Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sztywne nogi wystawały z karety, czyli o kultowych filmach kręconych na Podkarpaciu

Beata Terczyńska
Łańcut na ekranie prezentował się urokliwie.
Łańcut na ekranie prezentował się urokliwie. kadr z filmu "Trędowata"
W łańcuckiej powozowni stoją jeszcze karety, które grały w "Trędowatej".

Gdy do Łańcuta zjechał Jerzy Hoffman z aktorami i ekipą filmową, historyk sztuki Teresa Fabijańska - Żurawska była już ładnych parę lat kustoszem powozowni w zamku. To jej przypadło w udziale podstawianie do konkretnych scen powozów, które teraz można podziwiać w melodramacie z 1976 roku, będącym adaptacją powieści Heleny Mniszkówny. Pani Teresa zgodziła się z nami spotkać i opowiedzieć, co zapadło jej w pamięci z tamtego okresu.

- Te drzewa, na tle których rozgrywa się sentymentalna scena, kiedy uszczęśliwiona Stefcia Rudecka kręci się wokół w rytm walca, już nie istnieją - mówi emerytowana kustosz. - Dąb został pochylony przez burzę i ze strachu go ścięto. Nie przetrwała też lipa, która stała samotnie i pięknie rosła. Film jest więc też historycznym wspomnieniem parku.

Park wyglądał urokliwie

- To było lato, bodajże sierpień, w pełni rozwinięta zieleń, kwiaty. - Pamiętam scenę wyznania miłosnego ordynata Michorowskiego, którego grał Leszek Teleszyński, do Stefci, w rolę której wcieliła się młodziutka Elżbieta Starostecka. Kręcona była w parku wewnętrznym, od strony wschodniej, tam gdzie jest tak zwany ogród włoski - opowiada.

Mówi, że wtedy podstawili aktorom powóz z odwróconym siedzeniem. Rzecz polega na tym, że siedząc w nim, nie widzi się kozła ze stangretem ani koni, natomiast ogląda się krajobraz. Parę osłania buda, która ma umbrelkę i klapę. Jest kameralnie.

W scenie ordynat wyznaje miłość nauczycielce, a ona jest tak strasznie tym przestraszona, że z impetem otwiera klapę, wyskakuje z powozu i mówi: ja pana nie kocham, ja pana nie kocham, po czym ucieka. - Drżeliśmy wtedy, żeby za mocno nie stuknęła klapą, żeby to się nie rozleciało, a wszystko, co było poprzypinane do powozu, nie zniszczyło budy.

Teleszyński niemal frunął karetą

Kiedy zaproszono ją kilka dni temu do domu kultury, młodzi ludzie byli ciekawi zniszczeń po wyjeździe kolejnych filmowców z zamku.

- Przy "Trędowatej" było ich najmniej. Bryczka trochę ucierpiała, bo przyczepione do resorów i boków naręcza świeżych, wyciągniętych z wody kwiatów zostawiały ślady na lakierze. Podobnie jak druciki, którymi upinano rośliny - delikatne odrapania. Podstawiliśmy specjalnie taką bryczkę, która i tak miała iść do remontu, a ekipa obiecała, że nam to zrefunduje.

Dodaje, że przy "Lalce", do której wypożyczali powozy i karety, dali tylko te, które nie pochodziły z kolekcji po Potockich, lecz były muzealnymi nabytkami. Wylicza, że do różnych filmów udostępnili kilkanaście powozów, a do "Trędowatej" co najmniej pięć. - Chicago, landolet, którym jadą Barscy, bryczka czerniowiecka - przypomina sobie.

Siedem koni, jak i brek były wypożyczone z Bogusławic. Posłużyły m.in. do sceny, w której jadą Anna Dymna, czyli hrabianka Melania Barska, oraz Mariusz Dmochowski, jej ojciec. - Ich podróż była sfotografowana ówczesnymi metodami - śmieje się pani Teresa. - Oni siedzieli w karecie, ktoś trząsł nią z tyłu, żeby nagrać ruch, a inni cały czas przy oknach karety wachlowali gałęziami, by wydawało się, że Barscy jadą jakąś aleją i mijają drzewa.

Dodaje, że brek był nie byle jaki, bo księcia Sanguszki, a dziś jest dumą prywatnej kolekcji pod Warszawą.
Pamięta też ujęcie, w którym Michorowski na wieść o wyjeździe Stefci pędzi za nią bryczką, sam powożąc na stojąco.

- To była brawurowa scena w przepięknym plenerze parkowym. Ogiery z Bogusławic, owszem, były ułożone i przygotowane, ale równie dobrze mogły ponieść. Drżałam, żeby coś się nie stało Teleszyńskiemu, ale i bryczce, aby uprząż się nie zerwała, dyszel nie ułamał. Ogromnie to przeżywałam.

Śmieje się, że podczas tych wszystkich zdjęć mogła się przyjrzeć aktorom z bliska.

- Teleszyński śliczny, świeżo po ślubie młodziutka Starostecka urocza, delikatna jak porcelanowa laleczka. Można było patrzeć na nich jak w obrazki. Podczas plenerowych nagrań Starostecka zawsze trzymała się samotnie, w cieniu, na uboczu, tak jakby przygotowywała się do roli, szukała skupienia, nie chciała, by ktoś jej przeszkadzał. Nie brała udziału w rozmowach towarzyskich. - Scenę, w której odrzuca wyznanie miłości ordynata, uświadamiając sobie, że ich związek to mezalians, z którego wybuchnie skandal, zagrała na oczach gapiów. Tak pięknie wczuć się i oddać emocje to tylko aktor potrafi.

Przyznaje, że słyszała, iż aktorka stroniła od towarzystwa także dlatego, że mąż był "piekielnie" zazdrosny. - Słyszałam to od znajomego aktora z Warszawy.

Bardzo ciepło wspomina Jadwigę Barańską, grającą ciotkę Waldemara Michorowskiego, i Czesława Wołłejkę, jego dziadka.

- Szalenie sympatyczni, otwarci ludzie. Barańska - śliczna pani pełna werwy, taka dusza towarzystwa. Widać było, że chyba dobrze się czuła w tej roli. Zapewne podobnie jak w kręconej w Łańcucie "Hrabinie Cosel", czy później w "Nocach i dniach". Z Czesławem Wołłejką rozmawiali przy mnie zupełnie swobodnie. Kiedyś pan Wołłejko pyta: No jak tam, Jadziu, ty z tym Antczakiem żyjesz? A ona na to: Okropnie. Oczywiście żartując, bo było to bardzo dobre małżeństwo.

Kustosz podziwiała ogromny wysiłek aktorów i cierpliwość. Kiedyś pan Wołłejko tłumaczył jej, że przyzwyczaili się do wiecznego czekania. "Na zachodzie biorą dublerów, za to my mamy czas, by sobie porozmawiać" - mówił.

Sztywne nogi wystawały z karety

Wraca do zabawnej historyjki z planu, kiedy Jerzy Hoffman ogłosił przerwę i wszyscy rozpierzchli się na posiłek.

- Ja też pobiegłam na chwilę do domu coś zjeść i wróciłam doglądać powozów, które mogły być jeszcze potrzebne do zdjęć. Nagle patrzę, a z landoletu podobnego do karety, który stał bez koni w cieniu, prawie w krzakach, odsunięty już z planu, wystają sztywne nogi w czarnych lakierkach. Widać jeszcze było kawałek eleganckich spodni od garnituru - opowiada z rozbawieniem. - Myślę sobie, Boże święty, trup w karecie. Byłam tak strasznie przerażona, ale mam coś takiego w sobie, że boję się, ale idę do przodu. Podbiegam i staję zdumiona, bo patrzę, a to leży Teleszyński. Nogi mu się nie zmieściły, więc położył się w poprzek. Mówię: Co pan? i nagle zawisa mi całkowicie głos, bo on podnosi lekko głowę, te śliczne rzęsy i przeprasza: Bardzo panią przepraszam, ale ja jestem taki padnięty. A ja na to: Ależ proszę, panu wszystko wolno.

Dzien przed naszym spotkaniem pani Teresa, która wiedzę o powozach zdobywała także za granicą, kolejny raz obejrzała "Trędowatą", w której przenikały się sceny kręcone na zamku w Książu i łańcuckiej zamkowej bibliotece, salonie narożnym, salonie rogowyn, galerii rzeźb...

- Myślę, że odchodząca epoka została pokazana trochę satyrycznie. Choćby w scenie z piknikiem i żarłocznym jedzeniem. Przecież arystokracja nigdy tak nie jadała, nigdy nikt sam sobie nie nabierał, tylko od tego była służba w rękawiczkach. Jest tam wiele scen, które nie spodobały się senatorowi Janowi Zamoyskiemu, ostatniemu ordynatowi w Zwierzyńcu, który został poproszony do współpracy jako konsultant.

W Łańcucie powstała też "Hrabina Cosel" Jerzego Antczaka - polski film historyczny na podstawie powieści Kraszewskiego. Kustosz pamięta, że Ignacy Gogolewski, grający barona Fryderyka Kyana, przylatywał na plan, a potem z powrotem w samolot, by na wieczór zdążyć na spektakl do teatru.

Melodramaty i mocne kino

Podkarpacie slużyło za plan i innym reżyserom. Nasz region do filmu "Korowód" wybrał Jerzy Stuhr. Reżyser pozwolił nam przyglądać się zdjęciom w Bieszczadach. Byliśmy m.in. w miejscowości Bereżki pod Ustrzykami Górnymi.

Gdy przyjechaliśmy na miejsce w upalne przedpołudnie ,reżyser siedział pod rozpiętym czarnym parasolem, ubrany na sportowo, opalony, bo dopiero co wrócił ze zdjęć na Majorce. Spod drewnianego domu na szosę wytoczył się wóz zaprzężony w miejscowe konie: Maćka i Gniadego. Przy woźnicy siedział Jan Frycz, jeden z bohaterów opowieści, której tłem była lustracja. Dlaczego reżyser wybrał nasz region?

- Do Rzeszowa i w Bieszczady losy zawiodły bohatera. Mogły zawieść do Sanoka, czy Przemyśla, ale chciałem, żeby to jednak było jakieś większe miasto. A Bieszczady? To wyzwanie, bo moje filmy przeważnie dzieją się w miastach. Tak sobie więc pomyślałem: Boże, żeby chociaż tak raz można było wyjść na jakiś piękny plener. Zwłaszcza że "Korowód" jest znowu filmem kameralnym, opartym na słowie, bardzo skupionym. Chciałem więc widzowi dać też coś dla oka, parę pięknych miejsc pokazać - tłumaczył wtedy.

Śmiał się, że pisząc scenariusz, myślał o hotelu Rzeszów, a tu... zburzyli mu go. - Chyba się spóźniłem z kręceniem - żartował, dodając, że szuka też kilku ulic i mieszkania takiego z charakterystyczną rzeszowską aurą.

Byliśmy też na planie serialu "1920. Wojna i miłość" na podstawie scenariusza Janusza Petelskiego i Roberta Miękusa. W obsadzie byli m.in. Mirosław Baka, Piotr Gąsowski, Katarzyna Maciąg, Jakub Wesołowski. Zdjęcia powstawały m. in. w Rzeszowie, Świlczy, Sanoku i Jarosławiu, którego centrum stało się miasteczkiem z lat 20. ubiegłego wieku. Poznikały z niego wszystkie reklamy. Zastąpiły je wystylizowane szyldy, np. "skład towarów galanteryjnych".

Jedna z postarzonych specjalnym płynem kamienic odegrała posterunek policji państwowej w Węgrzycach. Boczna uliczka wysypana została ziemią. Gdy gościliśmy na planie ,pod murami leżeli statyści udający polskich żołnierzy. Pełno było dymu, kartki fruwały w powietrzu. Filmowcy kręcili sceny batalistyczne, przemarsz wojsk, ucieczkę bolszewików.

Wojciech Smarzowski wykorzystał też nasz region w swoim filmie "Dom zły", a teraz w Kolbuszowej poszukiwani byli statyści do jego nowej produkcji "Wołyń". Bieszczady zapromował ubiegłoroczny serial HBO "Wataha" o świecie pograniczników i przemytników.

Kilkanaście dni temu w Tyskowej zakończyły się zdjęcia do thrillera bieszczadzkiego "Na granicy" w reżyserii Wojciecha Kasperskiego. To historia dwóch nastolatków, którzy z ojcem, granym przez Andrzeja Chyrę ,wyjeżdżają do górskiej, opuszczonej strażnicy, a w chacie pojawia się ten zły - Marcin Dorociński. Wciąga bohaterów w mroczny świat. Są emocje, krew i trupy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24