Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Edward Brzostowski: Chciałbym jeszcze coś zrobić dla ludzi. Jak mi tylko żona pozwoli

Andrzej Plęs
Nie chce zamknąć się na zawsze pomiędzy swoimi starociami. Bo wciąż ma coś do zrobienia, coś do zbudowania, bo komuś w czymś jeszcze trzeba pomóc.
Nie chce zamknąć się na zawsze pomiędzy swoimi starociami. Bo wciąż ma coś do zrobienia, coś do zbudowania, bo komuś w czymś jeszcze trzeba pomóc. Krzysztof Kapica
Wręcza wizytówkę z tekstem: Edward Brzostowski, emerytowany wiceminister rolnictwa i rozwoju wsi. I z błyskiem przekory w oku bada reakcję obdarowanego. Oto Brzostowski, jakiego nie znacie.

Edward Brzostowski

Edward Brzostowski

Wiceminister rolnictwa i rozwoju wsi. Emerytowany - zaznacza. Członek PZPR, którego partia awansowała za dynamikę działania i degradowała za brak posłuszeństwa wobec "jedynie słusznej linii politycznej". Twórca pierwszego w powojennej Polsce kombinatu akcyjnego. Poseł wolnej Polski, który z własnej woli porzucił ten "burdel" dla znacznie mniej prestiżowego stanowiska burmistrza Dębicy.
Burmistrz - tyran dla podwładnych, który skoczyłby dla nich w ogień, gdyby byli w potrzebie. Przyjaciel ludzi, o których historia wolałaby nie pamiętać, a służby specjalne też wolałyby zapomnieć. Szef Polskiego Związku Piłki Nożnej, który karmił polską delegację na mundialu w Meksyku produktami ze swojego Igloopolu. Kilka życiorysów jednego człowieka.

Jedni nie cierpią go za to, że zawsze mówi to, co myśli. Nie ma przed tym oporów, a i w słowach nie przebiera. Drudzy za to samo bardzo go cenią. Młodsze pokolenie nie ma pojęcia, że w okresie kwitnącego gierkowskiego PRL stworzył jedyny w demoludach koncern akcyjny, w którym kilkadziesiąt tysięcy ludzi było jego pracownikami, a zarazem udziałowcami.

Młodsze pokolenie może pamiętać to, że w 2002 zrezygnował z mandatu poselskiego, głośno tłumacząc, że "nie interesuje go ten burdel".

Dziś mówi, że wtedy się pomylił, bo w burdelu jednak jest porządek. Identycznie myślało wówczas pewnie trzy czwarte rodaków, ale tylko Brzostowski miał odwagę krzyknąć, że król jest nagi. I to w chwili, kiedy dobrowolnie zwalniał fotel poselski na rzecz niepewnego jeszcze krzesełka burmistrza Dębicy.

Niepewnego, bo dopiero miał zamiar ubiegać się o stanowisko w kampanii przedwyborczej. Za skuteczność działania szybko awansował onegdaj w hierarchii Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Równie szybko w tej samej PZPR go degradowano, bo nie potrafił utrzymać języka za zębami i bez oporu mówił, co mu się w tej partii nie podoba.

Można go nie znosić za sposób bycia albo można go cenić... za sposób bycia. Można mu pamiętać, jak objeżdżając dębickie ulice przed szóstą rano ,burmistrz Brzostowski opieprzał (eufemizm!) podwładnych w niewybredny sposób za to, że na przystankach nie ma koszy.

Można mu pamiętać i to, że kiedy burmistrz Brzostowski gratulował w sali ratusza parom małżeńskim, wręczał medale i dyplomy za pół wieku pożycia, wtedy ten bardzo duży i niemłody facet miał w oczach łzy, a głos mu się łamał ze wzruszenia.

Największy życiowy sukces?
- Stworzenie Igloopolu - odpowiada bez wahania.
Największa porażka?
- Że nie umiałem Igloopolu utrzymać - rzuca też bez wahania.

Na gruzach kombinatu zlikwidowanego politycznie - zapewnia Brzostowski - powstały dziesiątki małych przedsiębiorstw, na państwowym (spółdzielczym?) uwłaszczyło się wielu, ale nie on - twórca i prezes. Mieszka z żoną w szeregówce po rodzicach. Bogactwa tu nie widać, widać mnóstwo antyków, w których się kocha, a obrazy na ścianach tak się tłoczą, że tylko gdzieniegdzie widać tynk.

Droga na szczyt

Z dzieciństwa w poddębickim Straszęcinie najmocniej pamięta wiejską chatę, w której był sterylny porządek. I to, że na barszcz jego mamy zbiegały się ze wsi wszystkie dzieci, włącznie z nieletnim potomstwem dziedzica tych włości Stubenvolla.

Z młodości pamięta pierwszą pracę w Stoczni Gdańskiej, potem w Dębicy, udział w Związku Młodzieży Polskiej, z której dał się wyciągnąć do PZPR. Partia doceniła jego zmysł organizacyjny, ale partia nie mogła mu darować, że mówi, to co myśli i robi to, co mówi, toteż równie szybko awansował, co był degradowany w partyjnej hierarchii.

Partia zaczęła się z nim naprawdę liczyć, kiedy z początkiem lat 70. na bazie Chłodni Składowej w Dębicy zaczął budować giganta gospodarczego. Po prostu dostał upadający zakład "do reanimacji", to go reanimował. Kupując "po drodze" ledwie zipiące, bo socjalistycznie niewydolne pegeery i włączając je kolejno w struktury kombinatu.

Po kilku latach Igloopol miał już własną produkcję zwierzęcą, ok. 80 tysięcy hektarów w całej Polsce. Produkcja lodów szła w dziesiątki ton na dobę, produkcja mrożonek i konserw w setki ton, Igloopol produkował własne piwo, zakłady w Tymbarku poiły naród bezalkoholowo. Wszystko rozprowadzano przez własną sieć dystrybucji, kombinat miał nawet własny zakład produkcji chłodni na kołach, a zbyt szedł w całej Europie. Coś czasem nie wychodziło.

- Jechałem do Warszawy, asystent Gierka wprowadzał mnie do gabinetu przez jakieś dziwne drzwi w szafie, mówiłem, że ten i tamten sekretarz na to się nie godzą, tamto utrudniają, Gierek kazał załatwić i było załatwione - opowiada o kulisach krajowej gospodarki z tamtego czasu.

Kiedy w połowie lat 80. zostawał wiceministrem rolnictwa i rozwoju wsi , jego Igloopol był największym zakładem przetwórczym w tej części Europy.

- Nie bezwarunkowo "przyjąłem ministra" - zastrzega. - Powiedziałem, że nie przyjmę stanowiska, jak nie dostanę również nadzoru nad transportem.

Nie ma pretensji do wolnej Polski po 1989 roku. Tak pewnie miało być, tylko strasznie mu szkoda, że wysiłek tylu ludzi poszedł na marne. Jego dziecko, jego Igloopol, wykończono politycznie. Podaje daty, fakty, decyzje i nazwiska ludzi, którzy na progu tej wolnej Polski decydowali o losach kraju. Rzuca nazwiskami, ale z zastrzeżeniem, że nie do publikacji, bo nie chce szargać pamięci zmarłych, choć swoimi decyzjami na to zasłużyli.

A potem musiał patrzeć, jak powoli zapada się w sobie jego ukochana Dębica, Igloopol obraca się w ruinę, Wytwórnia Urządzeń Chłodniczych PZL-Dębica dogorywa razem z jej załogą, umiera tutejszy Polifarb, który przez lata wymalował pół Polski.

Brzostowski, jakiego nie znacie

Źle znosi krytykę. Jak mu wypomnieć, że w Dębicy zaczął budować linię trolejbusową, łypie ze złością i pyta zaczepnie:
- A co, zły pomysł był?

Po czym opowiada, jak nie mógł dostać w kraju słupów pod latarnie dla tej linii, pojechał do ZSRR i za produkty Igloopolu "bracia Moskale" przysłali mu te słupy. Ze stali lufowej!

Źle znosi krytykę, nad nim tylko Bóg i... żona. Pani Józefa upomina:
- Edziu, popraw krawat, stań tam, tam będziesz lepiej wyglądał - ustawia męża do fotografii. Brzostowski bez słowa sprzeciwu wykonuje wszystkie polecenia żony.

Jak pani Józefa znosi na co dzień satrapę?
- Przez prawie 60 wspólnych lat można się przyzwyczaić - rzuca "pierwsza po Bogu" w odpowiedzi.

Chciał znów zostać burmistrzem, żona nie pozwoliła, bo już nie to zdrowie.
Kiedy podczas sesji sejmiku wojewódzkiego radnemu Brzostowskiemu jeden z oponentów politycznych wytknął przeszłość pezetpeerowską, Brzostowski zaanektował mównicę, zjechał oponenta od takich, którzy ani raz w życiu nie mieli w ręku łopaty, niczego w życiu nie zbudowali, nie dokonali i niczym się nie zasłużyli. Więc niech mu oponent nie wypomina przeszłości, bo on w tej przeszłości jednak czegoś dobrego dokonał.

- Bo jak wtedy inaczej można było coś zrobić dla ludzi? - pyta retorycznie już poza mównicą. - Jak inaczej można wtedy było zrobić coś dla Polski? Przecież wtedy tylko taką Polskę mieliśmy i żadnej innej.

I są tematy, wobec których Edward Brzostowski wykazuje niespotykaną, jak na siebie samego, powściągliwość w słowach. Edward Mazur, któremu nie tak dawno polskie organy ścigania zarzucały zlecenia zabójstwa gen. Marka Papały? Mazur to jego kumpel spod Dębicy, jeszcze z dawnych lat.

Pamięta, jak w latach 90. wybrał się na spotkanie z Mazurem, zastał go w obecności całej wierchuszki ówczesnego Urzędu Ochrony Państwa i cała ta wierchuszka stała przed Mazurem na baczność. I niby dlaczego? Tu Brzostowski daje rozmówcy szansę na domysły.

Mógłby o tej znajomości powiedzieć więcej, tylko po co? Tkwił w elitach władzy w latach 80., kontaktował się z elitą władzy w latach 90., sporo wie o tym, jak budowała się ta wolna Polska, jakie siły o tym decydowały i o tym też mógłby sporo powiedzieć. Tylko po co?

Woli mówić o tym, jak z początkiem lat 90. Jacek Kuroń, ówczesny minister pracy i polityki socjalnej, zaprosił go na spotkanie i przepraszał, że Igloopolu nie da się uratować, choć bardzo by chciał.

I nie bardzo wiadomo, który z tych Brzostowskich jest tym właściwym. Krnąbrny działacz PZPR, którego dynamiki partia potrzebowała, ale nie wiedziała, co zrobić z jego nieumiejętnością stania w szeregu?

Czy może zupełnie niesocjalistyczny menadżer lat 70., którego Igloopol był zupełnie obcym organem w ciele socjalistycznej gospodarki? Może działacz polityczny wolnej Polski, który porzucił "burdel" parlamentarny?

Może burmistrz Dębicy, który w cztery lata rozruszał boom inwestycyjny w mieście, kupił dla miasta od wojska koszary, ściągnął filię krakowskiej Akademii Ekonomicznej? Może działacz PZPN, który jeździł do Seppa Blattera załatwiać pozycję polskiego futbolu?

A może ten, który popłakał się, kiedy trzeba było wycinać dęby? Dawne to dzieje, kiedy na zlecenie Brzostowskiego budowano boisko, ale to wymagało wycięcia szeregu starych dębów. Najpierw Brzostowski zakazał ich ruszać. Okazało się, że pozostawione - będą stały za blisko linii bocznej.

Kazał więc wyciąć, ale patrzeć na to nie mógł. Odwrócił się i zaczął płakać, kiedy buldożery ruszyły drzewa.

A może ten, który jednym telefonem w latach 70. i 80. załatwiał szeregowym pracownikom Igloopolu i mieszkańcom Dębicy leczenie w specjalistycznych ośrodkach, na co sami nie mieliby szans? A może to wciąż ten sam Brzostowski?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24