Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Załoga MDK w Łańcucie: Nie mamy muzyka, ale za to mamy dwóch dyrektorów

Andrzej Plęs
Przedstawienie w łańcuckim MDK. Niektórzy twierdzą, że kultura uprawiana przez dom kultury ma przede wszystkim wydźwięk religijny.
Przedstawienie w łańcuckim MDK. Niektórzy twierdzą, że kultura uprawiana przez dom kultury ma przede wszystkim wydźwięk religijny. Krystyna Baranowska
Załoga MDK w Łańcucie jest sfrustrowana: pakuje się pieniądze z chudego budżetu w imprezy parafialne i "poświęcone" festyny, na propagowanie kultury nie ma. Na nowe etaty dla kierownictwa są, dla "roboli" nie ma.

Kierownik w Miejskim Domu Kultury w Łańcucie dostał burę za to, że kupił pendrive za 45 zł. Bo dla cierpiącej na niedostatki finansowe placówki kulturalnej w mieście to zbyt duży i zbędny wydatek.

Dla tej samej placówki wydatek 3 tysięcy na Światowe Dni Młodzieży, organizowane przez archidiecezję przemyską, czy 1800 zł na Misyjny Festyn Parafialny, albo też 7 tysięcy na Caritasiadę (organizowaną przez archidiecezję przemyską) to ani zbyt wiele, ani zbędnym wydatkiem nie jest.

Lud w Łańcucie kpi, że z pieniędzy na miejską kulturę nie wspiera się miejskiej kultury lecz ewangelizację, bo w Łańcucie rządzą Rycerze Kolumba. Miastem rządzi Zastępca Wielkiego Rycerza, Brat Stanisław Gwizdak, domem kultury Brat Andrzej Piechowski. Kultura wydaje się nie być zarządzana przez nikogo.

Tak się robi kulturę

Łańcut był bodaj jedynym miastem w Polsce, gdzie w soboty nie wchodziło się w związki małżeńskie.

- To się zmieniło, kiedy w listopadzie objęłam funkcję kierownika urzędu stanu cywilnego - precyzuje Iwona Olszańska. Nie chce mówić, jak długo soboty w Łańcucie były dnami bezślubnymi. Ani dlaczego. Może lud łańcucki nie czepiałby się USC, gdyby nie fakt, że USC swój pałac ślubów ma w domu kultury.

A na dom kultury zwrócone są oczy tych, którzy nie poważają wysokiej kultury serwowanej w łańcuckim zamku, a oczekują czegoś swojego, łańcuckiego. Na swojskie w MDK niewiele zostaje miejsca, bo w budynku - poza urzędem stanu cywilnego - zainstalowali się na stałe junacy - kombatanci, stowarzyszenie diabetyków, związek akowców i zarządzany przez matkę dyrektora MDK Uniwersytet Trzeciego Wieku.

Sfrustrowani pracownicy mówią, że jest za dużo rządzących, a za mało "roboli". Bo na 20 osób personelu jest dwóch dyrektorów, trzech kierowników, księgowa i kadrowa. Do "obsługi" kultury ludzi brakuje.

Dwóch techników i jeden dźwiękowiec dwoją się i troją w świątki i piątki, nadgodzin nikt im nie liczy, dodatkowych nie ma pieniędzy. Jest jeszcze trzyosobowy personel telewizji miejskiej, ale telewizja bardziej rejestruje niż tworzy miejską kulturę.

Przerosty siły kierowniczej znosili, do kiedy angażu nie dostała pani wicedyrektor. Oni od lat nie mieli podwyżek płac, często słyszą, że na organizację imprez nie ma pieniędzy, a na etat dla wicedyrektora się znalazły. Kolejny powód do frustracji. Jest jeszcze jeden - mówią. Od kiedy władza podzieliła się na dwa, jest taki bałagan kompetencyjny, że nie ma kto podejmować decyzji.

- Miało to na celu poprawę sytuacji pracy w domu kultury, ponieważ przybyło zadań - tłumaczy Andrzej Piechowski, dyrektor łańcuckiego MDK, i zapewnia, że stało się to z akceptacją burmistrza. - Może nie spotkało się to z aplauzem całej załogi, może niektórzy spodziewali się, że to oni zostaną kierownikiem artystycznym, czy zastępcą dyrektora...

Z "przybywaniem zadań" w MDK nie wszyscy się tu zgadzają.

- Tak naprawdę w MDK funkcjonują tylko grupy taneczne, niewiele więcej - mówi jeden z pracowników. - Dziedziny plastyczne już dawno odeszły w zapomnienie. Nie mamy pracowni teatralnej, nie mamy pracowni plastycznej, mamy jedną salę taneczną na trzy zespoły, nie mamy wokalisty, nie mamy muzyka, ale za to mamy dwóch dyrektorów. Niegdyś jeszcze współpracowaliśmy z zaprzyjaźnionymi grupami z Ukrainy, ze Słowacji. Kontakty się urwały, bo... brak pieniędzy, oczywiście.

I żartuje, że jak nawet "rzucą na ekran" jakiś film, to na ogół religijny, toteż niewielu zasiada na widowni. A i z widownią coś nie tak, skoro w kwietniu dzieci wróciły z imprezy z pokąsanymi pośladkami. Okazało się, że na widowni w MDK lepiej czują się pluskwy niż ludzie. Potrzebna była dezynsekcja.

Na kulturę pieniędzy nie ma, ale na gabinet dla wicedyrektorki są - mówią pracownicy. Żeby powstał gabinet, księgowość trzeba wyeksmitować do pracowni komputerowej, a komputery do pomieszczania, w którym odbywały się próby chóru i konferencje.

Chór nie będzie miał gdzie śpiewać, ale pani wicedyrektor będzie miała gabinet. Miała być pracownia plastyczna, ale jej nie ma, bo w pomieszczeniu dla pracowni zainstalował się Uniwersytet Trzeciego Wieku.

- Działa w strukturach domu kultury - przyznaje dyr. Piechowski. - I nie ma tu żadnej sprzeczności z działalnością kulturalną, wręcz przeciwnie. Przecież teraz duży nacisk kładzie się na pracę z ludźmi starszymi. U nas działa ich ponad 120 osób. Nie mogę im zamknąć drzwi przed nosem i powiedzieć, że dla nich w domu kultury nie ma miejsca.

W połowie budynku zainstalował się urząd stanu cywilnego, który nie tańczy, nie śpiewa i nie maluje. Dyrektor Piechowski przyznaje, że USC w budynku domu kultury to i dla niego spory kłopot organizacyjny.

Podczas wyborów salę na ćwiczenia taneczne zarezerwowano na punkt wyborczy. Rodzice dzieciaków narzekali, bo odwołano zajęcia, za które przecież płacą. Na 9 kamer telewizji przemysłowej też znalazła się kasa.

Kamery omiatają otoczenie budynku MDK przez całą dobę, ale w ekraniki kontrolne pan dyrektor patrzy do godziny 15. Po godzinach pracy nie patrzy w nie nikt. Załoga zastanawia się, po co komu ten monitoring.

- Po to, żeby wzmacniać w nas manię prześladowczą - dodaje półżartem jeden z pracowników.

MDK pod wezwaniem

Czują się marginalizowani. Niegdyś MDK w Łańcucie to była marka. Dziś MDK - jak twierdzą pracownicy - jest zapleczem finansowym i technicznym dla imprez organizowanych przez miejski ośrodek sportu i rekreacji, ale przede wszystkim dla imprez parafialnych i tych organizowanych przez Caritas Archidiecezji Przemyskiej.

Na Symbole Światowych Dni Młodzieży (archidiecezja) MDK złożył się, finansując ustawienie sceny, zapewniając nagłośnienie i stawiając toi toie. Nieoficjalnie wiadomo, że kosztowało to 3 tys. zł. "Caritasiada" (archidiecezja) kosztowała MDK 7 tysięcy. Na misyjny festyn parafialny parafii pw. św. Michała dom kultury wydał 1800 zł, bo ponoć tyle kosztowało wynajęcie zadaszenia i nagłośnienie.

- Nie wiem, dlaczego to my mamy finansować nagłośnienie, naświetlenie i scenę na jubileusz łańcuckiego klubu sportowego, skoro miejski ośrodek sportu i rekreacji ma wyższe dotacje z budżetu miasta niż my - dziwi się jeden z pracowników MOK. - Finansujemy innych, na swoją działalność nie mamy. Ksiądz każe, to musimy rzucać swoją robotę i organizować księdzu imprezę. I jeszcze ją sfinansować.

Na zarzut o finansowanie kościelnych imprez dyrektor Piechowski protestuje.

- Przecież od lat jesteśmy współorganizatorem tych imprez - wyjaśnia. - Dziwię się, że ten temat został podniesiony, kiedy w MDK nastąpiła zmiana organizacyjna - mówi, mając na myśli nowe etaty dla wicedyrektora i kierownika artystycznego.

Cichy bunt

Cichy, bo załoga się boi. Miastem rządzi Rycerz Kolumba, domem kultury rządzi Rycerz Kolumba, a oboma - jak się mówi w Łańcucie - rządzi proboszcz. A pracownicy MDK, jeśli nawet mają rację, to nie wierzą, żeby w pełnym symboli religijnych Łańcucie wyznawano zasadę Chrystusową: "Poznacie Prawdę, a Prawda was wyzwoli".

Prawdę poznali, głośno jej wyrażać nie będą, bo wcale ich nie wyzwoli, tylko może wysłać na bezrobocie. I tego się boją. Tkwić o obecnej sytuacji też się boją, bo frustracja czyni ich życie zawodowe coraz bardziej nieznośnym.

Otwartej krytyki nie boi się Monika Roman, radna powiatowa, wcześniej - radna miasta Łańcut.

- Kiedy przed czterema laty pan Piechowski stawał do konkursu na dyrektora MOK, głośno pytałam podczas sesji rady miasta, czy konkurs został rozstrzygnięty, zanim jeszcze się odbył, bo takie sygnały otrzymywałam "z miasta" - przypomina. - Moje pytanie zostało usunięte z protokołu obrad. Dla mnie jest jasne, że pan Piechowski znalazł się na tym stanowisku także dlatego, że jego matka, kanclerz Uniwersytetu Trzeciego Wieku, bardzo mocno wspierała pana burmistrza Gwizdaka w wyborach. I rzeczywiście został dyrektorem ku mojemu zaskoczeniu, bo nie miał doświadczenia w kierowniu placówkami kulturalnymi. Wiem, co się dzieje w MOK, ale nie mam pojęcia, jak pomóc tym ludziom.

Zastrzeżenia do działalności MOK dyskretnie sugeruje też Wrzesław Żurawski, przewodniczący komisji kultury w radzie miasta.

- To długi temat i skomplikowana sytuacja - zastrzega. - I nie chciałbym przedstawiać jej w czarno-białych kontrastach. Zależy mi na tym, żeby dom kultury spełniał swoje podstawowe zadania, porównując to do innych domów kultury i zwyczajów w nich panujących. Żeby głównie zajmował się edukacją artystyczną, czy opieką nad różnymi artystycznymi działaniami. I mam wrażenie, że pod tym względem dom kultury nie do końca spełnia te zadania. Mówiąc to, nie zamierzam wywoływać atmosfery skandalu, bo na tę sytuację składa się szereg okoliczności, które trzeba wyjaśnić.

Dyrektor Piechowski przypuszcza, że rzeczywistym powodem frustracji pracowników jest poziom płac. I rozumie ich frustrację. Zapewnia, że robi wszystko, by jego podwładni byli godziwie wynagradzani. Podwładni przekonują jednak, że nie o ich zarobki tu chodzi. Nie przede wszystkim o zarobki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24