Raz w lewo i jeszcze raz. Teraz z górki po wybrukowanej uliczce. Widok zapiera dech w piersiach. Jak to na słocińskich wzgórzach, skąd panoramę Rzeszowa widać jak na dłoni. Towarzyszy nam on aż do bramy, przez którą zajeżdżamy na podwórko domu Krystyny i Waldemara Lenkowskich.
- Mieszkamy tu od 17 lat, ale wkrótce wyprowadzimy się do centrum Rzeszowa - zaskakuje nas gospodyni. - Pracuję w domu, przy biurku. Chciałabym częściej wychodzić z pracy, czyli z domu, do miasta, nad Wisłok i wracać piechotą.
Dla przyjaciół, wśród których jest wielu artystów, pisarzy, muzyków i podróżników, niewiele się jednak zmieni. Czy na obrzeżach, czy w centrum, nadal będzie to otwarty dla nich dom. Ślady ich bytności zostają w "złotej księdze". Wpisy umieścili Bogdan Loebl, Andrzej Stasiuk, Vitold Rek, Bohdan Zadura, przyjaciele z całego świata. Wszystkie cenne.
Krystyna Lenkowska, poetka, anglistka i tłumaczka literatury anglosaskiej, jest rodowitą rzeszowianką. Jej mąż Waldemar - biznesmen i podróżnik - pochodzi z Mazur. Razem studiowali na Uniwersytecie Warszawskim. Ona - filologię angielską, on - geologię. Od tamtego czasu tworzą udaną parę, która chętnie podejmuje się roli mecenasów kultury.
Krystyna od lat organizuje spotkania pn. Preteksty Literackie, a ostatnio też Preteksty Kulturalne z Muzeum Okręgowym w Rzeszowie. Wspólnie z mężem wydali kilka książek podkarpackich twórców (m.in. poezję Bogdana Loebla, Janusza Szubera) i pomogli urządzić się w Kulturalnej Piwnicy przy ul. Reformackiej teatrowi Przedmieście.
Ich dom wypełniają prace artystów związanych z naszym regionem. Jest tu Andrzej Korzec, Emil Polit, Anna i Krzysztof Brzuzanowie, Leszek Kuchniak, Jadwiga Hajduk, Barbara Burówna i wielu innych. W gabinecie poetki, gdzie stoi biurko z laptopem i solidna biblioteka, wiszą prace Franciszka Maśluszczaka. Jego odrealnione postaci trafiły na okładki większości tomików Krystyny Lenkowskiej, a ich pierwowzory (prezenty od artysty) - na ściany jej pokoju. Zerka na nie ceramiczny anioł z książką, unoszący się jakby ponad ziemią.
- Prezent od szwagierki. Widocznie tak jak on mam skłonność do bujania w obłokach - uśmiecha się właścicielka. - Trochę w tym racji, ale tak naprawdę jestem pragmatyczna. Czy inaczej mogłabym kiedyś zatrudniać setkę ludzi? - pyta, wracając pamięcią do czasów, gdy prowadziła z mężem szkołę języków i obozy językowe YES. W 2009 r. sprzedali firmę, ale do dziś są dumni z marki, jaką w ciągu 18 lat udało im się wypracować.
- Potem uczyłam Ukraińców języka polskiego, skończyłam pisać powieść, przetłumaczyłam wiersze Emily Dickinson, angażowałam się w organizację imprez kulturalnych i wreszcie przestałam odmawiać zaproszeń. Jeżdżę na festiwale literackie, spotkania autorskie, do artystycznych kolonii. W niedzielę wyruszam do Kijowa na międzynarodowy festiwal poezji. W podróżach najbardziej interesują mnie spotkania z ludźmi, ich opowieści i rozmowy.
Wychowała się przy ul. Dąbrowskiego. Mama pracowała jako lekarz pediatra, a ojciec wykładał na Uniwersytecie Rzeszowskim.
- Wobec studentów był wymagający, jako ojciec również. Pilnował chyba, żeby mi się młody charakter nie wypaczył. Na starość zachorował na alzheimera. To był trudny czas, szczególnie dla mamy. Piszę o tym metaforycznie w książce "Tato i inne miejsca". Powstała dopiero, kiedy nabrałam dystansu - mówi poetka.
Siedzimy przy solidnym stole, popijając herbatę i patrząc, jak słońce w zenicie oblewa krzewy w wypielęgnowanym ogrodzie. Jest perfekcjonistką nie tylko po ojcu. Mama też należy do osób wymagających.
- Nie wiem, co powiedziałby mój brat, ale dla mnie była dość surowa. Myślę, że zahartowała ją praca z chorymi dziećmi. Wciąż lubi przywołać mnie do (swojego) porządku. Jednak - trzeba przyznać - że rodzice otaczali nas miłością i atencją - zdradza rozmówczyni.
- Czy będąc mamą, powtarzam ten wzorzec? Wydaje mi się, że okazując miłość, staram się budować w synu pewność siebie. Zapewniam go: "Kto jak kto, ale ty sobie z tym świetnie poradzisz". Kiedyś, gdy miał może 5 lat, zatrzymaliśmy się przed witryną księgarni. "Jak wychować genialne dziecko" - Szymonek przesylabizował tytuł na jednej z okładek. "Mamo, coś dla ciebie" - zawołał. Wierzymy w niego. Może dlatego jest w nim dość pokory, aby mieć dystans do siebie i świata.
Dziś ma powód do dumy z sukcesów, które syn osiąga jako operator filmowy. Jest absolwentem łódzkiej filmówki i reżyserem światła wielu nagradzanych filmów, spektakli, reżyserem i producentem zwiastunów kinowych, reklam. Właśnie pracuje w Indiach nad filmem dla Bollywood. Wkrótce odwiedzi go żona z córką, 4-letnią Blanką.
- Wnuczka była u nas podczas wakacji - uśmiecha się Krystyna Lenkowska. - Specjalnie dla niej zamieniliśmy ogród w plac zabaw - dmuchany pałac, huśtawki, hamak... Chcielibyśmy częściej widywać bliskich, więc bywa, że myślimy o przeprowadzce do Warszawy. Tam też mieszka mój brat i siostra męża. Z drugiej strony, w Rzeszowie jest moja mama. Lubię też, względnie święty, spokój tego miasta. A skoro drażnią mnie nasze uliczne korki, co byłoby z tymi w stolicy?
Zostaje więc ciągle tutaj. - Co by nie powiedzieć, to właśnie w Rzeszowie zaczęło się wiele ważnych dla mnie spraw literackich. W latach 70. zadebiutowałam w "Widnokręgu" - kulturalnym dodatku do Nowin. W latach 80. w rzeszowskim klubie Plus podczas Nocy Poetów spotkałam Piotra Bałtroczyka, który uświadomił mi, że moje wiersze nadają się do tego, aby je wydać w formie książki. Tu ukazała się pierwszy książka poetycka "Walc prowincja", zaczęłam publikować prozę, tłumaczenia, eseje.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?