Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wędkarze ratują ryby w Sanie. Nakarmili San tonami żwiru

Ewa Gorczyca
Prace prowadzono w dziesięciu wytypowanych miejscach na odcinku od zapory w Myczkowcach do ujścia potoku Olszanka.
Prace prowadzono w dziesięciu wytypowanych miejscach na odcinku od zapory w Myczkowcach do ujścia potoku Olszanka. Piotr Konieczny/PZW o. Krosno
Wędkarze, współpracując z ichtiologami, odtworzyli naturalne tarliska poniżej zapory Solina--Myczkowce. Będą wykorzystywane przez wszystkie gatunki ryb bytujące w Sanie, także te chronione.

- Cała akcja wzięła się z tego, że rybom zaczęło brakować miejsca na odbywanie tarła - tłumaczy Piotr Konieczny z krośnieńskiego okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego.

Dlaczego? To skutek ponad 50 lat funkcjonowania tamy na rzece. Oprócz niekwestionowanych korzyści (także dla ryb, bo reguluje poziom wody) spowodowała też skutki ujemne. Uniemożliwiła wędrówki ryb.

Co więcej - przez wiele lat nikt nie zastanawiał się nad tym, że koryto jest naturalną drogą transportu materiału skalnego, niesionego z gór w dół przez nurt Sanu, zwłaszcza w okresie wezbrań czy powodzi. Budowa zapory odcięła dopływ rumowiska.

- Pokłady żwiru i piasku w rzece poniżej zapory przesuwały się dalej, ale nie były uzupełniane. Powstała luka, bo przez tamę przez pół wieku nie prześlizgnął się ani jeden kamyk - opowiada Konieczny.

To poważnie naruszyło możliwości rozrodu ryb. Żwir o odpowiedniej granulacji - takiej, by woda mogła przepływać pod kamieniami, dostarczając tlen - to podstawa przy budowie tarliska. Potrzebują go wszystkie gatunki ryb bytujących w Sanie - i te, które można łowić, i te znajdujące się pod ochroną. - Takie miejsce jest jak inkubator - tłumaczą wędkarze.
To, że rybom dzieje się źle, widać było na przykładzie pstrągów. Ich ikra, składana jesienią, powinna leżeć w hibernacji, nienaruszona aż do wiosny. - Zauważyliśmy, że pstrągi wzajemnie niszczą sobie tarliska. Te założone wcześniej były rozgrzebywane przez inne ryby, które też chciały złożyć ikrę, a nie znalazły odpowiednich miejsc - dodają.

Wędkarze o pomoc zwrócili się do naukowców z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie. Badania potwierdziły, że miejsc gwarantujących udane tarło jest niewiele. Oszacowano, że z dna Sanu (na odcinku od Myczkowiec do ujścia Osławy) ubyło blisko 500 tys. ton żwiru - przesunął się on do środkowego i dolnego biegu rzeki. Ichtiolog prof. Tomasz Mikojaczyk zasugerował, że naturalne tarliska można odtworzyć, wsypując do koryta Sanu żwir i piasek. Nazywa się to karmieniem rzeki.

- Zwróciliśmy się o wsparcie przedsięwzięcia do urzędu marszałkowskiego. Dostaliśmy 350 tys. zł dotacji, 160 tys. wyłożył krośnieński okręg PZW - mówi Konieczny.

Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska w Rzeszowie wydał decyzję ustalającą warunki prowadzenia robót. Było to niezbędne, bo San na tym odcinku jest objęty ochroną programu Natura 2000. W projekt podkarpackich wędkarzy zaangażował się Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Krakowie.

- Skorzystaliśmy z doświadczeń fachowców realizujących podobny projekt w Małopolsce. Pouczyli nas, co robić, by nie wyrządzić szkód w korycie, jaki materiał zastosować, jak go wsypać - opisuje Konieczny.

Prace zakończyły się w tym tygodniu. - Już następnego dnia zauważyliśmy, że ryby podchodzą do tych miejsc - opowiada Piotr Konieczny. Wczoraj pracownicy elektrowni puścili więcej wody przez zaporę, by natura pomogła w odpowiednim uformowaniu żwiru.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24