Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Rzeszowiak" dotknął krawędzi lodowca

Jerzy Leniart
Po pięciu dniach żeglugi ukazała się żeglarzom z "Rzeszowiaka” Wyspa Niedźwiedzia.
Po pięciu dniach żeglugi ukazała się żeglarzom z "Rzeszowiaka” Wyspa Niedźwiedzia. Krzysztof Kapica
Jacht "Rzeszowiak" powrócił z wyprawy na Spitsbergen. Z podkarpackimi żeglarzami przepłynął 6,5 tysiąca mil. Na pokładzie był m.in. nasz fotoreporter.

- Gdzie tym razem popłynąć? - zadawano sobie pytanie w siedzibie Rzeszowskiego Związku Żeglarskiego. - Na Grenlandii "Rzeszowiak" już był, więc może wyruszymy na Spitsbergen, największą norweską wyspę na Morzu Arktycznym - zaproponował kpt. Bogdan Bednarz.

Taka wyprawa to potężne przedsięwzięcie logistyczne. Trzeba opracować plan rejsu, ustalić porty, gdzie będą się wymieniać załogi, wykupić bilety lotnicze, przygotować prowiant na kilka miesięcy, załatwić formalności związane z ubezpieczeniem, certyfikatami, zaprosić doświadczonych kapitanów, którzy skompletują załogi. Najmniejszym problemem był "Rzeszowiak", który spełnia wszystkie normy bezpieczeństwa wymagane na Morzu Arktycznym.

Trudności biurokratyczne udaje się pokonać. Udaje się także skompletować załogi, złożone w większości z podkarpackich żeglarzy. Na początku maja pierwsza załoga w porcie w Górkach Zachodnich (Gdańsk) wchodzi na jacht. - Cumy oddaj - podaje komendę Bogdan Bednarz. - Żegnaj, stary porcie. Wrócimy tu we wrześniu.

Zanim jednak "Rzeszowiak" dotrze do norweskiej wyspy, po drodze zawita na Bornholm, zacumuje w Kopenhadze, załoga będzie podziwiać bajeczne krajobrazy na Lofotach, odda hołd polskim marynarzom poległym pod Narwikiem, a jacht będzie się ścigał z wielorybem i płoszył stada delfinów.

Poszczególne etapy rejsu trwają od tygodnia do dwóch tygodni. W określonym porcie następuje zmiana załogi i "Rzeszowiak" płynie dalej. Na Lofotach na jacht mustruje się również Krzysiek Kapica, fotoreporter Nowin.

- Ten rejs to mój debiut żeglarski. Najbardziej bałem się, czy wytrzymam wachty, zwłaszcza tę w kambuzie, czy nauczę się węzłów i komend oraz tego, jak długo będzie trwała moja choroba morska. Choroba mnie nie dopadła, a ja zakochałem się w morzu i "Rzeszowiaku" - zdradza.

Na Spitsbergenie żeglarze odwiedzają polską stację badawczą PAN. Jako że po wyspie nie można chodzić bez broni palnej, kapitan musi wypożyczyć sztucer, który teoretycznie ma chronić w przypadku spotkania z białymi niedźwiedziami.

- Spełniło się moje marzenie. Zobaczyłem morsy żyjące na wolności. I jako członek klubu morsów z Rzeszowa mogłem popływać w pobliżu tych wspaniałych zwierzaków, choć w bezpiecznej odległości od ich potężnych kłów - mówi Sławek Gołąb z Rzeszowa, założyciel zespołu szantowego Klang, który ma na swym koncie już opłynięcie przylądka Horn. - Ten rejs był trudniejszy niż żeglowanie kilka lat temu wokół Ziemi Ognistej - przyznaje.

Co zapamiętał Bogdan Bednarz? - W jednym z portów na Lofotach przybiliśmy do pomostu z odeskowanych pali. Norweskie małżeństwo odebrało cumy i zaprosiło nas do skorzystania z łazienki w ich domu. Dali nam - obcym przybyszom z morza - klucze, a sami wyszli na spotkanie ze znajomymi do restauracji. Czyż nie jest to niezwykły świat? - pyta retorycznie.

"Rzeszowiak" bezpiecznie powrócił do Gdańska. A rzeszowscy żeglarze już myślą o kolejnej wyprawie, w przyszłym roku. Gdzie? Tam, gdzie jeszcze nie byli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24