Przypomnijmy, działacz miał wspólnie ze swoją partnerką nielegalnie handlować biletami (policja znalazła przy nim 12) na spotkanie eliminacji Euro 2016 Irlandia - Polska. Został zatrzymany przez policję i spędził noc w dublińskim areszcie.
"Przegląd Sportowy" dotarł do kibiców, którzy rzekomo nabyli wejściówki od Grenia (te w nominalnej cenie 50 euro miał sprzedawać za 500 złotych, te po 70 euro - za 600 zł) - bilety po weryfikacji w PZPN miały okazać się pochodzącymi z puli przeznaczonej dla Podkarpackie-go Związku Piłki Nożnej.
Kazimierz Greń był inwigilowany? "Pytano mnie, kiedy i jakim samolotem lecę. Bardzo dziwna rzecz" (źródło: TVN24/x-news)
Wybuchł wielki skandal, o działaczu-koniku w Polsce pisało się o wiele więcej niż o występie kadry Adama Nawałki. Postępowanie wszczął Wydział Dyscypliny PZPN, a prezes Zbigniew Boniek zapowiedział, że sprawa zostanie wyjaśniona.
We wtorek piłkę przejął jednak antybohater afery - zorganizował w Warszawie konferencję prasową, na której miał bronić się przed zarzutami. W praktyce wyszło jednak "One Greń Show", bo działacz nie odpowiadał na pytania z sali.
- Tej sprawy w ogóle nie powinno być. Dwa zarzuty wobec mnie zostały oddalone przez sąd w Irlandii, rozprawa trwała siedem minut, nie musiałem na niej nawet zabierać głosu. Oświadczam, że nie pojechałem na mecz w celach zarobkowych, byłem tam za prywatne pieniądze. Z powodów dla mnie nieznanych i niezrozumiałych odebrano mi 12 biletów przeznaczonych dla kibiców z Polski. W mediach przeprowadzono na mnie nagonkę, chciano mnie ukrzyżować w Wielki Piątek - grzmiał Greń.
Przedstawił też, jak z jego perspektywy wyglądało zatrzymanie przez irlandzką policję.
- Czy nikt z państwa nie szedł kiedyś na mecz z biletami dla znajomych? Czekałem na przyjaciół mojego przyjaciela Pawła Siarkiewicza, którym miałem przekazać wejściówki. Spóźniali się, zatrzymałem się więc na posesji w okolicy stadionu. Nie trzymałem biletów w ręku, miałem je w kieszeni. Podczas zatrzymania wydarto mi je oraz telefon. Wezwano policję. Nie stawiałem oporu, myślałem że to nieporozumienie - tłumaczył. - Miałem sześć nieodebranych połączeń od jednego numeru, była to osoba, której miałem przekazać bilety. Potwierdziła to policjantom, którzy zadzwonili do niej z własnego aparatu. Tę wersję potwierdził też pan Siarkiewicz. Prawo w Irlandii jest jednak takie, że o zwolnieniu zatrzymanego nie decyduje policja, ale sąd. Ten niestety nie zebrał się o 22.30, więc musiałem zostać w areszcie do rana - wyjaśnił Greń.
Według prezesa Podkarpackiego ZPN biletami pod stadionem handlowało wiele osób, ale zatrzymano tylko jego, wydzierając mu wejściówki z kieszeni. Sugeruje, że to nie przypadek, że służby porządkowe podeszły wprost do niego. Ktoś miał skontaktować się z ochroną, fałszywie oskarżając go o nielegalną sprzedaż.
- Gdybym chciał zarobić na biletach, zrobiłbym to po cichu, przez osoby trzecie. A stałem naprzeciwko głównego wejścia na stadion, pod kamerą monitoringu. Czy to nie daje do myślenia? Nie miałem zamiaru robić czegoś niezgodnego z prawem - przekonywał Greń.
- Prezes i niektórzy członkowie zarządu wiedzieli, że lecę na mecz prywatnie. Pytali skąd lecę, z kim i kiedy. Bardzo dziwna rzecz. Dziś śmiem twierdzić, że byłem inwigilowany - dodał.
O "intrygę" przeciw jego osobie oskarżył portal i dziennik (weszlo.com i "Przegląd Sportowy"), zaprzyjaźnione według niego ze Zbigniewem Bońkiem i PZPN.
- Dlaczego zamiast uszanować orzeczenie irlandzkiego sądu rozpętali medialny samosąd by zdyskredytować mnie w oczach opinii publicznej? Dlaczego tylko te dwa media? Wprowadzając odbiorców w błąd mieli osiągnąć swój cel. Zniszczyć mnie jako człowieka i działacza - pytał (i odpowiedział) Greń.
Przedstawił też dowody na nieścisłości publikacji, które go atakowały. W relacjach pojawiały się informacje o tym, że sprzedawał bilety za 50 i 70 euro. Greń przekonuje jednak, że Podkarpacki ZPN, przez który je zakupił, dysponował tylko tymi po 50 euro. Na jego korzyść ma też działać raport z policyjnego depozytu.
- Znaleziono przy mnie 840 euro i 80 funtów, które miałem na zakup pamiątek. A podobno brałem po 600 złotych za bilet, gdzie się podziały te pieniądze? - pytał.
Greń pokazał dziennikarzom nawet... ubrania, które miał na sobie w trakcie zatrzymania. Według artykułów miał być ubrany na granatowo, tymczasem w rzeczywistości jego strój był czarny.
- Stoję na drodze niektórym osobom. W sądzie będę się domagał odszkodowań, i to milionowych - zagroził. Po godzinnym wystąpieniu opuścił jednak salę, nie odpowiadając na pytania dziennikarzy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Czyżewska była polską Marilyn Monroe. Dopiero teraz dostała kwiaty na grób
- Co się dzieje z Sylwią Bombą? Drobny szczegół totalnie ją odmienił [ZDJĘCIA]
- Hakiel złożył ukochanej arabską przysięgę miłości! Poznali się 6 miesięcy temu...
- Olbrychski nie przypomina dawnego amanta "Jest jak Kopciuszek po dwunastej w nocy"