Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tadeusz Ferenc: Do Senatu na razie się nie wybieram

Bartosz Gubernat
Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa.
Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa. Krzysztof Kapica
- Trudności są po to, aby z nimi walczyć. Ja się roboty nie boję i za wszelką cenę będę dalej walczył o rozwój naszego miasta - mówi Tadeusz Ferenc, wybrany po raz czwarty z rzędu na prezydenta Rzeszowa.

- Wygrał pan wybory po raz czwarty. Cztery lata temu nie było łatwo, ale teraz znowu znokautował pan rywali. Dobry wynik zawdzięcza pan wyłącznie swojej pracy? Wiele osób z zewnątrz twierdzi, że polityczni rywale odpuścili tegoroczne wybory i przespali kampanię, bo wiedzieli, że i tak z Ferencem nie wygrają.

- Poprzednim razem, kiedy zdobyłem 53 procent głosów, a mój rywal z PiS 35 procent, złą robotę zrobiła mi jedna z lokalnych gazet, która bardzo mnie "kochała". Wszyscy pamiętają, w jakim świetle byłem przedstawiany i mimo dobrych sondaży przedwyborczych, ostatecznie poparcie dla mojej osoby spadło. Potem przegrali proces w trybie wyborczym i mieli mnie przeprosić oraz zapłacić karę na instytucje charytatywne. Ale mimo tego ich działania zdecydowanie zaważyły na wyniku.

Teraz też niektórzy chcieli mi zaszkodzić, rozsyłali do mieszkańców gazety, które przedstawiały mnie w nieprzychylny sposób. Ale to nie zadziałało. Myślę, że ludzie postawili na wyniki mojej pracy.

Czy rywale odpuścili? Nie. Kampania była, odbyliśmy sporo spotkań. Problem w tym, że np. mój kontrkandydat z PiS chciał przekonać do siebie ludzi tym, co ja już robię. Mówił o budowie centrum komunikacyjnego w miejscu dworca, czy wiaduktu w rejonie ul. Wyspiańskiego, który także jest zaplanowany. Inwestycje z mojej działalności pokazywano jako sukces innych komitetów.

Dowiedziałem się np., że łącznik ronda na osiedlu Pobitno z rondem im. Jacka Kuronia budował mój kontrkandydat. A przecież to my kończyliśmy go w 2005 roku, kiedy prezydentem byłem już 3 lata. Na pewno pomógł mi fakt, że kontrkandydaci mówili podczas spotkań, że w ostatnich latach w Rzeszowie wiele się zmieniło na plus.

- Nie był pan zdziwiony, że PO oddała wybory walkowerem i nie wystawiła swojego kandydata?

- Nie. Poparli mnie, bo być może poczuli, że jestem także ich człowiekiem. Na szczeblu lokalnym nasza współpraca różnie się układała, ale na linii Rzeszów - Warszawa zawsze była wzorowa. Najlepszym dowodem jest ostatnia wizyta prezydenta RP Bronisława Komorowskiego w Rzeszowie. Nie pamiętam, aby kiedykolwiek w historii miasta głowa państwa gościła w naszym ratuszu.

Wywodzę się z SLD, ale dla mnie polityka to partia, która nazywa się Rzeszów. W pracy dla miasta nie kieruję się sympatiami partyjnymi. Dlatego pracują u mnie ludzie z różnych opcji politycznych. Także na stanowiskach dyrektorskich. Ja widzę w nich przede wszystkim fachowców.

Tak wygrywał wybory Tadeusz Ferenc

Tak wygrywał wybory Tadeusz Ferenc

2002 rok
Do wyścigu stanęło 8 kandydatów. W I turze T. Ferenc uzyskał 44,39 proc poparcia, a jego najgroźniejszy rywal Andrzej Szlachta z PiS 24,02 proc. W dogrywce rzeszowianie oddali na Ferenca 51,6 procent głosów.
2006 rok
Z ramienia PiS do walki staje Marian Hady, PO wystawia Marka Porębę. Pierwszy z nich dostaje 18,39 proc. głosów, drugi zaledwie 3,26. Z poparciem na poziomie 76,29 proc. T. Ferenc wygrywa w I turze.
2010 rok
Rywalami prezydenta są Jerzy Cypryś z PiS, Andrzej Dec z PO. Polityk platformy uzyskuje 7,59 proc., kandydat PiS 34,86 proc. a Ferenc 53,25 proc.
2014 rok
Tadeusz Ferenc wygrywa ponownie w pierwszej turze. Dostaje 66,31 proc. głosów. Drugi jest Andrzej Szlachta z PiS ( 22,44 proc.), trzeci Krzysztof Prendecki (7,64 proc.), a czwarta Marta Niewczas (3,61 proc.).

- Co dalej z władzą w mieście? Pański Rozwój Rzeszowa planował wprowadzić do rady 13 radnych i odzyskać większość. Tymczasem radnych ma tylko 11 i musi znowu puszczać oko do PO. Mówi się o koalicji, ale miniona kadencja pokazała, że oba ugrupowania mają zupełnie inny jej obraz.

- W minionej kadencji mieliśmy koalicję, ale wielokrotnie PO głosowała wbrew jej zasadom. Gdyby nie pojedynczy radni PiS i PO, którzy wyłamując się z dyscypliny klubowej wspierali mój Rozwój Rzeszowa, wielu pomysłów nie udałoby się zrealizować. Nie byłoby np. fontanny multimedialnej, która na sesji stawała 4 razy.

Ale mnie to nie zraża. Wyznaję zasadę, że jeśli jest się przekonanym do swojego pomysłu nie należy odpuszczać. Między innymi dlatego udało się poszerzyć Rzeszów o ponad 100 procent, mimo sprzeciwu wielu osób i radnych opozycji. Nie mam wątpliwości, że w tej kadencji też nie będzie łatwo i spodziewam się w wielu sprawach oporu. Ale mimo to chcę iść na przód i przekonywać przeciwników do swoich racji. Taki już jestem.

- Jedna z osób będących blisko ratusza zdradziła mi, że niebawem dojdzie do zmiany na stanowisku wiceprezydenta, zajmowanym przez Romana Holzera z PO. Dlaczego? Kogo szykuje pan na jego miejsce?

- Prezydent Holzer nie rozmawiał ze mną o chęci odejścia z pracy, ale rzeczywiście do takiej zmiany może dojść. To nie jest jednak tak, że ja kogoś szykuję. Chcę, żeby jeden z moich zastępców reprezentował PO i czekam na propozycje tego ugrupowania.

To ono zdecyduje, czy pozostawić Romana Holzera, czy wybrać spośród swoich członków innego kandydata. Jeśli otrzymam taką kandydaturę i uznam, że to dobry fachowiec, zaakceptuję jego osobę. O nazwiskach za wcześnie mówić.

- Jak ocenia pan wygraną PiS w wyborach do sejmiku województwa? Nie jest tajemnicą, że część urzędu marszałkowskiego nie jest panu przychylna. Nie boi się pan, że wzmocnienie władzy prawicy źle wpłynie na rozwój Rzeszowa, którym rządzi prezydent z SLD?

- Jeśli te wyniki się potwierdzą, marszałkiem z całą pewnością będzie dalej Władysław Ortyl. A jemu zdecydowanie zależy, aby pracować na dobre wyniki województwa. Te z kolei w dużym stopniu zależą od funkcjonowania Rzeszowa. Czy komuś się to podoba, czy nie, tu jest stolica regionu, tu ludzie się uczą, pracują i leczą. A więc marszałek musi rozwijać miasto. O jego postawę jestem spokojny, bo to wytrawny polityk. A że będą pewnie różne opory ze strony dyrektorów wydziałów, zdaję sobie sprawę, bo wielokrotnie do tej pory to odczułem. Ale damy sobie radę.

- W kwestii inwestycyjnej w Rzeszowie sporo się dzieje, ale część inwestycji rozmija się z oczekiwaniami mieszkańców. Przykłady? Nie ma obiecywanego przez pana remontu basenów ROSiR i wielopoziomowych parkingów w centrum. Dlaczego te tematy stoją?

- A ja tak zapytam: niech mi pan pokaże miasta, gdzie są miejskie parkingi wielopoziomowe? Nie ma takich. Budują je tylko właściciele prywatnych galerii i centrów handlowych. Inna sprawa, że ja do parkingów wielopoziomowych podchodzę z rezerwą. Lepiej budować miejsca postojowe przy ulicach, których za mojej prezydentury powstało ponad 8 tysięcy.

Proszę zwrócić uwagę, że np. pod galerią przy ul. Słowackiego parking jest zadaszony, ale świeci pustkami. Tymczasem wzdłuż ulicy wszystkie miejsca są zajęte. Natura ludzka jest taka, że chce się podjechać jak najbliżej celu i ja to rozumiem. A że dostępność miejsc jest gorsza, niż przed kilkoma laty, nie ma się co dziwić. Kiedy zaczynałem rządzić, w Rzeszowie było zarejestrowanych 45 tysięcy aut. Dzisiaj jest ich 120 tysięcy.

Dlatego poszerzamy ulice, a w przyszłym roku wprowadzimy strefę płatnego parkowania. Nie jestem do niej przekonany, ale nie mamy wyjścia, trzeba dostosować warunki do liczby pojazdów. Baseny? W tej kadencji będą gruntownie odnowione. Powstanie mnóstwo wodnych atrakcji i 50-metrowy basem sportowy, który przykryjemy. Myślimy, aby wyposażyć go w wieżę dla skoczków do wody.
- Jeden z mieszkańców mojego osiedla w ostatnich wyborach nie oddał głosu na żadnego kandydata na prezydenta. Tłumaczył, że pańscy kontrkandydaci nie zasługują na to stanowisko, a pana polityką czuje się zawiedziony. Jego zdaniem nie słucha pan już ludzi tak jak w pierwszej, czy drugiej kadencji. Co sądzi pan o takich opiniach?

- Złośliwiec. Wyraźnie złośliwiec. W ciągu 12 lat odbyliśmy ponad 500 spotkań na osiedlach. Przede wszystkim słuchamy tam ludzi i staramy się od ręki załatwiać ich problemy. Niestety drobne sprawy, które dla nas są mało kosztowne i chcielibyśmy je szybko załatwić często blokują ludzie.

Wiele osób nie chce pozwolić na przesunięcie płotu, aby poszerzyć drogę. Nie pozwalają przejść przez ogród z kanalizacją, albo wstawić im latarni, żeby w jej miejscu zbudować chodnik. Dlatego z pozornie błahych tematów czasami robi się duży problem, który wymaga dziesiątek spotkań i żmudnych negocjacji. Nie wszystko w stu procentach zależy od nas.

- Podczas gdy inne miasta wojewódzkie budują nowoczesne stadiony, u nas jest tylko jedna trybuna. Nie zazdrości pan nowoczesnych obiektów prezydentom Gdyni, Kielc, Białegostoku czy Lublina?

- Pamięta pan, jaki stadion mieliśmy przed rozbudową? Wszystko się rozlatywało. Teraz to nowoczesny obiekt. Drugiej trybuny nie buduję świadomie.

- Dlaczego?

- Ze względu na mizerny poziom drużyn, które tu grają i przyciągają na stadion po kilkaset osób. Po co w takim razie stawiać kolejne trybuny i podnosić pojemność tego obiektu do kilkunastu tysięcy miejsc? Ja kocham sport i dlatego bardzo mnie boli poziom, szczególnie piłki nożnej. Próbowałem namówić działaczy Stali i Resovii do stworzenia jednego klubu, potem chcieliśmy pomóc w przeniesieniu do nas ze Świnoujścia I ligi. Nie udało się to z wielu względów.

Skoro kluby nie chcą się połączyć, niech same wypracują wynik. Nie może być tak, że drużyna z miasta wojewódzkiego przegrywa na własnym boisku z Hetmanem Żółkiewka, ale chce grać na nowoczesnym, krytym stadionie. Zbudowaliśmy nowoczesne boiska treningowe, lada chwila pod trybuną zacznie się budowa pomieszczeń i gabinetów spełniających wymogi ekstraklasy. Jeśli drużyny będą grać dobrze, przyjdzie czas i na kolejną trybunę.

Wiele osób pyta mnie też, czy dołożymy pieniędzy na żużel. A ja odpowiadam, że wszystkie kluby musimy traktować jednakowo. Na dotacje liczą tak samo Stal i Resovia, jak Junak Słocina i Korona Załęże. Nie mogę na lewo i prawo wydawać dodatkowych pieniędzy na sport, bo to oznaczałoby rezygnację z innych zadań miasta. A nie każdy mieszkaniec, którego pieniędzmi dysponuję jest kibicem sportu.

- Jak będzie wyglądać polityka Tadeusza Ferenca i Rzeszowa w najbliższych czterech latach?

- To będzie dalszy rozwój miasta. Oddamy żłobek i szkołę na ul. Bł. Karoliny, zaczniemy rozbudowę hali widowiskowo sportowej na Podpromiu. W zakład kąpieli leczniczych i blok operacyjny szpitala miejskiego chcemy zainwestować 20 mln zł. Interesuje mnie także przyłączenie kolejnych okolicznych sołectw i dokończenie uzbrojenia strefy ekonomicznej Dworzysko.

- Ale w mieście coraz częściej mówi się, że z prezydentury zrezygnuje pan w czasie kadencji, jeśli uda się panu dostać do Senatu. Czy jest taki plan?

- Bardzo dziękuję tym, którzy martwią się o moją przyszłość. Zobaczymy, jak to będzie się kręcić. Ale z całą pewnością za wszelką cenę myślę o funkcjonowaniu w Rzeszowie, tak długo, jak dam radę. Na razie nigdzie się nie wybieram, ale na wieki tu nie będę.

- Bez względu na to, kiedy skończy pan pracę w ratuszu, musicie jednak szykować następcę Tadeusza Ferenca. Na giełdzie nazwisk do tej pory najwyżej stały akcje wiceprezydenta Marka Ustrobińskiego i radnego Konrada Fijołka. Ostatnio coraz częściej mówi się także o drugim z pańskich zastępców - Stanisławie Sienko. Który z nich byłby dobrym kandydatem na głównego sternika miasta?

- Zawsze chwalę moich zastępców, a najbardziej Marka Ustrobińskiego. To ludzie zdecydują na kogo postawić, ale nie ukrywam, że współpraca z Ustrobińskim jest dla mnie ogromnie pomocna.

- Nie jest zbyt spokojny jak na prezydenta miasta? Pan słynie z porywczego charakteru i twardej ręki.

- Nie słyszał go pan w akcji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24