Dominik Bednarczyk: Jak boiska pozwalają, to trzeba grać

- Orlęta Radzyń Podlaski do meczu ze Stalą strzeliły na wyjeździe skromniutkie dwa gole, tylko dwa straciły, ale na Hetmańskiej chwilami rządziły na boisku i omal nie wygrały.

- Rzeczywiście, napsuły nam krwi. Moim zdaniem po Karpatach Krosno, Chełmiance jest to trzeci zespół, który zasłużył w tym sezonie na pochwały za to, co u nas pokazał.

- Daliście się trochę zaskoczyć.

- Wyszliśmy na boisku trochę tak jak w meczu z Avią Świdnik. Odrobinę koncentracji, czujności chyba brakło. Nie ma co kryć. Orlęta postawiły nam wysoko poprzeczkę. Momentami nawet przeważały.

- Wynik 1-1 jest sprawiedliwy.

- Jakichś nie wiadomo jak klarownych okazji przeciwnik nie miał. My też mieliśmy problem w ataku. Remis uważam za sprawiedliwy.

- Niepokoi jedno. Do końca jesiennego grania zostały jeszcze trzy mecze, a gdzieś tak w okolicach 70 minuty wyglądało, jakby wam brakowało już paliwa.

- Cóż, wiadomo, że to już końcówka rundy i możliwe, że dopadł nas mały dołek. Ciężko mi w tej chwili tak do końca zdiagnozować temat. Nie trenowaliśmy przecież ostatnio mocniej niż zwykle. Jest finisz rundy, więc tylko podtrzymujemy pewien poziom przygotowania.

- Rozgrywanie jesienią awansem dwóch kolejek z rundy wiosennej to dobry pomysł?

- Jeśli mamy dobre warunki, jeśli boiska są w dobrym stanie, to grajmy, czemu nie. Ale jeśli ma to wyglądać tak, że walczymy nie z rywalem tylko z fatalnym boiskiem, to raczej nie warto się szarpać.

- Jak się ma murawa na Hetmańskiej?

- Rewelacyjna nie jest, ale nie można powiedzieć, że jest zła. Wiadomo, coś tam popadało, było trochę grząską, ale da się na nim grać.