Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbigniew Bednarczyk, człowiek z duszą artysty i fajką w zębach

Andrzej Plęs
Fajka to misterium, życie to nieustająca aktywność, ludzie to "naturalne środowisko człowieka", a pustka, samotność i bezruch to... nie dla mnie.
Fajka to misterium, życie to nieustająca aktywność, ludzie to "naturalne środowisko człowieka", a pustka, samotność i bezruch to... nie dla mnie. Łukasz Solski
Fajka to cały oddzielny świat, to forma ekspresji, to misterium - mówi Zbigniew Bednarczyk z Przemyśla, pasjonat i wytwórca fajek.

O fajkach wie wszystko i gotów jest to wszystko opowiedzieć każdemu. W każdej chwili. O swojej rzeźbiarskiej pasji też może, o Szwejku może mówić, bo przecież Szwejk w Przemyślu to niemal obywatel honorowy, choć tylko literacki. I pomimo rozmaitości swoich zainteresowań, różnorodności działań przyznaje nieśmiało, że niespełniony jest.

Że jeszcze chciałby zrobić w życiu coś wielkiego, niekoniecznie szalonego, coś doniosłego, dla czego warto żyć i z czemu synowie byliby dumni. Bo jemu wciąż się chce, choć ledwie kilka tygodni temu obchodził pięćdziesiąte urodziny. I mentalnie daleko mu do myśli wyhamowaniu pędu życiowego. Toteż tryska energią i nieustająco szuka pomysłu, jak tę energię spożytkować.

Mówi, że są trzy grupy ludzi. Ci, którzy nie potrzebują stymulatorów, żeby emanować siłami życiowymi, są tacy, którzy muszą walnąć dwie setki, żeby wyzwolić w sobie człowieka wolnego, a reszta to trzy czwarte, które do niczego się nie nadaje i nawet setki setek nie skłonią ich do aktywności. On zdecydowanie należy do tej pierwszej grupy, przez co postrzegany jest niekiedy jako lekko szalony. Sztywno na spotkaniu towarzyskim? To gotów jest wejść na stół. Może reszta gości uzna, że skoro współbiesiadnika stać na odrobinę wariactwa, to i oni mogą się nieco rozluźnić.

Fajczarz niepalący?

Do nikotyny nigdy go nie ciągnęło, nigdy nawet na chwilę nie zdołał się uzależnić, papieros jest dla niego zbyt prostacki, cygaro - nieco pretensjonalne, za to fajka to cały oddzielny świat, to forma ekspresji, to misterium, to... I tu zaczyna mówić o fajce. I niełatwo mu przerwać.

A zaczęło się zupełnie przypadkowo.

- Zacząłem je robić prawie ćwierć wieku temu i zupełnie nie wiem, z jakiego powodu - przyznaje otwarcie, jakby sam sobie się dziwił. - Bo otwarty byłem, chętny do wszystkiego? Zresztą ta przypadłość do dziś mi została.

Nieżyjący już dziś mistrz fajczarski Kazimierz Róg właśnie do Bednarczyka zwrócił się z propozycją spółki. Ten o fajkach słabieńkie miał wówczas pojęcie, ale ponieważ tkwi w nim odrobina pozytywnego szaleństwa, a "fajkarstwo" wydało mu się wystarczająco szalonym pomysłem, toteż przystał na propozycję mistrza Roga, i tak powstała spółka Mr Bróg. To "B" na początku to Bednarczyk, skromnie bardzo, bo przecież reszta - "róg", to była podstawa firmy. Ten "Mr" na początku może nie bardzo był potrzebny, ale że w "fajkarstwie" cała terminologia jest w języku angielskim, to Bednarczyk chciał oddać hołd tradycji.

Wcale nie był pionierem w Przemyślu. Przemyśl od lat jest krajowym zagłębiem "fajkarstwa", a kiedy on zaczynał na początku lat 90., zakładzików produkujących ten asortyment było tu co najmniej dwanaście.

- Fajki i dzwony - takie dwa symbole Przemyśla - podkreśla. - Francuskie Saint Claude-sur-Binne też jest znane z produkcji fajek. I jeszcze ze szlifierni diamentów.

Jak żyć? A raczej wyżyć z fajek? Przecież to nie asortyment pierwszej potrzeby, a okazuje się, że rocznie sprzedaje w Polsce 20 tysięcy sztuk, a i tak to ledwie ułamek tego, co kupują od niego Amerykanie i Rosjanie.

Przecież produkcja fajek nie jest spełnieniem jego marzeń z dzieciństwa.

- W zasadzie nie miałem w dzieciństwie skonkretyzowanych marzeń o przyszłości - mówi po chwili zastanowienia.
Technik elektryk z wykształcenia, ale od początku łaziło za nim robienie czegoś bardziej twórczego niż panowanie nad prądem.

Z duszą artysty

Nie od razu fajki stały się jego przeznaczeniem. Nim zaczął parać się produkcją cybuchów, czuł się artystą rzeźbiarzem, który próbował zdobyć uznanie i jeszcze na tym zarobić.

- Brałem w torby swoje rzeźbione w drewnie świątki, jechałem do Warszawy i Krakowa, pukałem w te i tamte drzwi, mówiłem, że ja z Przemyśla, że mam rzeźby - opowiada. - I słyszałem zwykle, że on już takie ma. Z Grójca albo z Nowego Targu, albo od jakich innych górali.

Kiedy zaczynał produkcję fajek, doświadczenia z handlu bezpośredniego się przydały. Sieci dystrybucji przecież nie było, bo nasz kapitalizm dopiero raczkował, więc pakował produkcję do tych samych toreb, w których woził wcześniej swoje świątki, ruszał do stolicy, pukał znów tu i tam, i tym razem oferował fajki. "A, fajki! Z Przemyśla". A potem z każdym rokiem było łatwiej.

Dusza artysty w nim nie obumarła. Przed budynkiem jego zakładu stoi "robotoczłowiek" pospawany z żelastwa, znalezionego na składowiskach złomu. I pociągnięty na całej swojej długości srebrzanką. Nieopodal wali żółtością po oczach "Bróg Yellow submarine". Przerobił ogromniasty stalowy zbiornik ze złomu na batyskaf, wyciął otwory na luki, dorobił śrubę, nawet peryskop jest. Zwoduje kiedyś toto? Nie jest pewien, ale pomysł go kusi.

Nieopodal fajka wielkości sporej ciężarówki. Ciągną ją podczas przemyskiego Święta Fajki. Z tą wielką nie może konkurować nieco mniejsza, bo wielkości postawnego mężczyzny. Za to cała stalowa. Żelastwem wszelakim Bednarczyk jest zauroczony, co przyznaje z żelazną konsekwencją. Odwiedza złomowiska, bo to pozornie chaos, ale te resztki mówią do niego, coś znaczą, coś opowiadają.

I drewnem też jest zauroczony. Bo ciepłe, bo ludzkie, bo blisko natury, plastyczne i trwałe. Miał kilka swoich indywidualnych wystaw. I sam sobie wykonał tron z krzywych bali korzennych, a ten wygląda imponująco i strasznie zarazem. Rzeźbić w drewnie nie przestał, a i od pędzla nie stroni. Byle jakoś siebie wyrazić, bo przy swojej rozedrganej nieustająco energii wewnętrznej ma z tym pewne kłopoty.

Życie to ludzie

- Nie lubię miejsc, w których nie ma ludzi - przekonuje. - Jeśli wyjeżdżam, to nie do miejsc, ale do ludzi, nie dla mnie samotność w połoninach, wolę gwarną tawernę bieszczadzką.

Bo to ludzie go nakręcają, inspirują, motywują. A jemu wciąż się chce i na razie nie zamierza dokonywać bilansu pięćdziesięciolatka, bo tych pięciu dych w ogóle nie czuje.

- Młodym się jest dopóty, dopóki człowiekowi chce się coś zrobić po raz pierwszy - przytacza maksymę, już nie pamięta, czy własną czy zasłyszaną. - A artyści mają nad resztą tę przewagę, że ciągle coś tworzą, więc robią coś po raz pierwszy. I nowe jest ciągle przed nim, ciągle do zrobienia, bo ciągle niewyrażone.

Musi żyć wśród ludzi, inaczej nie potrafi. Może z nimi śpiewać, pić, bić się też może, bo to też jakiś przejaw spontaniczności i kontaktu z drugim człowiekiem.

Trzeba się pilnować, bo znów odbiega tematem w kierunku fajek. A przecież już niemal na końcu języka miał to, co jeszcze przed nim, niewyrażone, do zdobycia, osiągnięcia. Miał przez chwilkę taki lekko szalony pomysł, żeby rzucić wszystko, łazić od domu do domu z Biblią w ręku i mówić bliźnim o Bogu. Którego - przyznaje -sam poszukuje. Nie to, że niewierzący jest, bo to nieprawda. Po prostu marzy mu się takie bardzo intensywne, takie oczywiste doznanie Najwyższego.

Z lekką zazdrością wspomina swojego zmarłego mistrza Roga, który wychodził do ogródka i w pierwszym wiosennym kwiatku dostrzegał cud istnienia. I uczeń Bednarczyk zazdrościł mu tej wystarczalności niewielkiego, bo on wciąż szuka swojego spełnienia. Bo każdy ma swoje i swoją ścieżkę życia. Synów wcale nie będzie zmuszał, żeby przejęli po nim interes. Chyba że sami uznają, że ich to uszczęśliwi.

Jak sobie radzi z nadmiarem energii?

- Czasem nie wytrzymuję, żona też nie zawsze - przyznaje bez cienia skruchy. - Jest stonowana, wyważona, pewnie nie jest jej ze mną łatwo.
Emocjonalnością wręcz kipi. Kaskady słów, mnóstwo gestów, z których więcej niż połowę reszta świata uznałaby za zupełnie zbędną, a on tylko gestem stara się wyrazić to, czego przy kaskadach słów wyrazić nie zdążył. Nie wszystkim taka fontanna emocji się podoba.

- Że ktoś może poczuć się dotknięty, zażenowany moim zachowaniem? - zastanawia się. - Każdy ma prawo do błędów. Myślę nawet, że przerażający są ludzie bezbłędni, doskonali. Ci niedoskonali są... tacy bardziej ludzcy.

Jak bardzo jest niedoskonały i przez co? Mówi, że przez gadulstwo - to bezsprzecznie jego wada. Ma jeszcze parę innych, ale przy tym temacie od gadulstwa się powstrzyma.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24