Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fryzjer z Rzeszowa uratował życie swojej klientce

Ewa Kurzyńska
Anioł Stróż? Bohater? Pan Marek nie chce, by tak o nim mówiono. - Po prostu zrobiłem to, co należało - ucina
Anioł Stróż? Bohater? Pan Marek nie chce, by tak o nim mówiono. - Po prostu zrobiłem to, co należało - ucina Krzysztof Łokaj
Zamknął swój salon i szybko zawiózł słabnącą klientkę na pogotowie. Ratownicy medyczni nie szczędzą komplementów - być może mężczyzna uratował chorej kobiecie życie.

Tego dnia Marek Gallin z Rzeszowa długo nie zapomni. W miniony wtorek późnym popołudniem do jego salonu fryzjerskiego przyszła stała klientka. W trakcie czesania kobieta zaczęła się nietypowo zachowywać: kiwała się w fotelu, wyglądała na bardzo osłabioną.

- Spytałem, czy wszystko w porządku. Zaniepokojony, zaproponowałem klientce, żeby usiadła w wygodniejszym miejscu. To nie pomogło, kobieta wciąż czuła się bardzo źle. Bałem się, że jeśli wyjdzie w takim stanie, to spotka ją coś złego. Zaproponowałem więc, że pojedziemy razem na pogotowie - opowiada pan Marek.

Mężczyzna szybko zamknął salon, zabrał słabnącą kobietę do swojego samochodu i kilka minut później oboje byli już przy ul. Poniatowskiego, gdzie mieści się wojewódzka stacja pogotowia ratunkowego. Chorą szybko przewieziono karetką na sygnale do jednego z rzeszowskich szpitali.

- Po badaniach okazało się, że kobieta miała zaburzenia poziomu elektrolitów i wysokie ciśnienie krwi. U osób po 50. roku życia taki stan może prowadzić do poważnych zaburzeń rytmu serca, a w dalszej konsekwencji - do nagłego zatrzymania krążenia.

Niewykluczone, że odpowiedzialną postawą pan Marek uratował życie swojej klientki - chwali go Andrzej Szplitt, ratownik medyczny z Rzeszowa, który był świadkiem wtorkowej sytuacji.

Dzień później pan Marek otrzymał sympatyczny SMS od swojej stałej klientki, która czuła się już lepiej niż poprzedniego popołudnia. Miał także okazję porozmawiać z jej bliskimi.

- Kamień spadł mi z serca. Cieszę się, że wszystko skończyło się dobrze. Zadziałałem odruchowo, nie miałem wątpliwości, że trzeba pomóc. Choć przyznaję, że najadłem się strachu. Już po wszystkim pojawiły się myśli: "A gdybym kiedyś był świadkiem sytuacji, w której konieczna byłaby reanimacja? Czy potrafiłbym skutecznie pomóc?". W efekcie postanowiłem zapisać się na fachowy kurs pierwszej pomocy - mówi mężczyzna.

Andrzej Szplitt, który jest członkiem Polskiej Rady Resuscytacji, nie ma wątpliwości: każdy z nas powinien przejść takie profesjonalne przeszkolenie, np. w stacji przy Poniatowskiego.

- Zdobywa się w ten sposób umiejętności, które ratują życie. Od wielu lat pracuję jako ratownik medyczny i bywałem świadkiem tragedii: ktoś nagle upadł, przestał oddychać, serce nie biło, a nikt nie pomógł. Gdy załoga karetki docierała na miejsce, na ratunek było już najczęściej za późno - nie ukrywa Andrzej Szplitt.

Statystyki dotyczące Polski są niepokojące: na 100 osób, u których dochodzi do nagłego zatrzymania akcji serca, uratować udaje się tylko 10. Tymczasem na świecie są miejsca, gdzie nagłe, pozaszpitalne zatrzymanie krążenia udaje się przeżyć nawet co drugiemu choremu. Skąd tak duże różnice? Kluczowa jest gotowość niesienia pomocy. U nas taką gotowość deklaruje najwyżej co druga zapytana osoba. To więcej niż jeszcze kilka lat temu, ale wciąż za mało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24