Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pacjent zmarł. Rodzina oskarża szpital w Przemyślu o zaniedbania

Hubert Lewkowicz
- Ojcu życia nie wrócimy, ale może uchronimy innych - mówią córki Władysława Sanockiego z Orzwchowiec.
- Ojcu życia nie wrócimy, ale może uchronimy innych - mówią córki Władysława Sanockiego z Orzwchowiec. Hubert Lewkowicz
Rodzina zmarłego Władysława Sanockiego z Orzechowiec uważa, że w przemyskim szpitalu przy ul.Monte Cassino nie zajęto się nim właściwie, w skutek czego pacjent zmarł. Dyrekcja szpitala twierdzi, że uchybień nie było. Śledztwo w tej sprawie wszczęła Prokuratura Rejonowa w Przemyślu.

Do przemyskiego szpitala wojewódzkiego Władysław Sanocki trafił 21 kwietnia.

- Tata chorował na wrzody, był pod kontrolą lekarza, brał leki. Tego dnia zaczął wymiotować krwią. Kiedy przyjechałam, to już po jego oczach zobaczyłam, że jest bardzo słaby. Jednak jeszcze o własnych siłach poszedł do łazienki, żeby się umyć. Na podłodze zostały skrzepy krwi - opowiada córka zmarłego, Adriana Łabinowicz.

Chwilę potem przyjechała karetka na sygnale.

- Przyjechał akurat lekarz, który był lekarzem rodzinnym taty, więc już od razu wiedział, o co chodzi - mówi córka.

Dzień wcześniej Władysław Sanocki był u tego lekarza i dostał skierowanie do szpitala, ale ponieważ w domu jest niepełnosprawna osoba, mężczyzna chciał jeszcze przygotować wszystko na czas jego nieobecności.

- Kiedy tatę zabierali, chcieliśmy, by jechali do szpitala przy Słowackiego, ale pan doktor powiedział, że tata może tam nie dojechać, więc zgodziliśmy się na szpital przy Monte Cassino, byle szybciej dotarł do szpitala - opowiada dalej pani Adriana. - Ojciec leżał na izbie przyjęć. Zapytałam pielęgniarki, gdzie tata zostanie przewieziony. Usłyszałam, że na pewno na chirurgię. Poszłyśmy więc tam z siostrami, by poczekać na tatę. To, co się działo potem, to był istny koszmar - mówi.

Rodzina zmarłego oskarża szpital o zaniedbania

Jak opowiadają córki, na oddziale ich ojciec pojawił się dopiero mniej więcej po godzinie od dotarcia na izbę przyjęć. Tam, według relacji córek, znów oczekiwał na gastroskopię.

- Po tym badaniu ojciec trafił na salę chorych. Rozmawiałam z nim i mówił, że bardzo boli go brzuch i czuje, że coś się tam dzieje. Niewiele myśląc, pobiegłam szukać lekarza, ale kazano nam czekać. Kiedy wróciłam, zobaczyłam, że tata ma krwotok. Pobiegłam do pielęgniarek, które dały mi miskę i poleciły, bym ją trzymała! Ojciec miał dreszcze i było mu bardzo zimno. Po chwili przyszła pielęgniarka, zmierzyła mu ciśnienie i pobiegła po lekarza. Usłyszałam, jak mówi, że tata ma ciśnienie 60 na 30. Szybko podano mu kroplówkę - opowiada pani Adriana.

Córki: do operacji przystąpiono zbyt późno

Po tym, jak Władysław Sanocki dostał ponownie krwotoku, lekarze musieli go reanimować. Córki pobiegły po księdza, który udzielił ich ojcu namaszczenia. Serce pacjenta zaczęło jednak bić.

- Dopiero wtedy wzięli go na operację. Kiedy stracił prawie całą krew, po półgodzinnej reanimacji, wówczas zdecydowali się na operację! - mówi Andżelika Sanocka, druga z córek.

To ona pierwsza przyjechała do szpitala na drugi dzień.

- Siedziałam tam i płakałam, ale zainteresował się mną dopiero ksiądz, który udzielał ojcu namaszczenia. Podszedł i zapytał, co się dzieje. To on mi powiedział, że ojciec żyje, ale jest w ciężkim stanie - dodaje.

Pacjent trafił na oddział intensywnej opieki.

- Tata był w śpiączce. Zmienialiśmy się co kilka godzin przy ojcu. Robiliśmy okłady, bo miał temperaturę, masowaliśmy go - wspomina córka.

Władysław Sanocki zmarł 2 maja. Dwa dni później rodzina zdecydowała się zawiadomić prokuraturę.

- W Prokuraturze Rejonowej w Przemyślu 4 maja został przyjęty protokół zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa. 5 maja prokuratura wszczęła śledztwo. Oczekujemy na wyniki sekcji zwłok. Prokurator wystąpił także do szpitala o wydanie pełnej dokumentacji medycznej - mówi rzecznik Prokuratury Okręgowej w Przemyślu Marta Pętkowska.

Śledztwo prowadzone jest w kierunku przestępstwa narażenia na utratę życia lub zdrowia przez osoby zobowiązane do opieki.

Zastępca dyrektora ds. lecznictwa Szpitala Wojewódzkiego w Przemyślu Krzysztof Popławski sprawę zna. Uważa jednak, że po stronie szpitala nie było żadnych uchybień.

- Z mojej wiedzy wynika, że pacjent trafił do nas w bardzo ciężkim stanie, o wiele za późno - mówi. - Rozumiemy emocje związane ze śmiercią bliskiej osoby, ale bardzo rzadko zdarza się przemoc słowna taka, jakiej w szpitalu doświadczono ze strony rodziny tego zmarłego - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24