Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jacek Pałys. Od Restrykcji po Aurorę

Paulina Bajda
Jacek Pałys - chłopak ze Śródmieścia, wychowany w Empiku.
Jacek Pałys - chłopak ze Śródmieścia, wychowany w Empiku. Karina Barańska
Przez wiele lat prześladowany przez komunę. Musiał wyemigrować z kraju. Jacek Pałys. Grał w Restrykcji, Noah-Noah i Aurorze. W Polsce go nie doceniono. Teraz jedzie na tournee do Chin z Izraelską Orkiestrą Kameralną.

Jacek Pałys mówi, że jest chłopakiem ze Śródmieścia, wychowanym w Empiku. W Rzeszowie chodził do szkoły muzycznej i w zasadzie do wybuchu stanu wojennego wszystko było świetnie, później się już "zdupczyło".

- Pan dyrektor był oddelegowany przez PZPR i gnębił nas okropnie i przez niego nie udało mi się tej szkoły ukończyć - mówi muzyk.

Pałys pochodzi z rodziny, która tradycje muzyczne przekazuje z pokolenia na pokolenie.

- Dziadek grał na klarnecie, mama na fortepianie, siostra na wiolonczeli, a tata był trębaczem w filharmonii. Teraz moja córka chodzi do szkoły muzycznej, ale jej nie zmuszam - zaznacza ze śmiechem. - Mam tam wielu znajomych i jak czasem przychodzę, to jest o czym pogadać.

Zaczynając grać w Restrykcji nie wiedział, że stanie się kiedyś częścią słynnej rzeszowskiej sceny muzycznej.

Piekarczyk był na nie

Jacek Pałys z żoną Kaśką, byli współorganizatorami koncertów "Help Maciek". Przyjaciele zebrali się razem, by wspomóc chorego na szpiczaka mnogiego gitarzystę zespołu Aurora Maćka Miernika. Koncerty odbyły się w Rzeszowie i Warszawie. Już wkrótce ukarze się płyta, długo oczekiwany album z zapisem rzeszowskiego koncertu "Pod Palmą".

- Do Restrykcji dokooptował mnie wokalista Romek Rzucidło, którego poznałem w Empiku, bo tam się wszystko zaczynało i kończyło - wspomina muzyk. - Pewnego dnia Roman zabrał mnie do Plusa i przedstawił chłopakom. Na początku grał jeszcze z nami Kris Trznadel, który później założył Milion Bułgarów, gitarzysta Jasiek Gondek oraz Wacuś Koczewski perkusista z Bocznego Toru. Dołączyłem do zespołu w 1982 r.

Razem zajęli II miejsce w Przeglądzie Zespołów Rockowych Rockplus, później grali na Rock Galicji jako support Lady Pank, a 1983 r. zaczęli się przygotowywać do Jarocina. Jednak Restrykcja z "kaset" na festiwal się nie dostała (przyp red. aby dostać się na konkurs, kapele przysyłały swoje kasety z nagraniami).

- Jasiek Gondek, który pojechał ją pokazać, wziął złą kasetę, taki był zakręcony - wspomina muzyk.

Kapela zagrała za to, na krakowskim festiwalu Open Rock, jego zwycięzca też miał jechać do Jarocina.

- Niestety nie mieliśmy szans, bo w komisji siedział Marek Piekarczyk, który nie przepadał za zimnofalową (przyp. red. muzyka wywodząca się z punka opierająca się na basie i perkusji) muzyczką. Wywalił nas praktycznie ze sceny, bo nie mógł nas słuchać - opowiada klawiszowiec. - Wygrał wtedy zespół Apogeum, który grał cudne suity rockowe.

Muzycy nie poddali się jednak i spróbowali jeszcze swoich sił, na przesłuchaniach. Jednym z jurorów był ówczesny menadżer RSC.

- Jak mówił nam później, to on nas przepchał do eliminacji, do głównego konkursu w Jarocinie. Do końca nie jesteśmy tego pewni, bo Piotrek Nagłowski, ówczesny redaktor Programu III Polskiego Radia mówił, że i tak byśmy przeszli - mówi Pałys.

Restrykcja zagrała wtedy na dużej scenie, zajęła drugie miejsce. Pierwsze miejsce zdobył zespół Hak z Pawłem Kukizem na wokalu.

I po nagraniach...

- Walter Chełstowski nas zaprosił na nagranie do "Trójki" i tam usłyszał nas Marek Niedźwiecki, któremu bardzo spodobały się nasze dwa numery. Jego zdaniem miały szanse zaistnieć nawet w pierwszej trójce listy - opowiada Jacek.

W tym czasie Walter Chełstowski pracował w TVP i w każdy poniedziałek prowadził audycje o muzyce rockowej. Informacje o tym, że Restrykcja zagra w telewizji podała nawet Antena, jedyna gazeta, która w tamtym czasie drukowała program TV.

- Niestety, dzień wcześniej Walter do nas zadzwonił z informacją, że go wyrzucili z pracy w TV i program zdjęli. Nawet nie wiemy jak to wyglądało, czy te taśmy z nagraniem zostały zniszczone, czy gdzieś istnieją w przepastnych archiwach TVP. Z resztą nagraliśmy wiele numerów, ale ani jeden nie przeszedł przez cenzurę, nic nam nie puścili - wspomina Pałys.

- Jak graliśmy w Warszawie koncert "Help Maciek", spotkaliśmy się z Walterem pierwszy raz po dwudziestu latach. Zaraz po koncercie w szatni z nami siedział i wspominaliśmy stare czasy. Z Walterem łączy nas kupę przeżyć, można powiedzieć, że nawet się zaprzyjaźniliśmy. Zawsze był gdzieś obok nam i pomagał - wspomina muzyk.

W końcu muzycy postanowili zmienić nazwę zespołu. Restrykcja cenzurze kojarzyła się jednoznacznie i wiadomo było, że ani jednego numeru w eter nie przepuści.

- Wszystkie kapele istniały. Grał T.Love, nawet Kazik z Kultem był grany, a nas nie puszczali, chociaż nagrywaliśmy sporo w Radio Rzeszów z Jurkiem Dynią i Tadziem Rogoyskim. Na szczęście te nagrania jeszcze istnieją - mówi muzyk.

Słoneczna obsesja generała

Jacek nie jest do końca przekonany o tym czy cenzura uwzięła się na nich ze względu na teksty.

- W Aurorze mieliśmy ostrzejsze. Może po prostu nie miał kto nas pchać wyżej. Ale myśmy byli młode chłopaki, mieliśmy po 18 lat i łatwo się nie poddawaliśmy. To zmieniliśmy na Noah Noah. Muszę przyznać, że nawet zrobiliśmy wtedy karierę - śmieje się. - Nagrywaliśmy w Łodzi muzykę do filmu, w "Trójce" byliśmy na liście przebojów i puszczali nas w rozgłośni harcerskiej. Z kawałkiem pod tytułem "Słoneczna obsesja", to Niedźwiecki, trzy miechy chodził do cenzora i mu tłumaczył, że w tekście nie chodzi o Jaruzelskiego. Chodzi o fragment "wkładam ciemne szkła, słońcem jestem ja". Łaził, łaził, łaził i wyłaził. Przekonał tego cenzora, że to nie o Jaruzelu i numer wszedł na listę.

Noah-Noah grało dużo. Grali jako support z Budką Suflera i Urszulą. Grali również w Jarocinie w 1984 r. Wtedy w zespole utrzymywał się ostatni skład Restrykcji. Na basie grał Maciek Miernik, który zamienił Krisa Trznadla, śpiewał Romek Rzucidło, a na klawiszach grał właśnie Jacek Pałys. Przez Noah-Noah przewinęło się wielu muzyków, między innymi Zibi Golden Kapturski z Klausa Mitffocha, Czubek z Haka, Michał Kochmański z RSC, Stefan Ryszkowski, Jurek Marczak...

- Jednak skończyliśmy z Noah-Noah. Były takie czas, że chcieliśmy zagrać coś ostrzej. Komuna wtedy mocno trzymała. Z jednej strony większość z nas studiowała, a do Warszawy nie chcieliśmy jechać, a tylko tam można było robić karierę. T.Love, Aya RL wszyscy ciągnęli do Warszawki. Kto siedział gdzieś na peryferiach, tak jak my nie miał łatwo, bo nikt tego nie pilnował, chociaż grali nas wszyscy i Beksiński i Niedźwiecki. Było nas pełno, w lokalnych rozgłośniach również, ale nic z tego nie wynikało - mówi muzyk.

Aurora... i komisariat w Pleszewie

- Lubiliśmy coś zmieniać, nudziło nam się i stwierdziliśmy, że trzeba założyć inna kapelę. Do Rzeszowa przyjechał wtedy Robert Brylewski, grał w Domu Kultury WSK i wtedy Romek, Maciek i ja, wpadliśmy na pomysł, że zagramy i kapela będzie się nazywać Aurora - mówi. - To była pełna improwizacja, ale koncert był super. I od początku ogień był straszny. Nie było przelewek.

Pierwszy Jarocin Aurora zaliczyła w 1987r. Zagrali na małej scenie i od razu dostali zaproszenie na dużą.

- Pamiętam, że po tym koncercie chcieli się z nami zaprzyjaźnić ludzie z Czech. Pokochali nas od razu. Mieli takiego minibusa volkswagena i zaprosili nas na piwo do zajazdu w Pleszewie, bo w Jarocinie była prohibicja - wspomina Pałys.

Zajazd stał na uboczu, w środku lasu i przez pewien czas chłopaki mieli świetną zabawę.

- W pewnym momencie jeden z Czechów poszedł do łazienki i za chwilę wyszedł z niej cały zakrwawiony, krew lała się strumieniami. Wpadliśmy do kibla i okazało się, że w środku stało sobie dwóch gości, którzy go po prostu pobili. Zaczęła się rozróba, z dwóch zrobiło się pięciu. Okazało się, że zaatakowali nas panowie z SB, których zaczęło jeszcze przybywać, musieli się przywołać przez krótkofalówkę. Kiedy stwierdziliśmy, że tracimy przewagę, chcieliśmy się stamtąd zmyć. Niestety volkswagen nie chciał zapalić. Musieliśmy go pchać, a oni w tym czasie obrzucili nas płytami chodnikowymi. Jakoś udało nam się jednak odpalić, jednak oni w tym czasie zdążyli wybić w aucie wszystkie szyby, te płyty wpadały do środka jak pociski - opowiada.

Aurorę i Czechów, w trakcie ucieczki zatrzymała milicja i zawiozła na komisariat do Pleszewa. Muzycy myśleli, że są uratowani, bo jeszcze nie wiedzieli, że wcześniej bili się z SB.

- Dotarło to do nas, gdy goście, którzy nas wcześniej lali w zajeździe, zaczęli nas lać przy mundurowych na komisariacie. Pozamykali nas w celach i co chwilę wpadali, przywalić nam z kolanka lub buta. Myśleliśmy, że nas zabiją - opowiada.

Na szczęście dla muzyków esbecy zrobili sobie przerwę obiadową. W tym czasie do celi wszedł starszy milicjant i kazał jednemu z nich dzwonić do biura prasowego festiwalu.

- Okazało się, że nas szukali. Powiedzieliśmy gdzie jesteśmy. Esbecy znikli, nas wypuścili z cel, a na komisariat przyjechał jakiś wyższy rangą milicjant i jakby nic zagadał, że fajnie gramy, a to, co się stało to, była pomyłka. Czesi na następny dzień wyjechali do siebie, ale przez jakiś czas utrzymywaliśmy kontakty. To było straszne przeżycie - relacjonuje Jacek.

Aurora znów zagrała na dużej scenie, a Maciek Miernik wystąpił w zakrwawionej i podartej koszulce, "pamiątce" z komisariatu.

Z pociągu wysiadać!

- Wokół Aurory, po tym Pleszewie, zrobiła się dziwna otoczka, podczas koncertów wciąż były jakieś zadymy, oczywiście prowokacje. Na koncercie w Opolu, wszyscy zaczęli się bić, w Poznaniu wyłączyli nam prąd po dwóch numerach i kazali znikać z miasta. Nie posłuchaliśmy, bo mieliśmy zaplanowany dwa dni później koncert w Gdańsku i nie bardzo nam się chciało jeździć tam i z powrotem przez całą Polskę. Dwie fanki zaproponowały nam, że nas przenocują. Na następny dzień jednak do ich domu zapukali dziwni panowie i swoją "prośbę" ponowili. Cały czas byliśmy prześladowani - mówi Pałys.

Muzycy wsiedli więc do pociągu i pojechali do Gdańska, organizatorzy koncertu obiecali, że się nimi przez te dwa dni zajmą.

- Ale tuż przed Gdańskiem pociąg zatrzymano, a esbecy kazali nam zabierać graty i spadać - wspomina Jacek.

SB za muzykami jeździło po całej Polsce.

- Zaczęliśmy się zastanawiać, co robić, bo żadnego koncertu nie mogliśmy skończyć. Jak raz nas zagrano w Rozgłośni Harcerskiej, to od razu zwolniono Waltera Chełstowskiego i Adama Grzegorczyka - opowiada klawiszowiec.

W kolejce po... paszport

- Jakby nie ta komuna, to nie wiadomo jakby to się skończyło. Kiedyś przyjechała ekipa filmowców z BBC. Graliśmy wtedy w Warszawie w Hybrydach. Zaprosili nas i Armię. Organizował to Walter, który wiedział, że mamy problemy z cenzurą i liczył na to, że może chociaż w Anglii zaistniejemy. Wtedy grała również kapela z Moskwy Brygada S, która non stop była pilnowana przez radziecką ochronę, by się za bardzo z nami nie skumplowali - wspomina Jacek.

W 1988r cały materiał został pokazany w Anglii i przyjęty bardzo ciepło.

- Dostaliśmy propozycje zagrania trasy koncertowej Irlandia, Anglia... Wiedzieli, że mamy szansę, bo tam nikt tak nie grał. Mieliśmy zawsze specyficzne brzmienie, kiedyś Turbo w Opolu nie chciało po nas wyjść tak dobrze wychodziliśmy na scenie, ściana... ściana dźwięku - wspomina koncert Jacek.

Niestety, aby pojechać w trasę, trzeba było mieć paszporty. W tych czasach biuro paszportowe mieściło się w długim baraku za komendą, gdzie przez kilka dni stało się w kolejce, oczywiście wcześniej wpisując się na listę kolejkową.

- Byliśmy wtedy poborowymi, jak nas zobaczyli, to od razu kazali spadać. Do woja, lub do nauki, taki mieliśmy wybór - mówi muzyk.

Część druga: Grundigi, kasety i... Filharmonia?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24