Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Łabudzki: Z Hancockiem to była zwykła ściema

Marek Bluj
Bartosz Fryrych
Rozmowa z prezesem PGE Stali Rzeszów, po ustaleniu kadry rzeszowskiej drużyny na nowy sezon.

Zadowolony, bardzo zadowolony, niesamowicie zadowolony, szczęśliwy. Którego z tych określeń użyje pan dla zmierzenia poziomu osobistej satysfakcji ze zbudowanej na sezon 2015 kadry rzeszowskiej drużyny?
Ja bym powiedział, że jest to przede wszystkim sukces, dzięki któremu jestem szczęśliwy. Wziąwszy pod uwagę kilka rzeczy - przede wszystkim nasz skromny budżet; czas, jaki mieliśmy na zbudowanie naszej drużyny, a były to tylko trzy tygodnie; to, że jest to Rzeszów, który dopiero co awansował do ekstraligi; odejście strategicznego sponsora, czyli Marmy Polskie Folie - to teraz cała ta nasza wspólna praca jawi się pełniej jako niebywały sukces.

Gratuluję tego entuzjazmu, jaki emanował z pana przez ten cały okres, kiedy twierdził pan, że na pewno się uda uratować żużel w Rzeszowie. Czy był może jakiś moment, gdy miał pan jednak dosyć, gdy nachodziły pana myśli: "nie damy rady, musimy dać sobie spokój z tym żużlem"?
Nie, nigdy nie było takiego momentu. Było tylko zastanowienie, w której lidze będziemy startować - w ekstraklasie czy w pierwszej. Powiedziałem sobie, że jeżeli mam tutaj być, to walczymy o to, co jest na samym szczycie. Albo wchodzimy na szczyt, albo siedzimy w namiocie. Należę do ludzi, którzy chcą zdobywać szczyty, chcą być pierwsi.

Poseł Jan Bury, wiceminister Skarbu Państwa Zdzisław Gawlik, prezydent Rzeszowa Tadeusz Ferenc. Kto jeszcze pomagał w zbudowaniu budżetu i obecnej drużyny?
Nie jestem w stanie wymienić wszystkich nazwisk, także dlatego że bardzo wiele roz- mów wciąż jeszcze trwa, do wielu tematów dopiero usiądziemy. Wielkie dzięki dla wymienionej trójki, która była mocno zaangażowana, ale ludzi, którzy pomogli i pomagają, jest dużo więcej. Mamy wspaniałe środowisko, przyjdźmy i dopingujmy naszą drużynę - i na otwarcie sezonu z Unią Leszno, i w każdym innym meczu, jakby był on finałem mistrzostw Polski.

Kiedyś powiedział pan stanowczo, że w Rzeszowie nie ma tematu Grega Hancocka, tymczasem za dwa dni cała Polska huczała od informacji, że Amerykanin będzie jeździł w naszej drużynie. To była ściema z pana strony czy nagły zwrot wydarzeń?
Powiem uczciwie, że to była zwykła ściema, ponieważ podczas negocjacji potrzebujemy dużo spokoju. Nie możemy sobie pozwolić, aby w tym gorącym czasie na temat zawodnika, z którym rozmawiamy, pojawiało się zbyt dużo informacji. Idealnym stanem jest cisza i spokój. Nawet jak mieliśmy dwóch, trzech czy pięciu zawodników, to sprzyjającą sytuacją było to, jeżeli informacje na ich temat nie wychodziły. Pozostałe drużyny nie wiedziały, co się dzieje, spokojnie negocjowały, a my jesteśmy... do przodu.

Długo trzeba było negocjować z Hancockiem czy może poszło nadspodziewanie łatwo?
Zdecydowanie długo, to były najdłuższe negocjacje.

Z kim było najtrudniej?
Myślę, że najtrudniej było właśnie z Hancockiem. Z Peterem Kildemandem też długo rozmawialiśmy. Z nikim nie było łatwo, bo Artur Czaja także miał sporo ofert, z których mógł wybierać.

O co pytali najczęściej zawodnicy, którym składaliście oferty?
Dla każdego ważny był cel - o co jedziemy. Pytali o to, bo są to przecież najlepsi zawodnicy. Gdybym powiedział, że o utrzymanie się, to pewnie nie byłoby u nas żadnego z nich. Przedstawiłem im ciekawą drużynę i ciekawą wizję całego sezonu. Powiedziałem: "walczymy o najwyższe cele; jeśli chcesz wziąć w tym udział, to zapraszamy".Z pewnością, pytali także o kasę, bo to przecież ich praca i chcą mieć gwarancje, że dostaną za nią pieniądze... Z zawodnikami, z którymi podpisaliśmy kontrakty, są gwarancje finansowe, jesteśmy wypłacalni, aczkolwiek nadal pracujemy nad budżetem, bo jak na ekstraligę jest to skromny budżet.

Kogo najbardziej panu żal, że nie pojedzie w naszej drużynie...?
Niestety, nasz budżet nie pozwalał na to wszystko, czego ja bym chciał. Przyznam, że nie w każdym przypadku, ale pieniądze odgrywały rolę. Jak zawsze, zawodnicy z tego żyją. Kogo szkoda? Trudno dziś o tym mówić. To były bardzo dynamiczne negocjacje, bardzo szybko wszystko się działo. Część drużyn miała ustalone warunki. Ale na przykład Unia Tarnów, mimo że praktycznie miała już cały skład, została trochę na lodzie. Powiem więc, że nikogo mi nie szkoda, bo mamy taką drużynę, na jaką nas było stać i z którą możemy walczyć o najwyższe cele.

Kto był głównym architektem tego zespołu? Pan, trener Janusz Ślączka czy jeszcze ktoś inny?
To była wspólna praca, wpływ na to miało wiele osób. Na to, czy decydujemy się na Han- cocka czy Czaję, wpływ mieli także nasi potencjalni sponsorzy.

Propozycja cen biletów i karnetów jest - moim zdaniem - atrakcyjna. Chce pan mieć pełne trybuny...?
Marzy mi się taka atmosfera i frekwencja na meczach naszej drużyny, jaka była kiedyś. Pamiętam, że jak przyszedłem raz na stadion, a był to mecz z Ostrowem o awans do I ligi, to na stadionie było tyle ludzi, że oglądałem mecz na stojąco, bo nie było nawet mowy o tym, aby usiąść. Teraz też mamy wspaniałych kibiców, wspaniałą drużynę i sporo miejsca na stadionie. Dla każdego wystarczy. Zapraszam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24