Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Magdalena Zimny-Louis: Zawsze wiedziałam, że kiedyś wrócę do Rzeszowa

Alina Bosak
Stolik stoi na poddaszu. Przedwojenny mebel zdobi hol prowadzący do sypialni dla gości. - Ja wiem, po co tu jest i to jest najważniejsze - mówi pisarka.
Stolik stoi na poddaszu. Przedwojenny mebel zdobi hol prowadzący do sypialni dla gości. - Ja wiem, po co tu jest i to jest najważniejsze - mówi pisarka. Bartosz Frydrych
W domu Magdy Zimny-Louis ważne miejsce zajmuje stolik z 1930 r. W tym samym roku urodził się jej tato. Mebel ma go przypominać. Stoi więc pod dachowym oknem, skąd dobrze widać niebo.

Mieszka tu od marca. Do Polski przyjechała dwa miesiące wcześniej, z zapakowanym do tira dobytkiem.

- Kiedy kierowca zobaczył tę górę rzeczy do przewiezienia, oświadczył: "Będzie ciężko, ale wszystko zmieścimy". Ostatecznie zostało tylko kilka doniczek, trochę książek, materac i szafa, a wypełniona po brzegi przyczepa ruszyła z Ipswich do Rzeszowa. Za nią jechał mój Karol z psem - wspomina Magda Zimny-Louis, pisarka.

Najbardziej bali się o to, jak Tess - wiekowa 17-letnia suczka tybetańskiej rasy Lhasa Apso - zniesie podróż. Teraz psia emerytka już na dobre rozgościła się w nowym domu. Ogród to królestwo Carter - młodego owczarka niemieckiego, który uwielbia długie spacery i jowialne powitania z gośćmi, za co właściciele go strofują i na naukę dobrych manier zapisali do psiej szkoły.

Decyzja o wyjeździe z Anglii zapadła z dnia na dzień. - Zawsze wiedziałam, że wrócę do Rzeszowa - mówi Magda Zimny-Louis. - Tutaj mieszka moja najbliższa rodzina, mnóstwo przyjaciół. Na Wyspach, prócz Marysi, nic mnie już nie trzymało. Ale córka skończyła studia, usamodzielniła się, poznała świetnego chłopaka i już mnie tak bardzo nie potrzebuje. Tak, tęsknię. Ale widzimy się na Facebooku, dzwonimy i odwiedzamy.

Stary dom rodziców

Duży portret Marysi ozdabia sypialnię dla gości, razem ze zdjęciami z czasów, gdy Magda szefowała angielskiemu klubowi żużlowemu Ipswich Witches. - Sławni ludzie żużla i nie tylko oraz ja - śmieje się, patrząc na fotografie. - Tomasz Gollob, Zbigniew Boniek, Jerzy Kryszak, który komentował żużlowe rozgrywki.

Aby stary dom rodziców wyglądał tak jak teraz, trzeba było zrobić generalny remont. - Zostawiliśmy tylko zewnętrzne mury i dach - przyznaje właścicielka.

Tam, gdzie kiedyś był garaż, powstał salon z wygodną sofą z jednej strony i dużym, solidnym stołem, przy którym pomieści się sporo gości. Bo to dom otwarty. Zawsze gotowy na ugoszczenie przybysza filiżanką kawy lub lamką wina. Przyjeżdża więc rodzina, znajomi z Anglii, Francji i pomieszkują. Centralne miejsce w salonie zajmuje kominek, bo gospodarze lubią popatrzeć na buzujący ogień. Półkę nad kominkiem zdobi rzeźba Macieja Syrka, prezent powitalny od przyjaciół, i ikona - podarunek od siostry.

- Lubię ładne rzeczy, które ktoś stworzył własną ręką. Dlatego mam w domu tyle obrazów. Ten namalowała moja siostra Anna, a tamte jej córka - Agnieszka Koczot - bardzo utalentowana. Potwierdzają to zresztą wszyscy, którzy odwiedzili niedawno wystawę jej malarstwa w Millenium Hall - chwali siostrzenicę pisarka.

Pierwszy scenariusz

Stoimy obok biblioteczki wypełnionej książkami. Wśród nich ta ulubiona - "Kłębowisko żmij" Françoisa Mauriaca.

- Dla mnie absolutnie kultowa. Przeczytałam wszystko, co Mauriac, laureat Nagrody Nobla przecież, napisał.

Gdyby miała wymienić inne ważne książki w jej życiu, na liście na pewno by się znalazła "Miłość w czasach zarazy" Gabriela Garcíi Márqueza, "Pokuta" Iana McEwana, a z polskich - powieści Wiesława Myśliwskiego.

- Dużo ich kupuję, dużo czytam, pożyczam innym. Trochę wywożę do ośrodka Monaru w Kielcach. To miejsce dla dzieciaków uzależnionych od dopalaczy. Robią tam naprawdę dobrą robotę, ale warunki są złe, brakuje nawet talerzy. Z Karolem i moją siostrą prowadzimy akcję wśród znajomych, żeby pomóc doposażyć ośrodek. Ja wolę znać osoby, którym pomagam. Uważam, że każdy powinien robić jakąś drobną rzecz dla drugiego człowieka.

Teraz pisze scenariusz telewizyjnego serialu. Pierwsze dwa odcinki producentowi się spodobały, ale musi stworzyć jeszcze jedenaście, żeby zdecydował, czy dzieło trafi na ekran. W porównaniu z trzema książkami, które dotychczas napisała, praca idzie powoli.

- To mój pierwszy scenariusz, więc mam czasem kłopot, zastanawiając się, ile napisać scen na czterdzieści minut odcinka. A to ma być komedia, więc trzeba mieć jeszcze pomysł na dowcipne puenty. Chciałam podpatrzeć, jak wygląda profesjonalny zapis scenariusza w Internecie. Nie znalazłam ani jednej strony po polsku, bo to święcie strzeżona tajemnica. Za to na brytyjskich stronach jest tego mnóstwo. Mam już sześć odcinków gotowych i zarys kolejnych siedmiu. Ale to ciężka praca. I nie wiem, czy kiedyś jeszcze wezmę się za podobne dzieło. Bo wiadomo, że jak cię coś strasznie zmęczy, to i radość życia odbierze. Potwierdzają się słowa Małgosi Adamczyk, która mówiła mi, jak wiele wysiłku kosztował ją tekst do miniserialu "Tata, a Marcin powiedział" - mówi Magda.

Z Małgosią przyjaźni się od Festiwalu Pióro i Pazur w Siedlcach. - Cudowna osoba. W światku pisarzy, jak i pewnie w wielu innych, jest sporo zazdrości, ale Małgosia jest jej zupełnie pozbawiona - zapewnia autorka "Poli".

Pamięć o tacie

I zdradza, że od scenariusza odrywaja ją już kolejne pomysły. Postanowiła bowiem zorganizować warsztaty kreatywnego pisania.

- Lubię spotykać nowych ludzi i wiem, że wielu odczuwa ogromną potrzebę pisania. Dostaję na e-mail całą masę próśb o czytanie tych literackich prób. W dziewięćdziesięciu procentach są to nieudolne teksty, ale to dlatego, że ich autorami są bardzo młodzi ludzi. Kiedy miałam 18 lat, też pisałam źle, chociaż wtedy wydawało mi się, że to jest świetne. Tym, którzy proszą o radę, odpowiadam, że nie ma takiej możliwości, abyś napisał coś dobrego i nikt nie chciał tego wydać. W lieraturze polskiej jest duże zapotrzebowanie na nowych autorów.

Na parapecie w salonie stoi kilka zdjęć, bo ona lubi otaczać się pamiątkami. Na jednej z fotografii tato. - Już był wtedy chory. Ja, mama i moje siostry dzielimy nasze życie na przed i po jego chorobie. Mój ojciec był wspaniałym człowiekiem. Najlepszym, jakiego można sobie wyobrazić. I musieliśmy się z nim rozstać... Coś wam pokażę.

Wspinamy się więc schodami w górę. Docieramy na poddasze, gdzie stoi niewielki przedwojenny stolik. - Kupiłam go w angielskim sklepie z antykami. Wyprodukowany został w 1930. W tym samym, w którym urodził się mój tato. Postawiłam go tutaj, pod dachowym oknem, gdzie przychodzi do niego światło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24