Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia Jacka Pałysa. Grundigi, kasety i... Filharmonia?

Paulina Bajda
Archiwum
Pierwszą płytę Aurora nagrała w studio u Wojtka Puczyńskiego z zespołu Exodus, ale nikt jej nie chciał wydać. Wydano ją dopiero po 16 latach. Później w Polsce funkcjonowały już tylko kasety, nagrywane przez fanów Aurory na popularne Grundigi, podczas koncertów.

- Kasety rozsyłał Maciek, przegrywaliśmy je i szły dalej. Ale jak patrzę na tamte czasy, to nie śpiewalibyśmy innych tekstów, one były tak mocne, że są aktualne do dziś. Romek Rzucidło był genialnym tekściarzem - przekonuje Jacek Pałys.

Część pierwsza: Od Restrykcji po Aurorę

Wciąż byli gnębieni i ścigani, aż w końcu postanowili zakończyć działalność. Każdy z nich rozjechał się w swoją stronę. Zespół rozpadł się w 1988r. Kilka lat temu z Jackiem Pałysem skontaktował się IPN. Poinformowali go, że wydają płytę z filmem "Zbuntowana generacja. Pokolenie rock Galicji 1982-1989." Film co roku pokazywany jest na Nocy Muzeów.

Pałys w końcu wyjechał do Izraela. W 1989 r. rozpoczął studia w Jerozolimie, na Akademii Muzycznej, w sekcji kontrabasu. Już w trakcie studiów, na pierwszym roku, grał w orkiestrze kameralnej, dzięki czemu został zwolniony z wielu kursów, a na uczelnię też nie musiał często zaglądać.

- Można powiedzieć, że więcej grałem niż się uczyłem, ale to zdrowe podejście. Jak stwierdzili, że jestem dobrym kontrabasistą, to chcieli mnie przede wszystkim do grania, a nie żebym siedział na wykładach - mówi Jacek.

Był pierwszym kontrabasistą Młodzieżowej Filharmonii Izraelskiej. Dużo koncertów, dużo wyjazdów oraz znakomici dyrygenci i soliści pozwolili mu rozwinąć talent.

- Miałem zaszczyt grać i występować na jednej scenie chociażby z Abado, Michael de Angelo, Asher Fisch, Kurtem Masurem, Gilem Shahamem i Kristianem Zimmermanem. W Jerozolimie poznałem również Krzysztofa Pendereckiego i jego żonę - opowiada.

W Izraelu Jacek rozpoczął również pracę z osobami chorymi na autyzm.

- Pieniędzy nigdy nie za dużo, a pracę i ludzi bardzo polubiłem. Pracowałem z nimi 6 lat. Dostałem nagrodę dla najlepszego pracownika, którą wręczyła mi żona premiera Yitzhaka Rabina, Lea. W nagrodę wysłali mnie nawet na tygodniowe wakacje do Turcji. Jak dla mnie, to nie zrobiłem nic wielkiego, nie czułem, że zasługuję na takie wyróżnienie - mówi skromnie.

Rozstanie z autystami było ciężkie, bo zajęcia muzykoterapii i gry na organach zbliżyły ich do siebie.

- To byli ludzie w moim wielu, może trochę młodsi. Traktowaliśmy się jak rodzeństwo, a ta przyjaźń przetrwała szesnaście lat, bo kiedy dwa lata temu znów wróciłem do Izraela i poszedłem im powiedzieć "shalom", to wszyscy mnie pamiętali. Pani dyrektor od razu zaproponowała mi pracę i na drugi dzień czekał tam na mnie kontrakt - mówi.

Co jadł Chopin na śniadanie?

Jacek Pałys z żoną Kaśką, byli współorganizatorami koncertów "Help Maciek". Przyjaciele zebrali się razem, by wspomóc chorego na szpiczaka mnogiego gitarzystę zespołu Aurora Maćka Miernika. Koncerty odbyły się w Rzeszowie i Warszawie. Już wkrótce ukarze się płyta, długo oczekiwany album z zapisem rzeszowskiego koncertu "Pod Palmą".

Niestety klawiszowiec do tej pory tego nie wie, a przez to pytanie oblał egzamin w szkole muzycznej w Rzeszowie.

- O to, trzeba by spytać ówczesnego dyrektora - śmieje się. - Wszystko zdałem, ale ten egzamin u niego zawaliłem. Z resztą nie tylko ja.

Pałys wspomina, że dyrektor strasznie nie znosił rockendrolowców i chałturników, którzy wtedy dorabiali sobie grając na przykład na weselach. Gnębił ich okrutnie, a wtedy chałturzyli prawie wszyscy i ci z bogatych i ci z biednych rodzin, ale jak ktoś przyjeżdżał z takiej imprezy o 4 rano, to pierwsze lekcje w szkole przesypiał na ławce.

- Pewnego pięknego wieczora wpadliśmy na środowy Wieczór Retro do restauracji Bohema. Były akurat imieniny klawiszowca z RSC. Spotkali się tam wszyscy muzycy rockowi z RSC i Noah-Noah. Po 21. konferansjer zapowiedział, że wieczór umili nam zespół retro. Najpierw na scenie pojawiła się bardzo elegancko ubrana pani, a za nią wyszedł pan z muchą i akordeonem. Okazało się, że to nasz dyrektor, który tak wspaniale tępił wszystkich chałturników. Przygrywał jej na akordeonie, a ona śpiewała "Pierwszy siwy włos na twojej skroni..." Dużo nam nie trzeba było. W pewnym momencie jeden z nas nie wytrzymał i stóweczkę Waryńskiego mu leciutko na czoło przyklepał i powiedział - Graj poleczkę - wspomina ze śmiechem. - Na drugi dzień w szkole mieliśmy ciężkie chwile dla wszystkich i duże problemy.

Do Empiku z kartą wstępu

Po imprezie w Bohemie Pałys miał zostać ze szkoły relegowany. Powodem podobno było to, że "skakał pijany po stołach w Empiku i zdemolował pół sali".

- Jako jedyna stanęła po mojej stronie jedna z nauczycielek. Powiedziała, że to nie może być prawda i to dzięki niej ze szkoły nie wyleciałem, a byłem przecież zdemoralizowanym bandytą - mówi z przekorą. - Dyrektorka Empiku była bliską przyjaciółką z partii, naszego dyrektora, i wszystko co chciał potwierdziła. Ona też nas nienawidziła, bo do Empiku w stanie wojennym wprowadzili karty wstępu, a najdziwniejsze jest to, że my zawsze je mieliśmy, chociaż ona nam ich nigdy nie wydawała. Panie szatniarki nas uwielbiały i zawsze nas wpuszczały. Kelnerki też nas kochały i chociaż kawy nigdy nie było, to nam zawsze robiły, i ciasteczko się znalazło i wszystko - przypomina sobie stare czasy muzyk.

- Dyrektorka dostawała wtedy białej gorączki. Pamiętam, że siwa była, ścięta na krótko i biust miała ogromny. Jak wchodziła, to chciała od nas karty wstępu. Romek Rzucidło miał przy sobie zawsze całą talię Jokerów i na wejściu dawał każdemu po jednej, a my je pokazywaliśmy dyrektorce. Ale się wściekała - opowiada ze śmiechem Pałys. - Zawsze się darła - Co to jest?! i wzywała milicję. Milicjanci nas znali i spokojnie wypraszali, my wracaliśmy, a oni na jej kolejne wezwanie nie przychodzili, bo wiedzieli, że to znów do nas - dodaje ze śmiechem.

Za czasów komuny rzeszowski Empik, był jedynym miejscem, w którym można było usiąść i porozmawiać. Schodzili się tam przeważnie uczniowie ze szkół artystycznych: muzycznej i plastyka.

- W tym miejscu powstało wiele naszych utworów muzycznych i same pomysły na muzykę. To była nasza przystań, a w końcu dyrektorka zaczęła udawać, że nas nie widzi.

Muzyka to muzyka...

Pałys mówi, że nie rozgranicza muzyki. Dobrze się czuje grając i rocka i muzykę poważną.

- W jednej i drugiej są takie numery, które po prostu rozbrajają. Ja miałem okazję grać i w świetnych kapelach i we wspaniałych orkiestrach z cudownymi dyrygentami. Wysokiej klasy dyrygent i solista, dają poczucie bezpieczeństwa. Dobry dyrygent potrafi zagrać nawet ze złą orkiestrą. Wspaniałym przeżyciem dla mnie było jak graliśmy Beethovena z Kurtem Masurem. Troszkę się spóźnił, ale jak powiedział "shalom", podniósł do góry ręce i zaczęliśmy grać, a on nas nie zatrzymał przez całą pierwszą część, prawie 30 minut. Później powiedział tylko jedno słowo - pięknie. Wiedzieliśmy, że to nie jest prawda, ale tymi słowami dał nam poczucie bezpieczeństwa. Niektórzy dyrygenci, potrafią po pierwszym akordzie dać godzinny wykład co jest źle zagrane.

Jacek Pałys najmilej wspomina trasę koncertową z Kristianem Zimermanem.

- To gwiazda światowego formatu i on nie gra byle gdzie. Te sale koncertowe wciąż mam przed oczyma. Był w szoku, jak do niego podszedłem i po polsku powiedziałem "dzień dobry". Nawet trochę się zaprzyjaźniliśmy, bo się okazało, że pamięta moją siostrę z czasów studiów, razem uczyli się w Katowicach. Bardzo miły skromny człowiek. Pamiętam, jak graliśmy koncert w Strasburgu, na sali było pewnie 5 tys. osób, a na bis był wywoływany szesnaście razy. Nie zagrał. Spytałem się go później dlaczego, powiedział, że z szacunku dla nas, sam nie chciał grać, tylko z orkiestrą - tłumaczy Jacek.

Najpiękniejszym instrumentem na jakim zagrał był praski kontrabas. Jeździł wtedy z orkiestrą kameralną.

- To był pięciostrunowy, stary włoski "basik" z XVIII w. ze znakomitej orkiestry "Wirtuozi Pragi". Dyrektor nawet został na koncercie, a graliśmy kwartet Beethovena, przerobiony na orkiestrę. Ta "piątka" grała sama. Po koncercie okazało się, że dyrektor od razu daje mi kontrakt, ale ja byłem dopiero na III roku studiów i wróciłem do Izraela.

Życie muzyka klasycznego jest całkowicie inne od muzyka rockendrolowego. Jednak Jacek Pałys mówi, że docenia uroki obu stylów muzycznych.

- W zespole rockowym, zawsze można wyjść na scenę na przykład lekko wstawionym, a w muzyce klasycznej tak się nie da, nie można improwizować - dodaje z uśmiechem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24