Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Reanimowała pasażera w autobusie. Dziś dostanie nagrodę od prezydenta Rzeszowa

Bartosz Gubernat
Joanna Mendrala ma nadzieję, że dzięki nagłośnieniu sprawy więcej osób będzie się szkolić z zasad udzielania pierwszej pomocy.
Joanna Mendrala ma nadzieję, że dzięki nagłośnieniu sprawy więcej osób będzie się szkolić z zasad udzielania pierwszej pomocy. Krzysztof Łokaj
Od momentu zatrzymania krążenia do śmierci pnia mózgu mija tylko cztery minuty. Joanna Mendrala wie o tym ze szkolenia z pierwszej pomocy. Dlatego kiedy w jej autobusie zasłabł pasażer, bez namysłu ruszyła na pomoc, ratując mu życie.

Dochodziła godz. 5.50 rano, kiedy na pętlę w podrzeszowskiej Rogoźnicy przyjechał autobus MPK linii 54. Z ul. Bardowskiego przywiózł do zakładów pracy w strefie ekonomicznej pracowników rozpoczynających pierwszą zmianę. Ponieważ było bardzo zimno, jego kierowca, Joanna Mendrala nawróciła i ustawiła samochód na zatoczce przodem w kierunku Rzeszowa. Aby pasażerowie mogli wsiadać do środka. Czekała na rozpoczęcie kursu powrotnego do miasta, o godz. 6.10.

O 5.55 przednimi drzwiami do autobusu wsiadł młody mężczyzna. - Powiedział dzień dobry i usiadł na tylnym siedzeniu. Nie wyglądał na chorego. Trzymał w ręku telefon komórkowy i jakieś dokumenty, coś czytał. Nagle w lusterku wstecznym zobaczyłam, że osuwa się na podłogę i uderza głową o ziemię. Wyskoczyłam z szoferki i zaczęłam krzyczeć, żeby się ocknął. Klepałam go po policzkach, ale nie reagował. Pobiegłam do radiostacji wezwać pogotowie. Ale "papuga" się zepsuła. Karetkę wezwał kolega z innego autobusu, a ja błyskawicznie wróciłam do tego mężczyzny opowiada pani Joanna.

Dodaje, że kolejnych 15 minut nie zapomni do końca życia. Z pomocą kolegi ułożyła pasażera w bezpiecznej pozycji i zaczęła ratować mu życie.

- Nie wyczuwałam pulsu. Pochyliłam policzek nad jego usta, obserwowałam klatkę piersiową. Nie oddychał. Bez namysłu rozerwałam mu kurtkę oraz sweter i zaczęłam masaż serca oraz sztuczne oddychanie. Niestety nie dawało to żadnego efektu, a mężczyzna specyficznie charczał. Na kursie uczono nas, że nie należy jednak zwracać na to uwagi i prowadzić reanimację do przyjazdu pogotowia. Chociaż łzy lały mi się po policzkach, a wewnątrz cała drżałam, nie przestawałam - mówi pani Joanna.

Karetka pogotowia dotarła do Rogoźnicy po kwadransie. Ratownicy poprosili o włączenie wszystkich świateł w autobusie i przejęli akcję reanimacyjną. Pani Joanna szukała w tym czasie w dokumentach mężczyzny informacji o ewentualnych chorobach.

- Na szczęście dzięki profesjonalnej pomocy ze strony pani kierowcy nie musieliśmy używać respiratora, ponieważ to ona przywróciła pacjentowi oddech - relacjonuje Przemysław Chmaj, ratownik Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Rzeszowie.

Narzeczony trzymał kciuki

Ty też możesz uratować życie

Ratownicy medyczni dysponują coraz nowocześniejszym sprzętem, który pozwala coraz skuteczniej ratować ludzi. W tej chwili na wyposażeniu karetek są urządzenia, które pozwalają zastąpić człowieka. Np. "Autopulse" potrafi uciskać klatkę piersiową poszkodowanego i robi to znacznie lepiej niż ludzkie dłonie. Są także respiratory. Dziś przy takim wsparciu dwie osoby mogą wykonać taką samą pracę, jak kiedyś cztery. Mimo to, w wielu przypadkach pomoc dociera jednak za późno. Dlatego tak istotne są pierwsze minuty po zatrzymaniu krążenia. Aby uratować człowieka, wystarczy do chwili przyjazdu karetki udrożnić mu drogi oddechowe, odchylając do tyłu głowę. Jeśli nie wyczuwamy oddechu, należy uciskać klatkę piersiową na głębokość 5-6 centymetrów w tempie 100-120 uciśnięć na minutę. Chociaż to nieobowiązkowe, warto wozić w samochodzie apteczkę, która może być bardzo pomocna w razie wypadku.

Po defibrylacji i podaniu leków ratownikom udało się przywrócić akcję serca 22-latka. Ponieważ jego stan w dalszym ciągu był ciężki, zawieźli go do najbliższego szpitala, w Rudnej Małej.

Kiedy pani Joanna ratowała życie człowieka, jej narzeczony, także kierowca MPK, prowadził autobus linii nr "3". O problemach ukochanej usłyszał przez radiostację.

- Wołali o pomoc dla jej numeru bocznego. Zdenerwowałem się i chwyciłem za telefon. Odebrała spłakana i roztrzęsiona. Zdążyła mi tylko powiedzieć, co się dzieje. Zmartwiłem się, ale byłem pewien, że da sobie radę. Mimo to, do końca dyżuru jeździłem już niespokojny i czekałem, kiedy się zobaczymy. Rano, kiedy razem przyjechaliśmy na bazę nic nie zapowiadało, że ten dzień tak się potoczy - mówi Łukasz Pasterz, narzeczony pani Joanny.

- Ja też nie przeczuwałam niczego złego. Ale akurat w środę chciałam szybciej uzupełnić kartę trasy, którą po pracy zdajemy dyspozytorowi. Kolega powiedział mi, żebym tego nie robiła, bo jeśli coś się stanie, trzeba będzie poprawiać wpisy. Tak, jakby to wszystko przewidział - mówi pani Joanna.

W środę pani Joanna na trasę już nie wyjechała. Zamiast niej pasażerów woził autobus rezerwowy. Mimo stresu podkreśla jednak, że gdyby taka sytuacja się powtórzyła, bez wahania pomoże kolejnej osobie.

- Każdy by się tak zachował. To naturalne, że widząc człowieka w takim stanie chcesz mu pomóc. Zwłaszcza, jeśli wiesz, jak to zrobić. Ja miałam to szczęście, że 60-cio godzinny kurs pierwszej pomocy zakończony egzaminem zrobiłam przy okazji dofinansowanego przez Unię Europejską kursu prawa jazdy. Kosztowało mnie to sporo czasu i wysiłku, ale nie żałuję ani minuty. Uratować człowieka to wspaniałe uczucie - mówi kierowca.

Przemysław Chmaj nie ma wątpliwości, że mężczyzna żyje tylko dzięki pomocy pani Joanny. - Niestety ze względu na duże odległości, a wciągu dnia także korki, karetka nie zawsze jest w stanie dotrzeć do pacjenta na czas. W przypadku zatrzymania krążenia decydujące są pierwsze cztery minuty, po których dochodzi do śmierci pnia mózgu. Dlatego bardzo ważne, aby w tym czasie podtrzymać krążenie udzielając człowiekowi pierwszej pomocy. Tak było w tym przypadku - mówi ratownik.

Zwraca uwagę, że uciskanie klatki przez tak długi czas to bardzo wyczerpujące zajęcie nawet dla silnego, dorosłego mężczyzny. - Tym bardziej jestem pod wielkim wrażeniem postawy tak szczupłej pani. Zachowała się książkowo, gdyby każdy potrafił w ten sposób udzielać pomocy, wielu pacjentów udawałoby się uratować - mówi Przemysław Chmaj.

Panowie chylą czoła

Załoga MPK składająca się głównie z mężczyzn jest po ogromnym wrażeniem wyczynu koleżanki.

- Znamy się z widzenia. To cicha, grzeczna dziewczyna. Nigdy bym nie przypuszczał, że tak dużo wie o pierwszej pomocy, a przede wszystkim, że tak wspaniale poradzi sobie z prawdziwą akcją. A wiem co mówię. Mamy w firmie profesjonalny zespół ratownictwa drogowego, który szkoli pracowników i jeździ na zwody. Próbowałem kiedyś reanimować fantoma, proszę mi wierzyć, ręce mdleją, poty człowieka szybko oblewają ze zmęczenia - mówi Stanisław Sadlej, doświadczony kierowca MPK Rzeszów.

Marek Filip, prezes MPK zapewnia, że postawa pani Joanny nie przejdzie w firmie bez echa. - Na pewno zostanie wyróżniona. Jestem zbudowany tym, co zrobiła tym bardziej, że to nasz nowy pracownik - mówi prezes Filip. Zapewnia, że będzie zachęcał pozostałych kierowców do szkoleń z pierwszej pomocy, które zakładowy zespół jest gotowy prowadzić w każdej chwili.

Dziś w samo południe kierowcę - bohaterkę przyjmie w ratuszu prezydent. Będą gratulacje, kwiaty i nagroda za wzorową postawę. Od wczoraj pani Joanna przyjmuje także gratulacje od mieszkańców Rzeszowa, którzy o jej wyczynie dowiedzieli się z "Nowin". - Szacunek dla tej kobiety za odwagę i trzeźwe podejście do tematu.

A młody niech wraca szybko do zdrowia. W końcu musi kogoś zaprosić na kawę :D - pisze na naszym forum @ce2c. - No, pełen szacun. Nie tyle umiejętności, lecz odwaga. Nie każdy się podejmie. Niejeden zadzwoniłby tylko po karetkę i to wszystko - dodaje @joozef.

Pani Joanna liczbą wyrazów sympatii jest bardzo zaskoczona. - Ja nie robiłam tego dla nagrody, czy pokazania się w mediach. Po prostu ratowałam człowiekowi życie tak, jak chciałabym, aby ktoś ratował mnie, gdyby była taka potrzeba. A największą satysfakcję będę miała, jeśli chłopak wróci do zdrowia. Mam także nadzieję, że ludzie, którzy przeczytają o tej akcji będą chętniej uczyć się udzielania pierwszej pomocy - mówi kierowca.

Uratowany pasażer wczoraj ciągle był w ciężkim stanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24