Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śpiewająca pani weterynarz z Przemyśla

Hubert Lewkowicz
– Pierwszymi słuchaczami mojego śpiewu były konie. Śpiewałam  podczas wędrówek po łąkach i lasach – mówi Eliza Anna Niemczycka
– Pierwszymi słuchaczami mojego śpiewu były konie. Śpiewałam podczas wędrówek po łąkach i lasach – mówi Eliza Anna Niemczycka Hubert Lewkowicz
Przemyślanka Eliza Anna Niemczycka ma dwie życiowe pasje. To konie i śpiew. Pisze doktorat z chirurgii koni, pracuje na Uniwersytecie Jagiellońskim, pisze artykuły do branżowych pism. Ale wyjątkowo dobrze czuje się też na scenie.

Z końmi związana była od wczesnego dzieciństwa. Można powiedzieć, że towarzyszyły jej one od samego początku. Odkąd pamięta siebie, pamięta się w siodle. Po śmierci dziadków Eliza i jej mama przeprowadziły się z Przemyśla na wieś.

- Początkowo były to warunki bardzo spartańskie, ale wiedziałyśmy, że chcemy mieć swoje konie - podkreśla Eliza Anna Niemczycka.

Z miłości do koni wzięła się weterynaria.

- Zawsze kochałam zwierzęta. Stąd weterynaria była naturalnym wyborem - mówi.

Ale był jeszcze jeden powód. To spełnienie obietnicy danej sobie samej. Po stracie dwóch ukochanych koni Eliza zdecydowała, że chce kształcić się na weterynarza. Jako studentka weterynarii zdobyła uprawnienia przodownika górskiej turystyki jeździeckiej na terenie Bieszczadów oraz Pogórza Przemysko-Dynowskiego. Była także zawodniczką w długodystansowych jazdach konnych.

Od dzieciństwa jej drugą miłością był śpiew. Przed dziadkiem, który był utalentowany muzycznie, udawała jednak, że fałszuje, bo się go wstydziła. Potem, już w czasie studiów na weterynarii, podobnie udawała przed samą sobą.

- Sama przed sobą udawałam, że fałszuję, żeby nie było mi żal, że śpiewanie nie jest moim podstawowym zajęcie. Zaczęłam sobie zdawać z tego sprawę, że coś mija, że tak głęboko wchodzę w weterynarię, że niedługo nie będzie odwrotu - wspomina Eliza .

Studia skończyła. Mało tego, zaczęła pracować naukowo.

- Po piątym roku studiów wyjechałam na praktyki do Kliniki Chirurgii Koni Uniwersytetu w Lipsku. Okazało się, że kierownik kliniki profesor Walter Brehm był bardzo zadowolony ze mnie i zaproponował mi pracę i pisanie doktoratu w Lipsku - wspomina.

Ale to właśnie w Lipsku zdecydowała, że chce się uczyć śpiewu, że chce być na scenie chce profesjonalnie śpiewać. Wróciła do Polski i zaczęła uczyć się śpiewu, czytać nuty, poznawać muzykę. Znów podeszła do sprawy bardzo profesjonalnie. Nie śpiewała byle czego, ale zajęła się śpiewem klasycznym, u boku bardzo dobrych muzyków.

- Wyszłam z założenia, że warto zacząć od podstaw, niezależnie od tego, co będę później śpiewać - wspomina Eliza. Rezygnacja z pracy w klinice w Lipsku i postawienie na śpiew to wyzwanie, które wymagało zabezpieczenia finansowego.

Lekarzem jest się do końca życia

Pewnego dnia Eliza siedziała w kolejce do lekarza. Z nudów przeglądała Facebooka w smartfonie. I nagle zaważyła, że pojawiło się ogłoszenie o poszukiwaniu specjalisty z toksykologii weterynaryjnej na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Bez wahania skontaktowała się z panią profesor, napisała podanie do rektora i… dostała tę pracę.

Dziś Eliza przygotowuje program studiów weterynaryjnych, których otwarcie w Krakowie jest w planach, ma zajęcia ze studentami farmacji i szkoli przyszłych pracowników dydaktycznych. Cały czas pisze też o koniach. Zarówno do czasopism naukowych, jak i do "Świata Koni".

- Nigdy nie żałowałam, że skończyłam wydział weterynaryjny. Jedyne z czym musiałam się wewnętrznie uporać, to fakt, że nie zaczęłam wcześniej kształcić się wokalnie. Dopiero po czasie zrozumiałam, że dzięki zwierzętom, zwłaszcza koniom, miałam coś więcej - niezliczone przygody, które moi koledzy znają tylko z filmów, a o których ja mogę teraz pisać i śpiewać - mówi.

- Medycyna weterynaryjna to nauka, którą bardzo szanuję i przed którą chylę czoła. Ukończone studia dają mi wiele możliwości, między innymi dotarcia z wiedzą na temat zwierząt do ludzi, czym mogę przysłużyć się czworonogom pisząc o nich, czy edukując studentów. Musiałam dojrzeć do tego, że pomagać zwierzętom można nie tylko w białym fartuchu, operując, ale również tak jak to teraz czynię czyli docierając z wiedzą i doświadczeniem do osób ze zwierzętami związanych. Nie odżegnuję się od weterynarii - kiedy raz zostanie się lekarzem, jest się nim już do końca życia. Ja po prostu wybrałam inną drogę, postawiłam na śpiewanie, a ukończone studia dają mi możliwość tworzenia i czerpania radości nie tylko ze śpiewu, ale również z weterynarii, którą uprawiam trochę niestandardowo, bo głownie piórem i słowem - podkreśla Eliza Anna Niemczycka.

Kiedy zaczęła uczyć się śpiewu, najpierw trafiła do Warsaw Acitng Studio, a potem współpracowała z kilkoma muzykami. Po długich poszukiwaniach znalazła swoje miejsce w Fundacji Bednarska przy Zespole Państwowych Szkół Muzycznych im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Tam kształci się pod okiem profesor Hanny Rejmer.

Pierwszy koncert był niezapomniany

W sierpniu 2014 roku zaśpiewała swój pierwszy solowy koncert, na Zamku Kazimierzowskim w Przemyślu. Wystąpiła wraz z pianistą Krzysztofem Trzaskowskim. Zaśpiewała m.in. utwory swojego autorstwa. Dobrze ten dzień zapamiętała.

- Emocje związane z koncertem pojawiły się dosyć późno, bo dopiero mniej więcej na tydzień przed koncertem - opowiada. - Najciężej było w dniu poprzedzającym występ. Na próbie nie byłam z siebie zadowolona, co podobno jest zjawiskiem normalnym. W świetle reflektorów czułam dojmującą samotność, tak silną, jakiej nigdy w życiu nie czułam. Miałam wrażenie, że stoję tam zupełnie naga i wszyscy mogą zobaczyć każdy fragment mojego ciała. W dniu koncertu było już zupełnie inaczej. Na próbie zaglądali na salę ludzie, najczęściej turyści, pytając czy mogą wejść i posłuchać. Tam właśnie doświadczyłam czegoś niesamowitego - im więcej osób siadało na widowni tym większą energię czułam na scenie. To było wręcz namacalne odczucie. Im bliżej było rozpoczęcia koncertu, tym stres coraz bardziej przeradzał się w koncentrację. Na scenie, o dziwo, bardzo szybko poczułam się rozluźniona. Było mi po prostu dobrze, odpoczęłam tam - nic poza sceną się nie liczyło, nie istniały problemy, codzienne troski. Miałam tylko jedno zadanie - wypaść jak najlepiej, robiąc to, co kocham. Publiczność była fantastyczna. Po prostu czułam reakcje widzów na to, co przed nimi prezentuję, wiedziałam, że odbiorca jest uważny i życzliwy - mówi.

Reakcje po koncercie zaskoczyły ją samą.

- To, co spotkało mnie po koncercie, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. W garderobie ustawiła się kolejka osób, które wręczały mi kwiaty i dziękowały za przeżyte emocje. To było podsumowanie mojej pracy, moich starań. Uczucie podobne do tego, kiedy lekarz widzi wyleczonego pacjenta - praca, którą wykonał przyniosła dobro. Z niecierpliwością czekam na kolejny koncert tu w Przemyślu, który odbędzie się już niedługo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24