Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wariatka za kierownicą? Czy za stara, aby prowadzić?

Andrzej Plęs
- Przez dziesięć lat za kółkiem nie miałam żadnych kłopotów na drodze i nagle robią ze mnie wariatkę. Komuś przeszkadza mój wiek - przypuszcza 78-letnia Eugenia Duda.
- Przez dziesięć lat za kółkiem nie miałam żadnych kłopotów na drodze i nagle robią ze mnie wariatkę. Komuś przeszkadza mój wiek - przypuszcza 78-letnia Eugenia Duda. Andrzej Plęs
Czy Eugenia Duda z Lubaczowa jest przemytniczką? Fakt, celnicy przyłapali ją na granicy z fajkami. Ale nie jest wariatką! Więc dlaczego chcą jej zabrać prawo jazdy? Bo prokuratura pomyliła neurologa z psychiatrą.

Stuknęła jej siedemdziesiątka, kiedy po raz pierwszy wsiadła za kółko samochodu. Wcześniej Eugenia Duda też jeździła na Ukrainę po fajki, ale rowerem. Jeździłaby dalej na dwóch kółkach, bo co to dla sprawnej, żwawej siedemdziesięciolatki dwadzieścia kilometrów z przystankiem na granicy, ale okoliczności się zmieniły.

W Siedliskach ma 60 arów, parę grządek na warzywa, które uprawia, żeby się dokarmić, bo z 950 zł miesięcznej emerytury po 37 latach pracy wyżyć ciężko. Raz po raz dojeżdżała z Luba- czowa autobusem, ale połączenie zlikwidowano. Postanowiła więc zdobyć prawo jazdy, bo rowerem 40 km w jedną stronę to jednak trochę za dużo. I fajki też wygodniej wozić autem niż rowerem.

Wódki - jak zapewnia - nie przywoziła, bo rozpijać rodaków nie chce. Ale dzięki odrobinie grosza z fajek i tym paru grządkom mogła jakoś przeżyć. I - najważniejsze - pomóc ciężko choremu wnukowi, a terapia niemało kosztuje.

Wszystko działało do listopada 2013 roku, kiedy to na przejściu granicznym w Hrebennem celnicy zdybali ją za kierownicą matiza z 38 paczkami ukraińskich papierosów na pokładzie.

"...bez polskich znaków akcyzy, o łącznej wartości celnej 41,00 PLN, przez co naraziła budżet Unii Europejskiej na uszczuplenie należności celnej w kwocie 23,00 PLN" - głosił potem wyrok Sądu Rejonowego z Tomaszowie Lubelskim. Skarb Państwa też naraziła: na 670 zł strat na akcyzie i VAT. Na granicy chcieli jej dać 1500 zł mandatu.

- Nie po raz pierwszy mnie złapali, ale do tej pory dawali jakieś znośne grzywny, papierosy zabierali, płaciłam bez szemrania - przyznaje. - Przecież jak przewożę dwa kartony, to nie żeby się dorobić, ale żeby z głodu nie umrzeć. Ale od razu 1500? Aż się u celników popłakałam z rozżalenia
.
Przyznała się do przemytu, ale mandatu nie przyjęła. Sprawa trafiła do sądu, sąd kazał jej zapłacić 600 zł. Karnie spłaca w ratach. Widać - zasłużyła. Ale dlaczego państwo chce jej jeszcze odebrać prawo jazdy?

Pomylili neurologa z psychiatrą?

Nim sprawa trafiła do sądu, 78-letnią kierowcę przemaglowała Prokuratura Rejonowa w Tomaszowie Lubelskim. Powołała biegłych, żeby upewnić się, czy "w chwili popełnienia czynu" była poczytalna.

I żeby sprawdzić, czy stan jej zdrowia pozwala stanąć jej przed sądem. I najważniejsze: "czy istnieje i w jakim stopniu prawdopodobieństwo ponownego popełnienia przez Eugenię Duda czynu zabronionego, związanego z jej chorobą psychiczną" - argumentowała prokuratura. Nie bez powodu tak argumentowała, bo - uzasadnia prokuratura - "podejrzana podała, że leczy się psychiatrycznie".

Wyrok dawno zapadł, ale rzekoma choroba psychiczna ciągnie się za Eugenią do dziś, bo z powodu "choroby psychicznej" chcą jej odebrać prawo jazdy. I na nic zdały się tłumaczenia starszej pani, że nigdy psychiatrycznie się nie leczyła, że - owszem - korzystała z porady neurologa, od kiedy dostała metalowym drążkiem podczas napadu rabunkowego, ale to było 40 lat temu. I jeszcze ma chory kręgosłup, stąd ten neurolog.

Właśnie tak zeznała przesłuchującej ją prokurator, więc widocznie prokuratura coś pokręciła, myląc neurologię z psychiatrią. Ale machina już ruszyła, papiery urzędowe poszły w ruch, a w nich stało, że ona wariatka. Nie, nie na tyle wariatka, żeby nie móc odpowiadać przed sądem, ale na tyle wariatka, żeby odebrać jej prawo jazdy.

Biegli pogadali, przebadali, napisali: "Nie stwierdziliśmy u niej objawów wytwórczych, wskazujących na występowanie choroby psychicznej". Dodali, że ma miażdżycę, że w związku tym objawy "ograniczonego uszkodzenia centralnego układu nerwowego", ale stąd daleko do niepoczytalności, bo funkcjonuje zupełnie normalnie. Przed sądem stawać może.

O prowadzeniu pojazdu - ani słowa, bo nie takie mieli biegli psychiatrzy zadanie. Ekspertyzę psychiatrów inaczej pojęła prokurator z Tomaszowa Lubelskiego, bo najpierw zaalarmowała prokuraturę lubaczowską, a potem ta przesłała pismo staroście lubaczowskiemu.

A w nim śledczy z Tomaszowa napisali: "Okoliczności stwierdzone przez biegłych, a to rozpoznane u Eugenii Duda choroby, wskazują na uzasadnione zastrzeżenia co do stanu jej zdrowia i uprawdopodobniają wątpliwości co do posiadanej przez nią wymaganej sprawności do prowadzenia pojazdów".

Prokuratura zauważyła też, że pani Eugenia otrzymała prawo jazdy w 2009 roku, że ważne jest ono do 2019 roku, ale zasugerowała staroście, żeby starszą panią wysłał na badania lekarskie. Starosta wysłał, bo nie miał innego wyboru.

W ciągu trzech miesięcy pani Eugenia nie dostarczyła starostwu wyników, starostwo wydało więc decyzję, by odebrać jej prawo jazdy do czasu, aż kobieta wyniki dostarczy. Przecież chora psychicznie nie może siadać za kierownicą.

- Obligatoryjnie musieliśmy skierować tę panią na badania - tłumaczy Jan Bednarczyk, naczelnik wydziału komunikacji w starostwie. - Musieliśmy też cofnąć tej pani uprawnienia, bo nie dostarczyła wyników badań.

Naczelnik zaznacza, że gdyby toma- szowska prokuratura wycofała swój wniosek, to i lubaczowskie starostwo mogłoby wycofać całą procedurę weryfikacji uprawnień kierowcy - pani Eugenii. Ale prokuratura się uparła, koła poszły w ruch. A zawiadomienie ze starostwa o cofnięciu prawa jazdy - do policji.

Starsza pani zaprotestowała w piśmie do starosty. Przecież jej badania lekarskie, dotyczące zdolności do prowadzenia pojazdów, wciąż są aktualne. Zdobyła oświadczenie Komendy Powiatowej Policji w Lubaczowie, że nigdy nie była notowana czy karana za wykroczenia.

Zdobyła zaświadczenie od swojego ubezpieczyciela, że ten nigdy nikomu nie wypłacał odszkodowania za jakiekolwiek uszkodzenia, które ona by spowodowała. Przez dziesięć lat za kółkiem żadnych kłopotów na drodze - i nagle prokuratura zrobiła z niej wariatkę.

Starosta się nie ugiął, odwołała się do samorządowego kolegium odwoławczego. SKO przyznało rację staroście, bo ten ma prawo zatrzymać prawo jazdy, kiedy istnieją uzasadnione zastrzeżenia co do stanu zdrowia kierowcy.

Krążąc między prokuraturą, sądem, starostwem a SKO, rzeczywiście można nabawić się zaburzeń psychicznych, ale pani Eugenia trzymała się dzielnie. Oficjalnie zaprotestowała w tomaszowskiej prokuraturze, iż kiedykolwiek podawała, że leczyła się psychiatrycznie.

I wygrała. Chwilowo i połowicznie, ale jednak. Bo prokuratura przyznała jej rację: "Faktycznie w uzasadnieniu postanowienia z dn. 16.04.2014 omyłkowo wpisano (podejrzana podała, że leczy się psychiatrycznie) zamiast prawidłowo - neurologicznie". Czyli z leczącej chory kręgosłup zrobiono przez pomyłkę wariatkę, a potem organy ścigania poszły za ciosem. I do dziś idą.

Niezdolna, bo...

Starosta lubaczowski skierował panią Eugenię do wojewódzkiego ośrodka medycyny pracy. Choć starsza pani skarżyła się wcześniej na schorzenia neurologiczne, nie badał jej żaden neurolog.

Badali za to psychiatrzy, a w rzeszowskim ośrodku trafiła w ręce psychologów. Tu pani psycholog zakreśliła na gotowym druku: "stwierdzam istnienie przeciwwskazań psychologicznych do prowadzenia pojazdów". Jakich? Nie wiadomo, nie podała. Pani Eugenia odwołała się od wyników badań, skierowano ją więc do Małopolskiego Ośrodka Medycyny Pracy. Pojechała do Krakowa.

- Lekarz zdziwił się, że ktoś mnie do niego skierował - opowiada pani Eugenia. - Zaczęłam mu opowiadać całą tę chorą historię, powiedziałam, że sama się poruszam, pomocy niczyjej nie potrzebuję. Nawet zrobiłam przed nim parę skłonów. I zapytałam, jak mam udowodnić, że mogę prowadzić samochód. W końcu się przed nim rozpłakałam, powiedziałam, że życie mi zabierają. Bo ja nie będę miała z czego żyć, jak sobie w Siedliskach nie posadzę paru grządek ziemniaków, cebuli i marchewki. Że bez samochodu tam się nie dostanę. Poradził mi, żebym bliżej miejsca zamieszkania poszukała psychologa, który mi wystawi pozytywne zaświadczenie.

Sąd rozstrzygnie

- Komuś przeszkadza mój wiek - jest przekonana pani Eugenia. - Jakbym miała 50 lat, to nikt by się nie czepiał, że kiedyś chodziłam do neurologa. A u nas - jak stary, to musi być chory, głupi, niepełnosprawny, najlepiej wsadzić takiego do domu starców i dać pampersa.

Teraz idzie do Sądu Administracyjnego w Rzeszowie. Będzie się skarżyć na samorządowe kolegium odwoławcze. Że odrzuciło jej skargę na decyzję starosty o odebraniu jej prawa jazdy.

Dokumentu nie oddała, ale za kółko tymczasem nie wsiada, żeby państwa nie prowokować. Jak trzeba, to wstaje o piątej rano, wsiada w pociąg do Jarosławia, tam przesiada się do pociągu do Rzeszowa albo Przemyśla, chodzi po urzędach i instytucjach, żeby dochodzić swoich praw.

Państwo nie zatroskało się o to, czy 78-latka jest wystarczająco zdrowa, żeby można nią było miotać od urzędu do urzędu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24