Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezes Izolatora Boguchwała: mamy chyba najśmieszniejszą nazwę w świecie

Waldemar Mazgaj
Roman Leśniak (z lewej) podczas gali 70-lecie Izolatora otrzymał złotą honorową odznakę PZPN za działalność w piłce nożnej. Obok inni odznaczeni: prezes Robert Ciuba (w środku) i sekretarz klubu Roman Stefanik.
Roman Leśniak (z lewej) podczas gali 70-lecie Izolatora otrzymał złotą honorową odznakę PZPN za działalność w piłce nożnej. Obok inni odznaczeni: prezes Robert Ciuba (w środku) i sekretarz klubu Roman Stefanik. Archiwum
- Zbitka dwóch słów Izolator, gdy 90 procent ludzi nawet nie wie co jest, oraz Boguchwała, daje chyba najśmieszniejszą nazwę klubu w Polsce albo i świecie - z Romanem Leśniakiem, honorowym prezesem Izolatora Boguchwała.

- Tytuł honorowego prezesa, złota odznaka PZPN. Odkąd pamiętam jest pan aktywnym działaczem Izolatora, który właśnie świętuje 70-lecie. Połowę tego czasu pewnie pan pamięta?- To było jakieś 40 lat temu, gdy Marian Szamański ściągnął mnie do klubu, jeszcze jako ucznia technikum elektrycznego w Turaszówce. Potem na studiach na wydziale elektrycznym Politechniki Rzeszowskiej, oczywiście jednocześnie pracując w "Zapelu", kontynuowałem grę w piłkę, choć wiązało się to z pewnymi kłopotami.

Był taki profesor Bajorek, który kazał mi wybierać czy chcę być piłkarzem czy inżynierem. W pracy to samo: przestrzegano mnie przed kierownikiem na wydziale dziesiątym, by nie przyznawać się, że jestem piłkarzem. I tak to ukrywałem przed nim przez pół roku. W końcu się dowiedział, na tyle mnie już zdążył polubić i uznał, że choć powinien mnie zwolnić, to zostawi.

- Aż w 1995 roku został pan prezesem.- Jak skończyłem grać, to coś dalej chciałem robić w klubie. Miałem chwilę przerwy dla rodziny, ale w latach dziewięćdziesiątych, gdy już powstała spółka, ówczesny dyrektor Mieczysław Puszkarz, wieloletni prezes, który z klubu półamatorskiego zrobił półzawodowy, przekazał mi to. Specjalnie chętny nie byłem, bo wiedziałem ile czeka mnie pracy, ale co mogłem zrobić. Usłyszałem tylko: kto się ciebie pyta o zdanie. U nas członek zarządu zakładu jest prezesem klubu, od 1944 roku. Tak ciągnąłem ten klub prawie 15 lat, aż do roku 2009 roku, gdy oddaliśmy przebudowany stadion.

- "IzoArenę" traktuje pan praktycznie jak kolejne dziecko… - Oj tak. Zaczęło się nietypowo, bo na jubileuszu 60-lecia powiedziałem, że będziemy mieli stadion, jakiego nie ma nigdzie na Podkarpaciu. Myślałem może, że jak wypiją trochę to zapomną, a tymczasem po jubileuszu kto mnie nie spotkał, to pytał o ten stadion. Więc oglądałem z naszym architektem kilka stadionów, m.in. w Ostrowcu Świętokrzyskim czy Łęcznej. Najbardziej spodobał mi się ten ostatni i na jego wzór kazałem przebudować nasz stadion. W dwa lata, a czasy w zakładzie były wtedy dobre, zrobiliśmy go.

- To niech pan powie jak to było z tą drugą ligą, bo w ostatnich latach ze dwa-trzy razy się o nią otarliście, przegrywając m.in. baraże z Nidą Pińczów, a później rywalizację z Wisłą Puławy i Stalą Mielec. Mówi się, że nie za bardzo chcieliście awansować…- Przecież nikt chłopakom nie zabronił wygrywać, a wręcz przeciwnie. Także w barażu czy w Puławach, choć zdawaliśmy sobie sprawę, że z budżetem może być wtedy dość ciężko. To by były zupełnie inne warunki, praktycznie przejście na zawodowstwo, a przecież większość chłopaków pracuje, uczy się.

- Przez prawie 70 lat byliście klubem prywatnym, dopiero w tym roku gmina wzięła na siebie utrzymanie stadionu. Tak trudno było dojść do porozumienia.- Różnie z tą gminą bywało. Gdy zaczynaliśmy przebudowę obiektu i staraliśmy się o różne pozwolenia, nagle okazało się, że teren, za który od lat płacimy podatki, a w talach 40-tych wysypywano tam gruz, nie do końca jest nasz. Nagle dwuhektarowa działka w centrum Boguchwały zaczęła być bardzo atrakcyjna. Znaleźli się nawet pseudowłaściciele. I tak musieliśmy swój teren odkupić od skarbu państwa za kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Teraz już współpraca z gminą układa się wzorowo, a zaoszczędzone koszty pozwalają nam na utrzymanie drużyny na poziomie III ligi. Mamy w tej chwili budżet już do połowy 2015 roku.

- Spytam jeszcze o sytuację finansową klubu. "Zapel" ma dużą konkurencję na rynkach azjatyckich i pewnie ciężko będzie o takie wsparcie dla drużyny, jak choćby w połowie lat 90-tych.- Jako firma pracujemy na trudnym rynku i ciężko przewidzieć przyszłość. Jesteśmy skazani na wahania koniunktury, w samej Rosji straciliśmy kilkanaście milionów przychodu. To jednak nie znaczy, że "Zapel" notuje straty. Mniej jednak może przeznaczyć na sport czy inne inicjatywy. Nie raz mieliśmy przecież sytuacje, że przy spadku zamówień musieliśmy dać załodze dzień czy dwa bezpłatnego urlopu, przez co ludzie zarobili o kilka procent mniej.

Pojawiają się jednak inne rynki zbytu, ale w każdym dniu trzeba walczyć. Musimy obniżać koszty produkcji, żeby konkurować z Chińczykami. To bezpośrednio wiąże się z klubem, bo prawie 400 pracowników firmy jest członkami klubu, opłaca comiesięczne składki. Natomiast nigdy nie było głosów, by opuszczać klub.

- Co mówi żona na to drogie hobby?- Pyta tylko, ile płacę co miesiąc. Płacę najwięcej, ale nigdy jej nie powiedziałem ile, choć pewnie wie z corocznego zeznania PIT. To moja tajemnica, ale trzeba mieć swoje słabości. Ostatnio, jak zrobili mnie prezesem honorowym, to jeszcze sobie podniosłem składkę.

- Słowem: życia bez klubu pan sobie nie wyobrażą?- Nie. Musi być społeczna odpowiedzialność biznesu. Niech inni robią siatkówkę, żużel, ale firmy jak nasza powinny działać lokalnie. Nie można zaniechać tradycji, a w miarę możliwości zachęcać. Niekoniecznie chodzi o grę w ekstraklasie, ale rozwój bazy. Nie jest sztuka zrobić duży futbol za duże pieniądze. Tylko dla kogo, trzeba mierzyć siły na możliwości.

- Aktualna sytuacja drużyny nie jest za dobra, jeśli chodzi o tabelę?...- Te 22 punkty to nie jest najlepszy wynik, ale zanosiło się na jeszcze gorszy. Nie mamy klasycznego napastnika, więc znów będziemy namawiać na transfer Tomka Płonkę, choć to pewnie nierealne, albo Darka Kantora z Wisłoki Dębica. Sporo było zmian i długo się to docierało. Dawno jednak nie widziałem takiej atmosfery i tak fantastycznie pracującej drużyny.

- Na koniec jeszcze dwa słowa o waszej nazwie, bo jest znana w całym kraju.- To fakt. Ostatnio mówiono o nas w "Szkle kontaktowym", wcześniej w "Miodowych latach". Zbitka dwóch nazw Izolator, gdy 90 procent ludzi nawet nie wie co jest, oraz Boguchwała, daje chyba najśmieszniejszą nazwę w Polsce albo i świecie. Niby się obrażamy, ale to taki nasz pozytywny marketing.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24