Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Drugie liceum w Rzeszowie kształci już od 110 lat

Alina Bosak
Gdy trafisz do liceum, które nie tylko realizuje program, ale zaraża pasją, to może ono ukształtować człowieka na całe życie. Na zdjęciu obecni uczniowie.
Gdy trafisz do liceum, które nie tylko realizuje program, ale zaraża pasją, to może ono ukształtować człowieka na całe życie. Na zdjęciu obecni uczniowie. Krzysztof Kapica
Ta szkoła obudziła w nas pasje na całe życie - mówią absolwenci II LO.

Zawsze słynęło z dyscypliny i wysokich wymagań. Złośliwi w latach 90. nazywali je "klasztorem". Rygor przynosił jednak konkretne efekty, a uczniowie odnosili sukcesy na ogólnopolskich olimpiadach, bez problemów dostawali się na studia.

Dziś starej szkole z tradycjami przybyło na edukacyjnym rynku konkurentów, ale to wciąż jedna z najlepszych szkół w mieście. W ubiegłym roku wszyscy uczniowie II Liceum Ogólnokształcącego im. Leopolda Lisa-Kuli w Rzeszowie zdali egzamin maturalny.

- Tak, to rzeczywiście była dobra szkoła. Chociaż, szczerze mówiąc, wybrałem ją dlatego, że miałem blisko . Dobrze się stało, bo spotkałem tam wspaniałych nauczycieli - zdradza dr hab. Wiesław Grzegorczyk (matura '84), uznany plakacista, profesor Uniwersytetu Rzeszowskiego. Wernisaż wystawy jego prac towarzyszy obchodom jubileuszu szkoły. II LO kończy bowiem 110 lat i zamierza świętować cały tydzień.

- Będziemy chwalić się talentami naszych absolwentów i uczniów, każdy dzień przyszłego tygodnia poświęcając innej dziedzinie sztuki - plastyce, muzyce, literaturze i teatrowi - wylicza Sławomir Gołąb, nauczyciel. - Chcemy wciągnąć do tych obchodów całe miasto, dlatego w niedzielę zaplanowaliśmy Bieg Pokoleń ulicami Rzeszowa, a zaraz potem nadamy szkolnej sali gimnastycznej imię polskiej siatkarki Agaty Mróz, ona także uczyła się w "drugim".

Drugie w mieście

3 września 1904 roku II Gimnazjum w Rzeszowie rozpoczęło pierwszy rok szkolny. Starania u władz austriackich, pod których zaborem pozostawała wówczas Galicja, trwały 10 lat. Przez ponad wiek jedynym gimnazjum w Rzeszowie było to, którego tradycje kontynuuje dziś I Liceum Ogólnokształcące. W drugiej połowie XIX wieku miasto zaczęło się rozwijać, dzięki wybudowaniu linii kolejowej na trasie Kraków-Rzeszów-Lwów.

Jak piszą autorzy jubileuszowej książki, którą II LO wydało z okazji 110-lecia, "rozrastające się liczebnie miasto (...) i budząca się do życia politycznego i kulturalnego podrzeszowska wieś dostarczała do popijarowskiego gimnazjum tak dużą liczbę młodzieży, że nie mogła się ona pomieścić w zabudowaniach szkolnych. (...) W tej trudnej sytuacji radni miasta Rzeszowa od 1893 r. zaczęli zabiegać o utworzenie II gimnazjum w mieście."

Budynek nowej szkoły oddano w styczniu 2004 roku. Gimnazjum było 8-klasowe, męskie i klasyczne, co oznacza, że uczono w nim łaciny i greki. Pierwszego roku szkoła przyjęła 450 uczniów, w wieku od 11 do 25 lat. Utworzono dwanaście oddziałów. Dyrektorem szkoły został dr Mieczysław Warmski, profesor II Gimnazjum we Lwowie.

W 1907 naukę w szkole rozpoczął Leopold Lis-Kula, późniejszy żołnierz Legionów Polskich, ulubieniec Józefa Piłsudskiego. II LO szczyci się wieloma wybitnymi absolwentami. Wśród nich są: prof. Józef Szajna, płk Kazimierz Iranek-Osmecki, Adam Harasiewicz i wielu, wielu innych.

Szlifowanie diamentów

- Dobrze pamiętam moich nauczycieli, profesorów Długosza, Chyca, Piątka, Wechowskiego - uśmiecha się Jerzy Dynia, z wykształcenia muzyk, z zawodu dziennikarz i animator kultury, który naukę w ósmej klasie II Gimnazjum rozpoczął w 1948 roku, kiedy to w sali gimnastycznej zdewastowanej szkoły leżał jeszcze gruz.

- W tamtym trudnym czasie nie było podręczników. Profesor Wechowski na każdej lekcji dyktował nam po 3-4 strony i wymagał podczas odpytywania, by te notatki cytować niemal dosłownie. To właśnie ten profesor wlepił mi pierwszą w życiu dwóję za Cyryla i Metodego. Do domu wróciłem, popłakując. Rodzice pocieszyli, że to chyba nie ostatnia i tak bywało. Wymagających nauczycieli było więcej, profesor Władysław Grabarczyk, zwany Grabarzem, już na pierwszej lekcji potężnym uderzeniem cyrkla w katedrę przywołał nas do porządku i wziął "za pysk". Efekt był taki, że w klasie mieliśmy dwóch ogólnopolskich olimpijczyków z tego przedmiotu.

- I ja byłem olimpijczykiem - mówi prof. Wiesław Grzegorczyk. - Chodziłem do klasy biologiczno-chemicznej. Dzięki prof. Warzybok, która uczyła biologii, dostałem się do etapu ogólnopolskiego olimpiady, a potem bez problemu zdałem na medycynę w Krakowie. Później jednak zwyciężyła pasja. Przeniosłem się na Akademię Sztuk Pięknych. Można powiedzieć, że i tę myśl zaszczepiono mi w II LO. W pierwszej klasie profesor Kowalska zwróciła uwagę, że powinienem swoje zdolności plastyczne rozwijać i namawiała mnie na studia z konserwacji dzieł sztuki. Nauczycieli z mojego liceum wspominam jako wymagających, ale i przyjaznych. Szczególnie lubiliśmy prof. Katarzynę Cibicką, polonistkę. Wyrzucono ją ze szkoły po tym, jak na ściennej gazetce umieściła napis z liter o kroju charakterystycznym dla Solidarności. To był początek lat 80.

- Poszłam do "drugiego" na przekór tym, co szli do "pierwszego" - śmieje się Magdalena Pocałuń-Dydycz, poetka i polonistka. - Z Januszem Korylem, który uczył polskiego, wystawialiśmy poetyckie widowiska. To w tamtym czasie zaczęłam pisać wiersze. "Drugie" otworzyło mnie też na działalność społeczną, bo właśnie w nim powstało pierwsze w Polsce szkolne koło Caritas, a ja zostałam jego przewodniczącą. Były kwesty na rzecz potrzebujących i specjalny spektakl w filharmonii. Myślę, że II LO było szkołą dla osobowości.

- Kiedy się trafi do liceum, które nie tylko realizuje program, ale zaraża jakąś pasją, to może ono ukształtować człowieka - uważa Łukasz Skowroński (matura 93), który w tym roku za powieść "Dzielenie przez zero" zdobył nagrodę w konkursie "Literacki Debiut Roku" wydawnictwa Novae Res. - Trafiłem do drużyny harcerskiej, działającej przy liceum i do zespołu szantowego Klang. Jako uczniowie nieraz zaszliśmy za skórę profesorom. Mieliśmy na nich sposoby. Na przykład u profesor Owsiak, która uczyła matematyki, tablica musiała być czysta jak łza, a firanki równo rozsunięte w okiennicach. Wystarczyło więc pobrudzić tablicę, odpiąć kilka żabek od firanki i naskarżyć: "Oj, jak ta klasa przed nami nabałaganiła. Skoczymy po drabinę, żeby przypiąć firankę". 15 minut schodziło na porządkach i nie było już pytania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24