Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nocne występy pana posła Dziadzio. Była awantura, czy nie było?

Beata Terczyńska
Dariusz Dziadzio, poseł PSL: Nie jestem sam. Na waszym forum internetowym jest mnóstwo skarg na działanie okulistyki w WSS.
Dariusz Dziadzio, poseł PSL: Nie jestem sam. Na waszym forum internetowym jest mnóstwo skarg na działanie okulistyki w WSS. Bartosz Frydrych
W rzeszowskim szpitalu opowiadają o karczemnej awanturze, jaką urządził personelowi na oddziale okulistyki poseł PSL Dariusz Dziadzio. Polityk twierdzi, że tylko dosadnie wyraził irytację, bo został skandalicznie potraktowany.

Boję się o siebie i rodzinę - mówi okulistka, która w niedzielę pełniła dyżur w szpitalu przy ul. Szopena w Rzeszowie. Kobieta nie może ochłonąć po awanturze, jaka zaszła tu w nocy z udziałem posła PSL. Zgodziła się o tym opowiedzieć, prosząc o anonimowość.

- Około trzeciej w nocy dostałam sygnał o pacjencie z urazem. Wchodząc na oddział, zażądał on obecności żony - mówi. - Pielęgniarka grzecznie mu tłumaczyła, by kobieta poczekała w korytarzu, bo pacjenci śpią, a są po operacjach. To było chyba przyczyną wybuchu agresji. Zaczęło się przepytywanie znajomości ustawy. Pacjent ignorował prośby, by był cicho, bo zbudzi chorych. Kpił z tego.

Pielęgniarka opowiada, że aby nie eskalować konfliktu, żona pacjenta została wpuszczona. Tymczasem on chciał je wylegitymować, na co one tłumaczyły, że takie prawo ma policja. Wtedy pacjent miał wyciągnąć białą legitymację i zaczął machać nią im przed oczami. Pielęgniarka poprosiła o pokazanie, argumentując, że nie potrafi tak szybko czytać. Wtedy dowiedziała się, że ma do czynienia z posłem.

- Usłyszałam, że jest członkiem komisji zdrowia, że zniszczy nas i oddział. Wyciągnął telefon i zaczął nagrywać. Przykładał nam komórkę blisko twarzy. Kazał się po kolei przedstawiać z nazwiska i funkcji. Wprowadził terror.

"Gdy jest pobudzony, nie ma na niego wpływu"

Z relacji naszej rozmówczyni wynika, że pielęgniarki ugięły się i zrobiły, jak zażądał. Słysząc krzyki, pacjenci zaczęli wychodzić z sal. A poseł biegał z pokoju badań do dyżurki pielęgniarek.

- Dzwoniłam po pomoc do lekarza z izby przyjęć, ale nie mógł opuścić stanowiska, więc wezwał ochronę - relacjonuje. - Prosiłam żonę, by uspokoiła męża, bym mogła go zbadać, ale usłyszałam, że gdy jest pobudzony, nie ma na niego żadnego wpływu. Chodziła tylko krok w krok za nim ze spuszczoną głową.

Okulistka sugeruje, że reakcja posła na pewne pytania była ewidentnie spowolniona. Twierdzi, że czuła od niego woń alkoholu, bo siedziała z nim twarzą w twarz. To że wszystkie otaczające posła osoby wyczuły ten sam zapach, słyszymy też od dyrekcji. Polityk nie wyraził jednak zgody na badanie krwi, które potwierdziłoby, czy jest pijany, czy nie.

- Podczas badania zatrzęsła mi się ręka. Usłyszałam: "Trzęsiesz się cała? Nie nauczyli cię panować nad sobą na studiach?" Odpowiedziałam, że nauczyli i pokierowałam go na dalsze badania specjalistyczne. Nadal trzymał mi telefon przy twarzy, mimo próśb, by przestał, bo to zakłóca badania. Wtedy wszedł ochroniarz. Prosił grzecznie, by dał się zbadać. Usłyszał od pacjenta, że j.st nikim i nadaje się do pługa.

W szpitalu tłumaczą, że ponieważ poseł nadal był pobudzony, wezwali policję.
- Na koniec pielęgniarki usłyszały jeszcze, że teraz mogą zapomnieć o podwyżkach, a ja: "twoją sprawę jeszcze załatwię i cię zniszczę".

Dr Aneta Lewicka--Chomont, kierownik okulistyki w "Szopenie" broni personelu. Mówi, że niedopuszczalne jest zastraszanie jej pracowników. - Gdy rano przyszłam na dyżur, zastałam doktor trzęsącą się jak galareta, płaczącą. Zapytałam dziewczyn, dlaczego one nie nagrywały zajścia. Tłumaczyły, że bały się, że pacjent je pobije, bo taki był agresywny. Jestem zbulwersowana.
Szpital ma świadków zajścia - pacjentów, którzy podpisali oświadczenia, że wszystko słyszeli. Żalili się rano, że awantura naraziła ich na stres.

Poseł: Nie było żadnej awantury

Dariusz Dziadzio przedstawił nam inną wersję zdarzeń.
- Nie było żadnej awantury. Po prostu wyraziłem swoje zdanie, zwróciłem uwagę personelowi, który, niestety, nie zachowywał się odpowiednio do zaistniałej sytuacji. Przyznaję, że cała ta sprawa jest dla mnie niezręczna, niemniej jednak uważam, że jako pacjent miałem prawo upominać się o swoje. W sumie dobrze się stało, że wyszło to na jaw, bo widać, jak wygląda ochrona zdrowia w nocy w naszym mieście.

Poseł opowiada, że tej feralnej nocy został pobity.

- Ktoś najwidoczniej rozpoznał, kim jestem i chciał sobie użyć nie wiadomo,dlaczego. Zgłosiłem się najpierw na pogotowie z urazem gałki ocznej, skąd zostałem odesłany na oddział okulistyczny przy Szopena. Gdy przyjechałem z żoną na miejsce, zadzwoniliśmy domofonem. Kazano nam czekać. Po 10, 15, 20 minutach nie było reakcji. Zadzwoniliśmy więc drugi raz i zapytaliśmy się, czy wszystko w porządku, bo jeżeli w środku jest jakiś pacjent, to wypadałoby nas o tym poinformować. W końcu przyszła do nas pani, z wielką łaską. Otworzyła drzwi na oddział.

Dlaczego miałbym się godzić na badanie krwi?

Poseł opowiada, że wtedy żona od pielęgniarki usłyszała, by opuściła oddział.
- Tłumaczyłem, że mam prawo do tego, by bliska mi osoba uczestniczyła w badaniach, leczeniu. Przecież nie byliśmy na oddziale zakaźnym.

Dodaje, że wówczas rozpoczęła się dyskusja: - Od samego wejścia słyszałem, żebym się uspokoił, był cicho, nie odzywał się, usiadł sobie.
Przyznaje, że zaczął nagrywać zajście telefonem. Wyciągnął też legitymację poselską i przedstawił się, również jako członek komisji zdrowia.

- Powiedziałem, że nie omieszkam o tym opowiedzieć, w jak urągający sposób przyjmują i traktują pacjentów, a jeżeli lekarka uważa, że zachowuję się agresywnie, nieodpowiednio, to niech wezwie policję, która rozsądzi.

Na pytanie, czy podczas zajścia był pod wpływem alkoholu, zapewnia, że nie. I nie widzi powodu, dlaczego miałby się godzić na badanie krwi na obecność alkoholu.

- Jakie były podstawy? To że wyraziłem własne zdanie? Nie doprowadziłem do przestępstwa ani nie byłem sprawcą wypadku.
Poseł twierdzi, że policjanci tylko przekonali się, że ma miejsce jedynie wymiana zdań.

- Zabrałem małżonkę właśnie po to, by później nie było insynuacji, że zachowywałem się niewłaściwie, a na takie sugestie politycy są szczególnie narażeni - mówi Dziadzio.

Zaprzecza, że wykrzykiwał i groził personelowi, jak przedstawia szpital. Miał tłumaczyć jedynie, że przyjęcie pacjenta jest urągające i to się tutaj zmieni. O identyfikatory poprosił, by dowiedzieć się, kto jest lekarzem. Zaprzecza, by miał wymachiwać legitymacją, położył ją na stole. Uważa, że pacjenci podpisali oświadczenia ze strachu, a dyrekcja szpitala teraz po prostu się broni, gdyż pierwszy zagroził skargą na szpital.

***
Anna Hartman-Ksycińska, dyrektor ds. medycznych, zdradza, że szpital rozważa powiadomienie o zajściu marszałka Sejmu, by zdyscyplinował polityka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24