Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowe Miasto - osiedle, które powstawało w fabryce

Katarzyna Mularz
Katarzyna Mularz
Zwycięski projekt Nowego Miasta
Zwycięski projekt Nowego Miasta Fot. repr. ze zbiorów Władysława Henniga
O Nowym Mieście mówi się z pogardą "blokowisko". Dekady temu było ono jednak spełnieniem marzeń tysięcy rzeszowian.

[obrazek1] (fot. Fot. repr. ze zbiorów Władysława Henniga)O tym, że na drugim brzegu Wisłoka powstanie osiedle wraz z dzielnicą handlową, w Rzeszowie mówiło się już przed wojną. Szczególnie łakomym wzrokiem patrzono wówczas na północną - znacznie słabiej zurbanizowaną - część Drabinianki. Wojenna zawierucha nie zaprzepaściła tych planów i już na początku lat 50. miasto wchłonęło przyległe wsie, w tym Drabiniankę. Dzięki temu Rzeszów powiększył się aż o 31 kilometrów kwadratowych. Ekspansja na taką skalę nigdy się już nie powtórzyła.

Jeszcze nie tym razem

Władysław Hennig, znany rzeszowski architekt, były prezes oddziału SARP w Rzeszowie, opowiada Czytelnikom Nowin, jak powstawały rzeszowskie osiedla.

W 1959r. przeprowadzony zostaje ogólnopolski konkurs na koncepcję zagospodarowania nowej dzielnicy na drugim brzegu Wisłoka. Współautorem pracy, która zajęła drugie miejsce był architekt Władysław Hennig.

- Bardzo byłem wtedy z tego dumny z tego projektu - wykosiliśmy nim wybitne zespoły z całej Polski. Niestety po konkursie okazało się, że osiedla ze względu na brak uzbrojenia nie da się zrealizować, więc plany zabudowy prawego brzegu Wisłoka odłożono na półkę, a całość sił i środków skierowano na budowę innych dużych osiedli - 1000-lecia i 20-lecia PRL (dzisiejsze gen. Andersa) - wspomina po latach.

Pomysł, który na Nowe Miasto miał Władysław Hennig przewidywał stworzenie systemu kameralnych osiedli złożonych z niskich bloków skupionych wokół takich miejsc jak przedszkole, czy szkoła. Wtedy jeszcze nikomu nie śniło się nawet, jak gigantyczną skalę ma przyjąć zabudowa nowej dzielnicy.

Dwa Nowe Miasta

Co ciekawe w Rzeszowie miejsce nazywane "Nowym Miastem" istniało już od XVII w. Jego sercem był dzisiejszy plac Wolności, a główną ludność stanowili Żydzi, których - zgodnie z ówczesnym prawem - dotyczyły limity osiedlania się w Starym Mieście.

Kto więc wymyślił tę starą-nową nazwę? Autorstwo przypisuje się I Sekretarzowi Komitetu Miejskiego PZPR - Piotrowi Bikowi. Choć wzbudza kontrowersje, nie ulega wątpliwości, że wpisywała się w prądy epoki. Nowoczesna, jak na tamte czasy dzielnica, miała w ten sposób zostać odpowiednio uhonorowana. Dalsze utrzymywanie więzi z rolniczą i zacofaną Drabinianką nie wchodziło w grę.

Drugie podejście

Plany budowy za Wisłokiem, odżywają pod koniec lat 60-tych. Po raz kolejny zostaje ogłoszony konkurs na koncepcję rozbudowy osiedla. Tym razem architekci opierają się o istniejący już plan zagospodarowania, przygotowany na bazie pierwotnego konkursu. Na starcie stają cztery zaproszone biura projektowe - z Warszawy, Katowic i dwa z Rzeszowa. Stołeczne biuro koniecznie chce się pokazać, więc do konkursu ściąga wybitnych architektów. Efekt ich pracy sprawia, że widzom dosłownie opadają szczęki. Oto jest rok 1970, a architekci prezentują na filmie, jak będzie wyglądała niezbudowana jeszcze dzielnica - ujęcia pokazują spacer po osiedlu, widok z lotu ptaka. Wszystko dzięki nowatorskiej technice... kamery na patyku, która z perspektywy człowieka prezentowała przygotowaną makietę.

- Byłem jednym z koreferentów prac i nie ukrywam, że bardzo obstawałem za rzeszowskimi biurami. Uważałem, że świetnie sobie poradzą z tym zadaniem. Ciekawy pomysł miał też Inwestprojekt z Katowic: budynki zróżnicowane, od niskich po wysokie, do tego malowniczo rozmieszczone w przestrzeni. Taki plan niósł jednak za sobą spore koszty, tymczasem pomysł warszawski był znacznie łatwiejszy w realizacji. Architekci całą zabudowę osiedla wsadzili bowiem w ogromną liczbę 11-kondygnacyjnych bloków, które miały stanąć zgodnie z kierunkiem doliny Wisłoka, z północy na południe. Budynki ustawiono równolegle, tworząc "dysze", po to by hulający między nimi wiatr rozwiewał mgły, które występowały na tym terenie - opowiada W.Hennig.

Bloki z taśmy produkcyjnej

Zwycięski projekt idealnie wpasował się w koncepcję fabryk domów, która opanowała wyobraźnię rządzących w latach 70-tych. Fabrykami domów nazywano zakłady wykonujące prefabrykaty - m.in. płyty wielkoformatowe na wysokość jednej kondygnacji -, z których następnie budowano bloki.

- Fabryka domów działała w Rudnej Małej, a wcześniej na Budach, gdzie odbyło sie eksperymentalne wdrożenie tego pomysłu. Wtedy powstała szafa przy Dąbrowskiego - powtórzona zresztą potem na ul. Warszawskiej i os. Kmity - opowiada W.Hennig.

Dzięki nowej technologii osiedle powstawało więc w ekspresowym tempie, a rząd szaf dosłownie rósł w oczach. Krytyka z jaką spotkała się monotonna i przytłaczająca zabudowa osiedla, sprawiła jednak że wbrew pierwotnym założeniom, inwestycję ograniczono do terenu wyznaczanego przez ulice Kopisto, Podwisłocze i Rejtana. Obszar ten nazywany był "jednostką" B.

W 1979r. o przydział na mieszkanie przy dzisiejszej ulicy Witolda Świadka wystarał się pan Ryszard. To była duża sprawa, ponieważ dzięki temu pracownik Zelmera mógł się przeprowadzić z Niechobrza do Rzeszowa.

- Wtedy też mieszkania dostało wielu innych moich współpracowników ze wsi. Człowiek chciał w mieście mieszkać, zwłaszcza jak już rodzinę założył. Nikt nie patrzył, że to może "zadupie", liczyło się, że będzie własny kąt. Pamiętam, że gdy chodziłem remontować mieszkanie, po kolana tonąłem w błocie. Bloki już budowali, ale dróg nie było - wspomina.

Orgia kolorów

Na początku lat 90-tych bloki na Nowym Mieście zaczęto ocieplać jednocześnie łatając wszystkie szpary powstałe na skutek niezbyt precyzyjnego montażu. Remont postanowiono wykorzystać także do odświeżenia wizerunku osiedla.

- Ktoś pomyślał, że czas skończyć z tą postkomunistyczną monotonią, no i z tego malowania wyszła istna orgia kolorów. Teoretycznie każdy projekt wymagał zatwierdzenia, ale nie bardzo to szło. Spółdzielnia chciała szybko, bo skoro mieszkańcy chcą kolorów, to powinni je mieć. Autorów bloków na miejscu nie było, więc nikt tego specjalnie nie pilnował. Do Rzeszowa zresztą przyjeżdżali przedstawiciele spółdzielni z całej Polski, żeby zobaczyć, jak się to robi - opowiada W.Hennig.

Oprócz malowania, pojawiały się też pomysły aby do budynków podoczepiać jakieś fantazyjne elementy, czy dowiesić loggie. Takie pomysły ostatecznie okazały się jednak zbyt kosztowne.

Druga część opowieści o Nowym Mieście w piątkowym wydaniu Nowin (26.09)

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24