Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pies Kajtek, przyjaciel aż po grób. Na cmentarzu czuwa dzień i noc

Anna Janik
Kajtek nie odstępował Krzysztofa na krok. Chodził z nim na treningi piłkarskie, do kolegi Krzysztofa, do jednostki OSP, w której Krzysiek był druhem. Teraz też go nie odstępuje.
Kajtek nie odstępował Krzysztofa na krok. Chodził z nim na treningi piłkarskie, do kolegi Krzysztofa, do jednostki OSP, w której Krzysiek był druhem. Teraz też go nie odstępuje. Krzysztof Kapica
17-letni Krzysztof ze Zgłobnia przygarnął Kajtka na rok przed śmiercią. Choć od tragicznego wypadku minęło 2,5 roku, pies nie przestał tęsknić. Codziennie czuwa na cmentarzu.

On czuł nasz smutek już w dniu, kiedy zginął Krzysztof. Jęczał, tulił się do nóg. Psisko wszystko wiedziało - kiwa głową Barbara Chmiel ze Zgłobnia, matka Krzysztofa, jednego z trzech przyjaciół, którzy zginęli w Niechobrzu we wrześniu 2012 r. - Prawdopodobnie szedł też za trumną na cmentarz, ale tego ani ja, ani nikt z rodziny nie pamięta. Byliśmy w takim stanie, że nie wiemy nawet, czy dawaliśmy mu jedzenie - dodaje.

Kajtek, sympatyczny rudy pekińczyk, ulubieniec okolicznych dzieci. Już od 2,5 roku regularnie wymyka się z gospodarstwa i biegnie na cmentarz. Nie ma problemu, by wśród setek innych grobów znaleźć miejsce spoczynku jego pana.

- Często sama spotykałam go, kiedy szłam na cmentarz - opowiada pani Barbara. - Wychylał się zza grobu i machał ogonkiem. A ile razy z tego cmentarza go zwoziliśmy do domu, bo przecież by tam zostawał na noc...

Najwierniejszy przyjaciel

Kajtek, pies przybłęda, został przywieziony przez siostrę Krzysztofa rok przed jego śmiercią. Miał zostać u rodziny Chmielów raptem na trzy tygodnie, do momentu aż siostra Krzyśka wróci zza granicy.

Szybko stał się jednak najwierniejszym przyjacielem Krzysztofa, którego nie odstępował nawet na krok. Chodził z nim na treningi piłkarskie, do jednostki OSP, w której Krzysiek był druhem. Razem ze swoim panem odwiedzał jego najlepszego przyjaciela - Pawła, który zginął w tym samym wypadku. We wsi Krzysiek zawsze kojarzony był z kuśtykającym obok jego nogi Kajtkiem.

- Największą frajdą zarówno dla psa, jak i Krzyśka było kąpanie w bali na podwórku - opowiada pani Barbara. - O dziwo, Kajtek bardzo to lubił, w przeciwieństwie do swojego poprzednika - Puszka.

Krzysiek uwielbiał zwierzęta. Kiedy był jeszcze raczkującym dzieckiem, kładł się na tym Puszku, przytulał go. Wchodził nawet do budy dużego psa sąsiadów, którego ja się bałam.
Dlatego fakt, że Kajtek nie opuszcza swojego pana nawet po śmierci, wcale jej nie dziwi.

- Psy potrafią być bardziej czułe niż ludzie - uważa.

Tamten dzień wraca do dziś

I wspomina, że przed śmiercią Krzysztofa wydarzyła się także inna symboliczna, dziwna rzecz. Na trzy dni przed wypadkiem na parapecie pokoju syna pojawiły się dwa piękne białe gołębie, które codziennie tam wracały. Aż do pamiętnej tragicznej niedzieli we wrześniu 2012 r., po której już nigdy więcej rodzina ich nie zobaczyła.

- Tuż przed wypadkiem robiliśmy w domu duży remont, żeby Krzysiek miał swój pokój - wspomina pani Barbara. - Skuliśmy tynki, zdarliśmy podłogi. Krzysiu wynosił stare meble, popakował swoje rzeczy. Sprzątnął po sobie przed śmiercią wszystko...

Matka przyznaje, że już nie zastanawia się nad tym, dlaczego jej syn razem z czwórką znajomych wsiadł do samochodu, który prowadził pijany kierowca Karol B., skazany nieprawomocnym wyrokiem na 10 lat więzienia. Nie znali się dobrze, a widywali przypadkiem.

- Krzysiek nigdy nie wrócił do domu pijany, nawet nie wracał zbyt późno. Przyjaźnił się z Pawłem, z którym łączyła go miłość do motoryzacji, a także z bratem kolejnego zmarłego - Sylwkiem. Pewnie wsiadł do tego auta, bo oni to zrobili - przypuszcza.

Jak mówi, początkowo myślała, że ta tragedia połączy wszystkie rodziny, które w jakiś sposób dotknęła, że wspólnie będą musieli żyć z tym ciężarem. Nie chciała nawet, by sprawca poszedł do więzienia, bo nie wróciłoby to życia jej synowi. Ale zdanie zmieniła.

- Mimo zabranego przez policję prawa jazdy i ja, i sąsiedzi widywaliśmy go za kółkiem w różnych samochodach, które często zmieniał. Zgłaszaliśmy to na komendzie, bo tak sobie pomyśleliśmy, że zabierze na tamten świat kolejne osoby - mówi pani Barbara. - Dziwiła nas też postawa jego rodziny. Nie mamy z nią kontaktu. Wygląda na to, że jest na nas, rodziny ofiar, obrażona, że wsadzamy jej syna do więzienia - kręci z niedowierzaniem głową.

I dodaje, że dziwi ją fakt, że sprawca wypadku, który - jak orzekł sąd - zabił trzy osoby, jadąc po spożyciu alkoholu, raptem dwa tygodnie temu wyszedł z aresztu mimo nieprawomocnego wyroku sądu.

- Nie wiem, jaki był sens go zwalniać, skoro prawdopodobnie i tak trafi za kraty. Sąd apelacyjny może mu, co najwyżej, obniżyć karę - dodaje pani Barbara. - Dla nas nigdy nic już nie będzie takie samo. Wszys- cy niby pracujemy, wychodzimy do ludzi, ale to, co nosimy w sercu, wiemy tylko my - zawiesza głos. - Dziś po synu został mi tylko ten Kajtek...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24