Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rekonstruktorzy z Przemyśla. Na ich widowiska przychodzi po kilka tys. osób

Norbert Ziętal
Każda rekonstrukcja poprzedzona jest mnóstwem prób. Nz. od lewej Mirosław Majkowski i Janusz Łukasiewicz, obaj z PSRH "X D.O.K.”
Każda rekonstrukcja poprzedzona jest mnóstwem prób. Nz. od lewej Mirosław Majkowski i Janusz Łukasiewicz, obaj z PSRH "X D.O.K.” Norbert Ziętal
- Jedynie parę wybuchów, kilka strzałów, dwa razy się przebiegli przebierańcy i tyle. O co tyle zamieszania? Na co tyle pieniędzy poszło? - w ten i podobne sposoby malkontenci zazwyczaj komentują rekonstrukcje historyczne.

Takie słowa najbardziej oburzają Mirosława Majkowskiego, prezesa Przemyskiego Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej "X D.O.K". On najlepiej wie, ile pracy trzeba włożyć, aby usłyszeć te "parę strzałów".

Pierwszy udowodnił, że na imprezę kulturalną w Przemyślu może przyjść kilka tys. widzów. Takich tłumów nie gromadzą żadne inne widowiska.

- To, co widzowie widzą, to niewielki ułamek ogromnej pracy, jaką trzeba włożyć w organizację rekonstrukcji. Najtrudniejsze, najbardziej pracochłonne jest to, czego postronni nigdy nie zobaczą - mówi pan Mirosław.

Zaczęli w 2006 r. od pokazania ataku Niemiec na Rosję

W Przemyślu duże rekonstrukcje organizowane są od ośmiu lat. Pierwszą, atak Niemców na Związek Sowiecki z 1941 r., obejrzało w 2006 r. sześć tys. widzów. Zaskoczenie było kompletne. Nadsańskie ulice szczelnie wypełnione publicznością. Pierwszy raz od bardzo długiego czasu.

- Każda rekonstrukcja zaczyna się od pomysłu. W dalszym etapie prac pomysł weryfikowany jest możliwościami, głównie finansowymi, ale także sprzętowymi czy ludzkimi. Potem jest poszukiwanie terenu, źródeł dofinansowania, samorządów chętnych do współpracy, rekonstruktorów, grup, które mogą zapewnić odpowiedni sprzęt - opowiada prezes PSRH.

W widowisku uczestniczy zwykle ponad 200 rekonstruktorów. Zazwyczaj "żołnierzy" z różnych okresów. W przemyskich spektaklach mogą występować tylko najlepsi, tacy, którzy przywiązują dużą wagę do replik umundurowania i wyposażenia. Aby zebrać odpowiednią ilość rekonstruktorów trzeba zaangażować grupy z całej Polski i zagranicy.

- I w tym momencie zaczyna się praca organizacyjna. Tych ludzi trzeba gdzieś zakwaterować, wyżywić. Staramy się, aby przyjezdni, oprócz udziału w widowisku, zwiedzili również nasze miasto i okolice - opowiada pan Mirosław.

Do tej pory przemyślanie odtwarzali wydarzenia, które rzeczywiście ileś lat temu odbyły się w Przemyślu i okolicach. W okresie, który nawiązywał do prawdziwej rocznicy jakiegoś wydarzenia.

Przemyśl ma bogatą historię, więc lokalnym pasjonatom historii jest nieco łatwiej niż gdzie indziej, choćby w Rzeszowie.

Docierają do świadków wydarzeń historycznych

- Wertujemy ogromne ilości materiałów archiwalnych, ale nie chcemy tylko na nich się opierać. Dlatego w miarę możliwości staramy się docierać do żyjących jeszcze świadków wydarzeń. Przekazują nam bezcenną wiedzę, której nigdzie nie ma - mówi pan Mirosław.
W taki sposób ciekawy wątek pojawił się w rekonstrukcji "Na nieludzką ziemię". Było to widowisko o wywózkach mieszkańców Przemyśla i regionu na Syberię w czasie II wojny światowej.

- Pociągi odjeżdżały z rampy kolejowej w Przemyślu. Jedna z pań, która była wtedy wywożona, stała w pociągu. Zauważyła kilkuletniego chłopca, który niósł bułki. Przeszedł obok pociągu, być może chciał bułki dać ludziom. Sowiecki żołnierz go zastrzelił, bułki wysypały się na bruk. Pokazaliśmy to i była to jedna z najmocniejszych scen. Widziałem, jak reagowali widzowie.

Rekonstruktor musi mieć dużą wiedzę historyczną

Najważniejszy jest mundur. Może kosztować nawet kilka tys. złotych. Oczywiście replika, bo oryginałów mało kto używa.

- Najczęściej rekonstruktorami są kolekcjonerzy militariów, jak i pasjonaci przeszłości. Ludzie, którzy interesują się historią wojskowości i uzbrojenia - mówi pan Mirosław Majkowski.

On sam zaczynał od kolekcjonerstwa. Może się pochwalić sporym zbiorem mundurów, m.in. wojsk polskich z różnych okresów. - Co ma rekonstruktor ze swoich zainteresowań? Przede wszystkim satysfakcję. Najlepsi mają sporo okazji, aby brać udział w filmach. To już oznacza jakąś gażę za każdy dzień zdjęciowy. Zdobyte w ten sposób pieniądze są przeznaczane na kupno kolejnego umundurowanie czy wyposażenia - mówi pan Mirosław.

Filmowcy cenią sobie współpracę z dobrymi rekonstruktorami. Nie muszą kupować lub pożyczać mundurów, mają pewność, że te używane przez pasjonatów są zgodne z regulaminem danej jednostki. Rekonstruktorzy wiedzą, jak mają się po "żołniersku" poruszać na planie, choćby podczas bitwy, jak założyć oporządzenie. Zwykłych statystów z łapanki trudno tego nauczyć.
Ile trzeba dać za profesjonalny mundur i wyposażenie?

- To zależy od rodzaju wojska, jaki się odtwarza. Mundur i wyposażenie żołnierza Wojska Polskiego na Wschodzie, nawet z repliką broni, można skompletować już za 1,5 tys. złotych. Ale już np. na żołnierza z Września 1939 r. trzeba wydać nawet kilka tys. złotych. Jednak żaden rekonstruktor nie traktuje tego w ten sposób. Bo umundurowanie i wyposażenie gromadzone są latami.

Niezwykle rzadko podczas przedstawień używane są oryginały mundurów. Jeżeli nawet ktoś je ma, to żal mu założyć "na bitwę" coś, co ma kilkadziesiąt lat. Łatwo zniszczyć. Istnieje mnóstwo firm szyjących repliki i wykonujących atrapy sprzęt i broni.

- Widzowie rekonstrukcji są różni. Pasjonaci historii, ale też osoby, które po prostu przychodzą popatrzeć na coś ciekawego. Cieszymy się, że po każdej rekonstrukcji docierają do nas osoby, które zarażają się naszym hobby i same chciałyby spróbować się tym zajmować. Wielu próbuje sił.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24