Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostatnia opowieść Władysława Henniga: Jak zimowit ukształtował Zalesie

Katarzyna Mularz
Władysław Hennig, znany rzeszowski architekt i urbanista odszedł w wieku 84 lat. W latach 1956-1990 pracował w rzeszowskich pracowniach urbanistycznych i biurach planowania przestrzennego. Był też głównym projektantem planów zagospodarowania przestrzennego kilku miast w regionie. Przez wiele lat pełnił funkcję prezesa rzeszowskiego oddziału Stowarzyszenia Architektów Polskich. Ma na koncie liczne publikacje, jest m.in. autor książki "Rzeszowski Alfabet".
Władysław Hennig, znany rzeszowski architekt i urbanista odszedł w wieku 84 lat. W latach 1956-1990 pracował w rzeszowskich pracowniach urbanistycznych i biurach planowania przestrzennego. Był też głównym projektantem planów zagospodarowania przestrzennego kilku miast w regionie. Przez wiele lat pełnił funkcję prezesa rzeszowskiego oddziału Stowarzyszenia Architektów Polskich. Ma na koncie liczne publikacje, jest m.in. autor książki "Rzeszowski Alfabet". Bartosz Frydrych
Powstanie osiedla Zalesie pełne jest niezwykłych okoliczności. Oto kolejna i - niestety - ostatnia opowieść Władysława Henniga, naszego przewodnika po historii rzeszowskich osiedli.

Ostatnia opowieść

Ostatnia opowieść

Władysława Henniga poznałam w lipcu. Kiedy poprosiłam Go o krótki wywiad na temat osiedla Dąbrowskiego, usłyszałam: Oczywiście, nie ma problemu! Zafascynowana jego opowieścią, namawiałam Go na kolejne spotkania. Zawsze był gotowy dzielić się swoją wiedzą. Ciągle zabiegany, bo nie tylko ja byłam jej spragniona, jednak znajdował czas. Urzekał niezwykłą kulturą osobistą, umiejętnością narracji i fascynującymi historiami.
Wydawało się, że Rzeszów nie ma przed nim tajemnic, choć pewnie nic w tym dziwnego, wszak On to miasto (dosłownie!) tworzył.
Po raz ostatni rozmawialiśmy kilkanaście dni temu. Jak zwykle pełen werwy opowiadał o perypetiach związanych z budową osiedli Baranówka i Zalesie. Wkrótce mieliśmy się spotkać ponownie - tyle historii czekało jeszcze na opowiedzenie. Trudno oswoić się z myślą, że już ich nie usłyszę, że nie zdążę Mu przekazać obiecanej gazety i nie poproszę o autograf na książce. Tak wiele pytań pozostanie bez odpowiedzi...
Katarzyna Mularz

Wieki temu na południowy wschód od Śródmieścia rozciągały się połacie rzadkiego dębowego lasu. Za nim ukryła się maleńka wieś, która pod względem formalnoprawnym równa była Rzeszowowi. Pierwsze historyczne wzmianki o tej wsi "za lasem" pojawiają się w 1404 r., miejscowość jednak istniała już znacznie wcześniej i była stolicą włości, w których skład wchodziły m.in. Biała, Budziwój czy Słocina.

Z czasem, im bardziej rosła ranga wyrastającego pod bokiem Tyczyna, tym mniejsze znaczenie miało Zalesie. Ziemie te przechodziły z rąk do rąk, aż w XVIII w. weszły w posiadanie rodu Gumińskich.

- To była rodzina światłych ludzi. Właścicielka Zalesia patronowała sprowadzanym do Rzeszowa teatrom. Zjechała, na zaproszenie pani Gumińskiej, m.in. Helena Modrzejewska. Oni też zorganizowali w Rzeszowie Towarzystwo Myśliwych. W dworze spotykała się elita, gościł tam m.in. prezydent Ignacy Mościcki - opowiadał Władysław Hennig, znany rzeszowski architekt i urbanista.

W trakcie wojny zaleskie łąki były wykorzystywane jako lotnisko polowe, lądowały tu nawet wielkie amerykańskie samoloty. Michał Mermon, autor pierwszego powojennego planu ogólnego zagospodarowania przestrzennego Rzeszowa, przewidywał na tym placu lotnisko sportowe dla aeroklubu. Miejsca było jednak niewiele, więc z pomysłu zrezygnowano.

Zimowit na Zalesiu

Przez wieki na Zalesiu mieszkała głównie ludność ruska, którą po wojnie wywieziono na Wschód. Wtedy też cerkiew zamieniono na kościół katolicki, folwark rozparcelowano, a zabytkowy dwór przejęło państwo. To był nowy rozdział w historii wsi.

- Nasze życie toczyło się w okolicy dzisiejszej pętli przy ul. Łukasiewicza. Pamiętam kilka drewnianych domów i szkołę podstawową, która była dla nas ośrodkiem kultury. Miejscem spotkań stał się kościół, do zabaw służył stary park z boiskami do gry w piłkę i siatkówkę - wspomina Dariusz Ferenc, urodzony na Zalesiu przewodniczący rady osiedla. - Wspaniałym miejscem zabaw były okolice ulicy Spacerowej. Tam do końca lat 70. działał wyciąg, więc zimą jeździliśmy na nartach i sankach, a latem paliliśmy ogniska.

Kiedy w 1977 r. wieś przyłączono do Rzeszowa, Zalesie zaczęło intensywnie się rozwijać. Drogi wyasfaltowano, pojawiły się miejska infrastruktura, wodociągi, kanalizacja. Tymczasem w samym mieście coraz energiczniej zaczęło się rozprzestrzeniać budownictwo jednorodzinne.

- Uznaliśmy, że trzeba je wziąć w jakiś rygor, żeby nie zasiewało pustych pól. Zaplanowaliśmy, że na Zalesiu powstanie duże osiedle domków jednorodzinnych - opowiadał W. Hennig, który kierował Miejską Pracownią Urbanistyczną w Rzeszowie.

Opracowanie planu szczegółowego osiedla przypadło Stanisławowi Wantuchowi. Kiedy ten zapoznawał się z terenem, wyszło na jaw, że jesienią kwitną tam olbrzymie łany podlegającego ochronie zimowita jesiennego.

Architekt domyślał się, że rozwój osiedla może sprawić, że roślina zginie, na pamiątkę nazwał więc osiedle "Zimowit". Wtedy też pojawił się pomysł, aby miejscowym uliczkom nadać nazwy kwiatów. Nazwa "Zimowit" przyjęła się do tego stopnia, że jest używana zamiennie z "Zalesie", choć tak naprawdę os. Zimowit to zaledwie ciąg domków skupionych przy ulicy o tej samej nazwie.

- Osiedle zaprojektowano bardzo sprawnie. W ustaleniach planu miejscowego zapisano, że projekt wymaga realizacji porządnej architektury. Załączone były zestawy projektów domów jednorodzinnych wykonanych przez architektów, z których budujący mogli skorzystać. To od początku było osiedle prestiżowe. Jeśli ktoś tam budował, to znaczyło, że ma odpowiedni status społeczny - wspominał W. Hennig.

Pierwszy zespół domów - na terenie około 90 hektarów - powstał pod koniec lat 70. na południe od ul. Łukasiewicza. Drugi - budowany ok. 10 lat później - po jej północnej stronie. Nigdy nie zrealizowano natomiast budowy zaplanowanej szkoły.

Tymczasem w stosunkowo niewielkiej odległości powstawało osiedle, które swoim wizerunkiem oddalone było od Zalesia o całe lata świetlne. Nad Wisłokiem rósł rząd identycznych "szaf" z wielkiej płyty - tzw. "jednostka B". Księża szukali sposobu na to, by na nowym - niezwykle pojemnym - blokowisku stanął kościół.

Na takie rozwiązanie absolutnie jednak zgodzić się nie chciała ówczesna władza. Po latach walk i kolejnych prób ostatecznie udało się uzyskać akceptację, sukces był jednak połowiczny, ponieważ zgoda obejmowała budowę nowego kościoła na odległym terenie podmokłych zaleskich łąk. Dlatego o katedrze Władysław Hennig mówi, że na Zalesie została zesłana za karę.

- Na początku nabożeństwa odbywały się w pobliskim baraku. Tam też w niewielkich budynkach rezydował proboszcz i siostry zakonne - wspomina D. Ferenc.
Projekt kościoła, który miał być pomnikiem 600-lecia diecezji przemyskiej, wykonało trzech młodych rzeszowskich architektów: Kazimierz Ferenc, Józef Trzeciak i Tadeusz Karyś. Ich pomysł nigdy nie został jednak zrealizowany.

- Władze kościelne - w obawie przed tym, że młodzi ludzie nie będą mieli odpowiedniej siły przebicia - ostatecznie zleciły wykonanie projektu prof. Witoldowi Cęckiewiczowi. Profesor był już głównym architektem Krakowa, miał więc przetarte urzędowe ścieżki. Miejscowe środowisko architektoniczne bardzo bolało, iż skorzystano z pomocy kogoś z zewnątrz - opowiadał W. Hennig.

Budowla została osadzona na planie serca, a kształtem przypomina statek. Prof. Cęckiewicz zaprojektował także cały zespół przykościelny - ani myśląc, że kilkanaście lat później przechadzać się w tym miejscu będzie kolejny niezwykły gość.

Specjalistka od drzwi

2 czerwca 1991 r. na placu tuż obok kościoła - zdolnym pomieścić nawet 600 tysięcy osób - tłum wiernych wita Ojca Świętego. Po mszy Jan Paweł II spotyka się z grupą wiernych w świeżo poświęconym kościele. Na jednym ze zdjęć widać, jak przygląda się rzeźbionym wrotom prowadzącym do wnętrza kościoła. Prezentujący je ksiądz Stanisław Mac, ówczesny proboszcz, z pewnością zdradził, iż wśród sportretowanych na drzwiach postaci znajduje się papież.

- Autorką drzwi jest Zofia Mitał, córka ludowego artysty spod Rzeszowa. Kiedy ukończyła rzeźbę na ASP w Krakowie, zapukała do drzwi Miejskiej Pracowni Urbanistycznej. Zofia w drzwiach się specjalizuje: ma na koncie m.in. realizację wrót u rzeszowskich bernardynów i w przemyskiej katedrze - mówił W. Hennig.

Rok po tych wydarzeniach Rzeszów awansował na stolicę diecezji, a kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa został podniesiony do rangi katedry. Dziś w miejscu, w którym Ojciec Święty spotkał się z tłumami wiernych, rośnie Park Papieski. Rosnąć musi uważnie, gdyż na pobliskich łąkach wciąż przypomina o sobie zimowit jesienny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24