Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rzeszów - najpiękniejszy plan zdjęciowy w moim życiu

Rozmawiał MARCIN KALITA
W "Bobrach" Huberta Gotkowskiego zagrał jedną z głównych ról
W "Bobrach" Huberta Gotkowskiego zagrał jedną z głównych ról Fot. DDN Productions
Gdy w Rzeszowie kręciliśmy "Bobry", czułem się jak na wakacjach - mówi aktor Wojciech Solarz.

Twoją karierę zawodową rozpoczął dość dramatyczny akcent, którym była rola Hamleta na deskach Teatru Ochoty.

Tak naprawdę moim debiutem scenicznym był Ignac w "Trans-Atlantyku" Gombrowicza w reżyserii Waldemara Śmigasiewicza, który przygotowaliśmy rok wcześniej w Teatrze Montownia. Ale rzeczywiście waga Hamleta go przytłoczyła, dlatego to właśnie tę postać uważa się za mój debiut.

Po szkole do Teatru Ateneum zaprosił Cię sam Gustaw Holoubek. To ogromne wyróżnienie.

Zgadza się. Następnie trafiłem do Teatru Narodowego, którego dyrektorem jest Jan Englert. W czasie studiów był on opiekunem mojego roku. Jestem szczęśliwy, że w tym czasie mogłem zagrać wiele ról w sztukach Szekspira, Sofoklesa, Schaeffera, Gombrowicza, Norwida, Miłosza czy Moliera. Ale paradoksalnie później jeszcze więcej grywałem we współczesnym repertuarze, który trzynaście lat temu, kiedy ja kończyłem szkołę , tak naprawdę jeszcze nie istniał. Na początku ciężko było mi nagle przestawić się z Gombrowicza na Walczaka, ale z czasem ten współczesny repertuar zaczął do mnie bardziej przemawiać.

Ostatecznie jednak postanowiłeś rozstać się z etatem w teatrze, by poświęcić swój czas dla kina.

Dwa lata temu odszedłem z Narodowego. Rzeczywiście, kino zaczęło mnie wtedy coraz bardziej kręcić. Ale żeby była jasność, mam na myśli kino offowe. Jeszcze w szkole teatralnej moją głowę zaprzątały myśli, żeby robić coś swojego.

Czyli być twórcą, a nie jedynie odtwórcą?

Zbyt wielkie słowa. Ale już wtedy zacząłem zapełniać całe zeszyty swoimi wierszami, skeczami kabaretowymi. Koledzy mieli niezły ubaw, kiedy prezentowałem im swoją radosną twórczość. Coraz bardziej fascynowało mnie też kino niezależne. I wbrew pozorom pomogło mi to bardzo w repertuarze klasycznym. Pięć lat temu założyliśmy na Mokotowie z przyjaciółmi kabaret "Na koniec świata". Ten twór, przepełniony czarnym humorem, bardzo pomógł mi w kontakcie z odbiorcą sztuk dramatycznych. Bo ja także, jak chyba każdy aktor, należę do osób nieśmiałych.

Wspomniałeś o kinie offowym. Masz na swoim koncie dwa filmy krótkometrażowe: obsypaną nagrodami "Tajemnicę Alberta" i "Norberta Jurasa i syna". Napisałeś do nich scenariusz, wyreżyserowałeś je, byłeś ich producentem i kierownikiem produkcji, odpowiadałeś za scenografię i kostiumy.

Jak bierzesz się za kino niezależne, to musisz większość sam ogarnąć. Niedawno powołaliśmy też z kolegami grupę filmową. Teraz każdy z nas kombinuje, co by tu znów zbroić.

Czyli chcesz jeszcze coś nakręcić?

Jak najbardziej. Strasznie rajcuje mnie ten sposób komentowania otaczającej nas rzeczywistości, ale żeby była jasność, najważniejsze jest dla mnie aktorstwo.

Grasz w repertuarze klasycznym, ale też rozśmieszasz ludzi w kabarecie. Co Ci jest bliższe - serio czy buffo?
Jedno bez drugiego nie ma racji bytu. Kabaret pomaga mi w zrównoważeniu ołowianych emocji, którymi faszeruję się, grając w klasyce. I na odwrót. Choć i w kabarecie staramy się, żeby nasze skecze były o czymś, a nie jedynie...

... politycznym bełkotem?

Staramy się trzymać z dala od polityki. Choć od czterech lat w swoich monologach parodiuję prezydenta Komorowskiego.

Zejdźmy ze sceny, tym bardziej politycznej. Już na początku kariery przekonałeś do siebie kamerę. Zagrałeś w niezliczonej liczbie seriali, w tak kultowych produkcjach jak "Popiełuszko" czy "Wałęsa", pracowałeś z Andrzejem Wajdą, Janem Jakubem Kolskim. Ale największą rozpoznawalność przyniosła Ci chyba rola w serii Jacka Bromskiego "U Pana Boga...".

Nie zaprzeczę. Bardzo sie cieszę, że udało mi sie zagrać w filmach, które od lat są tak lubiane. Ich sekret polega na tym, że przedstawiają one krainę szczęśliwości, w której każdy z nas chciałby się znaleźć. Sam teraz chętnie bym tam wrócił. Dochodziły mnie słuchy, że są zakusy na zrealizowanie kolejnej części, ale nie wiem, na jakim etapie jest ów projekt, bo dawno nie rozmawiałem z Jackiem Bromskim.

Póki co ,zaangażowany jesteś w nowy serial "Nie rób scen".

Bardzo fajnie mi się przy tym pracuje. Jest to polski odpowiednik izraelskiego formatu "Little Mom". Widziałem kilka odcinków pierwowzoru. Szczerze mówiąc, zastanawiałem się, jak te gorące południowe temperamenty uda się przełożyć na język polski i naszą rzeczywistość. Ale scenarzystom udało sie to wyśmienicie.

To serial o kobietach po trzydziestce. Jakoś średnio mi na nią wyglądasz...

Rzeczywiście jest to historia czterech przyjaciółek. Dwie z nich są mężatkami. Ja gram męża jednej z nich. Głównym zadaniem mężczyzn jest sprowadzanie na ziemię pomysłów, które kłębią się w głowach naszych bohaterek.

Grasz męża Joanny Brodzik. Media rozpisywały się o tym, że wygryzłeś z tej roli jej życiowego partnera Pawła Wilczaka.

Proszę cię! Nie marnuję czasu na czytanie podobnych bzdur. Jeden z takich "rewelacyjnych" artykułów podesłał mi kumpel. Zobaczyłem w nim zdjęcie, na którym stoję z Joasią. To fotomontaż, bo wiem z jakiej imprezy mnie wycięto, żeby wpasować w tę fotę. Poza tym wtedy z Joasią poznaliśmy się zaledwie pięć dni wcześniej i mieliśmy jeden dzień zdjęciowy. A co do Pawła... Nie znam go i nawet nie wiem, czy w ogóle brał udział w castingach do tego serialu.

Na koniec pojadę lokalnym patriotyzmem. Jak wspominasz Rzeszów i plan "Bobrów" w reżyserii Huberta Gotkowskiego?

Super. To był najpiękniejszy plan zdjęciowy w moim życiu. Trzy tygodnie fantastycznej zabawy, przy okazji której powstał film. To doskonały przykład na to, jak można czerpać radość z tworzenia kina. Przez ten czas razem z Robertem Jarocińskim i Sebastianem Stankiewiczem mieszkaliśmy w bloku naprzeciw stadionu Stali Rzeszów. Czułem się jak za starych dobrych czasów na obozie czy kolonii. Kiedy wyjeżdżaliśmy, odnosiłem wrażenie, jakbym wracał do szarej rzeczywistości z najcudowniejszych wakacji. A jeszcze przy okazji ktoś w tym czasie utrwalił cię na kamerze, żebyś do końca życia nie zapomniał, jak było wspaniale.

Byłeś jeszcze później w Rzeszowie?

Przede wszystkim na premierze. Ale zupełnie niedawno przejeżdżałem przez Rzeszów. Specjalnie zatrzymałem się pod tym blokiem. Usiadłem i wysyłałem chłopakom zdjęcia z zapytaniem: Zgadnijcie, gdzie jestem? Nie mieli wątpliwości. Nawet mi zazdrościli. Mam nadzieję, że jeszcze kiedy zrobimy coś z Hubertem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24