Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojna, śmierć, strach. I uśmiech dziecka

Andrzej Plęs
Dzieci z sierocińca w Szczastie właśnie otrzymały prezenty od swoich polskich kolegów.
Dzieci z sierocińca w Szczastie właśnie otrzymały prezenty od swoich polskich kolegów. Olga Solarz
Zmieniamy obraz Polski na Ukrainie - mówi dr Olga Solarz z Przemyśla, która organizuje pomoc dla ogarnietych wojną regionów.

Była na kijowskim Majdanie, kiedy spontaniczny protest zaczął zmieniać Ukrainę. Potem Rosja zagarnęła Krym, potem zapłonął Donbas. Najpierw dr Olga Solarz zaczęła organizować pomoc dla walczących w Donbasie Ukraińców.

Pierwszym transportem pojechało trzysta kilo ciepłej odzieży, w tym zimowych mundurów. Drugi transport liczył już pół tony. Cztery dni spędziła wśród ochotników z Ajdaru, spośród których wielu wcześniej protestowało na Majdanie. Trafiła do sierocińca w miasteczku Szczastia pod Ługańskiem, widziała dzieci, widziała szkoły funkcjonujące na terenach sąsiadujących ze strefą działań wojennych, widziała, że brakuje tam niemal wszystkiego.

Wróciła do Przemyśla, zaczęła rozsyłać listy do znajomych i przyjaciół: "pomóżcie im". Wkrótce rzesza ludzi z całej Polski zaczęła słać do niej dary dla walczącej Ukrainy i dla cywilów, którzy uciekli z ogarniętych walką terenów.

- Kolejny transport to ubrania, zabawki, przybory szkole dla domów dziecka w Szczasti, Swatowem i Kreminnem, pomoc dla pacjentów szpitala psychiatrycznego w Swatowem oraz dla domu małego dziecka w Sewierodoniecku - wylicza Olga.

Zszokowało ją, że placówki w Szczasti nie ewakuowano, choć tak niedaleko toczyły się walki. Nauczone doświadczeniem dzieci, same schodziły do piwnicy budynku, kiedy tylko zaczynał się ostrzał.

- A nauczycielki zapewniały mnie, że dzieciaki były w stanie odróżnić po dźwiękach, kto strzela - mówi Olga. - Mówiły też, że nawet starsze dzieci pod wpływem strachu i zagrożenia zaczęły się w nocy moczyć.

Mogę sprawić, że dzieci się uśmiechną

To było istne szaleństwo, kiedy przywiozła do Szczasti, do Swatowego i do Kreminnego wory pluszaków od polskich kolegów. Szał radości i... łzy.

- Wiedzą, co się szykuje, siedzą z błyszczącymi oczami i czekają - relacjonuje. - W jednej ze szkół popełniłam błąd, wyłożyłam to wszystko na podłogę i dzieciarnia rzuciła się na łów. I widzę kilkuletnią szlochającą dziewczynkę z naręczem pluszaków, która cały czas marzyła o jednym, ale takim wielkim. I małego chłopca, który upatrzył sobie kolorowe autko, ale starszy i silniejszy kolega wziął je pierwszy. Udało się namówić starszego, żeby to autko dał młodszemu koledze.

Relacje ze swoich wizyt w strefie ATO (strefa działań antyterrorystycznych) wrzucała na swój profil na Facebooku, odzew był jeszcze większy.

- Agata, Oliwia i Tomek zorganizowali w szkołach gminy Dębica akcję zbierania zabawek - opowiada. - Czytałam internetowe wpisy dzieci. Jeden z dzieciaków napisał: "Mogę sprawić, że dzieci, które są w domu dziecka, się uśmiechną. Dam im miśki i fajne kredki. Warto pomagać, bo jest fajnie, gdy daje się prezenty. Pieniądze wezmę z komunii. Lepiej dawać, niż brać." Rezygnuje z czipsów, byle coś wysłać dzieciom z domu dziecka w Szczasti. Agata z Lubaczowa zorganizował podobną akcję w tamtejszych szkołach. Przysłała dwa busy zebranych przez siebie darów. W Skołyszynie Tomek Rozbicki z żoną Beatą uruchomili wśród znajomych i nieznajomych swoją akcję i ślą pomoc dla Tatarów krymskich do Drohobycza oraz do strefy ATO. Przychodzi do mnie bardzo dużo paczek indywidualnych. Od moich znajomych, od ich znajomych, a nawet od osób, które o akcji dowiedziały się po prostu z Internetu.

Mój dom jest moją ojczyzną

Mówi, że nie ma żadnego pęknięcia kraju na linii Dniepru, to nieprawda, że wschodnia Ukraina ciąży ku Rosji.
- Tu wieś mówi po ukraińsku, choć to ukraiński z domieszkami rosyjskiego i ciekawymi formami dialektycznymi - dr Olga Solarz obrusza się nieco na polskie stereotypy.

I nieprawdą jest, jak sądzi się w Polsce, że wschód Ukrainy nie postawił separatystom oporu. W "afgańskiej rocie" z batalionu "Ajdar" służy mnóstwo Ukraińców ze wschodu. Także tego wschodu, który w tej chwili jest pod wpływami prorosyjskich bojówek. Ich domy zniszczono, ich rodziny musiały uciekać w bezpieczniejsze rejony kraju, oni wstąpili do "Ajdaru", żeby dla Ukrainy odzyskać swoją małą ojczyznę. Po tamtej stronie zostało wielu z tych, którzy Ukraińcami się czują, choć mówią po rosyjsku.

- Boją się zdradzać sympatie proukraińskie - mówi Olga. - W najgorszym przypadku grozi im śmierć, w lepszym - co najmniej szykany. Na zachodniej Ukrainie deklarować swoją przynależność narodową nie było i nie jest aktem odwagi, na wschodzie to teraz może być akt samobójczy. Za to ludzie tu znikają bez wieści.

Opowiada o wiosce Peremożne pod Ługańskiem, w znacznym stopniu zamieszkiwanej przez Łemków.
- Mieszkańcy Peremożnego w czasie lipcowych upałów dość aktywnie pomagali wojskom ukraińskim, przede wszystkim dostarczali wodę - mówi Olga. - Kiedy do wsi weszli separatyści (zastrzega, że to określenie jest nie do końca trafne), natychmiast zaczęli sporządzać czarne listy mieszkańców. Tych, których podejrzewali o sprzyjanie władzom Kijowa.

Wie to od dziewczyny, która pomagała wywozić ludzi z Peremożnego.

- Całą jedną rodzinę zabito strzałami w głowę. Taką egzekucję wykonano na co najmniej 10 mieszkańcach tej wsi - kontynuuje Olga. - I to nie jest jedyna miejscowość, która została potraktowana w ten sposób za przyznawanie się do tożsamości ukraińskiej. Reszta - wiedziona ich doświadczeniem - nauczyła się, że nie zawsze warto manifestować swoje sympatie. Druga strona ma świadomość swojej bezkarności.

Olga jest przekonana, że bez względu na rozwój sytuacji militarnej i politycznej, niestety, część z popełnianych tam obecnie zbrodni nigdy nie zostanie ujawniona i ukarana.

Jednak zasadnicza większość mieszkańców tamtych terenów swoje poczucie przynależności ogranicza do swojej wioski, swojego miasta. Wcześniej nie czuli się przedmiotem walki sił geopolitycznych, teraz starają się przetrwać.

- Niewiele się w Polsce o tym mówi, ale ten stan świadomości związany jest z patriotyzmem lokalnym - wyjaśnia Olga. - Ludzie tu identyfikują się przez swój dom, swoje mieszkanie, swój ogródek, swoich sąsiadów, groby bliskich, swoją świątynię. Nie angażują się w wielką politykę, dziwią się: po co komu ta wojna. Miałam kontakt z uchodźcami z tamtych terenów, zapewniają, że na wschodzie nigdy nie było podziałów na tle narodowościowym czy religijnym, że to zostało sztucznie nakręcone. I wściekli są na władze, także te w Kijowie, że nie zahamowały tego procesu, że nie były dość stanowcze.

Po tej stronie człowiek jest ważny

Na Ukrainie mówi się, że oni starają się walczyć sprzętem, druga strona walczy człowiekiem. Że u nich każde życie jest ważne, że poległych żegna się z honorami, nie zakopuje w przydrożnych rowach, jak to robią "tamci", nie wywozi się pod pretekstem białych konwojów humanitarnych na rosyjską stronę, żeby zagrzebać na cmentarzach w tajemnicy i bez udziału rodziny.

- Odwiedzałam kobietę spod Starobielska, której mąż zginął w sierpniu - opowiada Olga. - Na jego pogrzeb we wsi przyszło mnóstwo ludzi, grupa starych kobiet zaczęła śpiewać hymn ukraiński. Żołnierze, pochodzący z zachodniej Ukrainy, którzy uczestniczyli w pogrzebie, byli w szoku.
Mówi też o swojej znajomej ze wschodniej Ukrainy, która właśnie ubiega się o rosyjskie obywatelstwo. Zdrajczyni? Nic podobnego, zdeklarowana Ukrainka i zwolenniczka władzy kijowskiej, ale prowadzi interesy po tamtej stronie granicy.

- I kiedy wraca na Ukrainę, siada i przez trzy dni ogląda wiadomości i mówi przy tym, że nareszcie może posłuchać takich "nieprzesyconych rosyjską propagandą - wspomina Olga. - I zapewnia, że po tamtej stronie nieustannie czuje na sobie uwagę tamtejszych służb wywiadowczych, że tam wszyscy są śledzeni.

Polak - brat

- Zanim Polacy uruchomili spontaniczną pomoc dla mieszkańców wschodniej Ukrainy, byliśmy dla nich państwem... nienamacalnym, anonimowym - podkreśla Olga. - Dla większości z nich to był pierwszy kontakt z Polską.

O ile dla wschodniej części kraju Polska była obojętna, a o tyle świadomość mieszkańców zachodniej obciążona była niełatwym w przeszłości dla obu stron sąsiedztwem. Pomoc Polaków dla walczącej Ukrainy zupełnie to zmieniła. I wyczuwa się ogromny wzrost sympatii dla Polski.

- W zachodniej części kraju przestaje obowiązywać ten ugruntowany przez wieki, niespecjalnie życzliwy dla nas schemat: Polak - pan - tłumaczy Olga. - Teraz myśli się raczej kategoriami: Polak - brat. Przy każdej okazji podkreślam ich ogromną wdzięczność dla nas, bo też odczuwałam ją wielokrotnie.
- W słowach, w gestach, w uniesionej "fałce" zwycięstwa dwóch palców na widok Polaka. Dla nas - po tej stronie granicy - to równie ważne - podkreśla Olga.

Także dla tych dzieci z dębickich, lubaczowskich, skołyszyńskich szkół, które uczą się dawać i uczą się poczucia odpowiedzialności także za innych. I to jeszcze nie koniec, bo dzieci po wschodniej stronie Ukrainy wciąż "głodne są" zabawek, odzieży, nade wszystko - przyborów szkolnych.

Uciekinierzy z tamtych terenów mają niewiele i brakuje im wszystkiego, na powrót do domów tymczasem nie mogą liczyć. Dlatego kilka worków odzieży, zabawek, proszku do prania i przyborów szkolnych to tak samo ważny gest jak obecność polskich polityków na rocznicowej trybunie Majdanu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24