tym jest większy.

Niebezpieczna furanokumaryna

Dlaczego barszcz jest groźny? Za sprawą furanokumaryny, chemicznej substancji, która występuje w nim w wyjątkowo dużym stężeniu. - Ma ona właściwości fotoaktywne, co oznacza, że najpoważniejsze obrażenia powstają w wyniku nasłonecznienia skóry, która miała kontakt z rośliną - tłumaczy Skiba.

- Poparzenie barszczem jest jak bomba z opóźnionym zapłonem - porównuje dr Lucjan Langner, lekarz pediatra, do którego co sezon trafiają dzieci po kontakcie z niebezpieczną rośliną. - Na początku nic nie czujemy. Objawy mogą pojawić się dopiero po jakimś czasie. Co więcej, sama substancja zawarta w roślinie nie wywołuje poparzenia. Reakcja następuje dopiero po naświetleniu słońcem. Wzmacnia ją spocona i wilgotna skóra.

Dlatego jeśli nieopatrznie rozłożyliśmy koc nad rzeką w pobliżu chaszczy przypominających gigantyczny koper i łopianowe liście, a dzieci, biegając, ocierały się o nie, warto od razu umyć skórę, wrócić do domu i nie wychodzić na słońce przez 48 godzin. - Gdy pojawią się bąble, przemyć skórę wodą z mydłem, położyć wilgotny opatrunek. Jeżeli wokół zmiany tworzy się rumień, trzeba zgłosić się do lekarza - radzi pediatra.

Problemy mogą się pojawić nawet wtedy, gdy nie dotykaliśmy rośliny, a jedynie przebywaliśmy w jej pobliżu. W upalne dni wystarczy przejść metr od niej, mając spoconą skórę, by pojawiły się oparzenia. To dlatego, że sok zawierający furanokumarynę w gorące dni, pod wpływem ciepła, może odparowywać z rośliny i unosić się w powietrzu. Dr Langner przestrzega, że u osób nadwrażliwych może po kontakcie z barszczem Sosnowskiego wystąpić reakcja ogólnoustrojowa, np. obrzęk krtani czy duszność typu astmatycznego.

Marek Owsiany, zastępca dyrektora podkarpackiego oddziału Agencji Modernizacji i Rozwoju Rolnictwa, prywatnie zapalony wędkarz, przyznaje, że na Podkarpaciu przybywa miejsc, gdzie można natknąć się na barszcz Sosnowskiego.

- Kolega poparzył się, łowiąc ryby nad rzeką - opowiada. - Widujemy barszcz w okolicy Dynowa, Nozdrzca, Dydni, na terenach, które do niedawna były wolne od tej rośliny - mówi.

Choć upraw kaukaskiego zielska zaniechano 40 lat temu, wciąż trwa ono w większości miejsc, w których je zasiano. Co więcej, pojawiają się nowe stanowiska, a inwazyjny charakter rośliny z roku na rok przybiera na sile. Kilkuarowe początkowo skupiska rozrosły się do wielohektarowych powierzchni. W gminie Bukowsko porasta prawie 30 ha, z tego 27 w jednej wsi - Płonna.

Zdaniem Owsianego, powinna powstać mapa obrazująca zagrożenie i program zwalczania barszczu dla całego Podkarpacia. Ważna jest także edukacja. To zadanie dla samorządu województwa, izb rolniczych, ODR. - Trzeba zdiagnozować skalę problemu i zastanowić się, co dalej. Za 10 lat może być za późno na skuteczne zwalczanie barszczu - uważa.

Na razie jedynym samorządem, który podjął walkę z barszczem, jest powiat sanocki. To jego tereny są najbardziej zajęte przez niebezpieczną roślinę. Program zaczął się w ub. roku, potrwa do marca 2016. Kosztuje 1,2 mln zł. Barszcz niszczony jest na wszelkie sposoby: koszą go, wykopują całe rośliny, przecinają korzenie, opryskują ręcznie i mechanicznie, wstrzykują chemiczne preparaty, by spowodować obumarcie rośliny. Efekty?

- Są zadowalające tam, gdzie mieliśmy wytypowane poletka. Ale barszcz pojawił się tam, gdzie w zeszłym roku był nie do zauważenia, a teraz wybił się na dwa metry w górę, wzdłuż Sanu, nad Osławą - ubolewa Wojciech Skiba nadzorujący projekt.

Nasiona barszczu mają dużą zdolność przetrwania. Niosą je wody powodziowe. - Doliny rzek to tereny na głównym froncie inwazji - mówi Łukasz Łuczaj. - Ale i człowiek może je nieopatrznie zawlec do swojego ogródka. Wystarczy, że zerwie i zabierze do domu suchą łodygę z baldachem. Parę nasion spadnie na trawnik i wykiełkuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24