Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Międzynarodowa kariera przed trzydziestką? Michał z Rzeszowa to osiągnął

Małgorzata Motor
Michał Rokosz: Warto nie tylko studiować, ale robić coś więcej. To właśnie działalność studencka miała ogromny wpływ na moją karierę.
Michał Rokosz: Warto nie tylko studiować, ale robić coś więcej. To właśnie działalność studencka miała ogromny wpływ na moją karierę. Krystyna Baranowska
Rzeszowianin Michał Rokosz zaczął pracować jako student. Teraz zarządza ludźmi w kilku krajach. A ma zaledwie 29 lat!

Na zrobienie takiej międzynarodowej kariery rzeszowianin Michał Rokosz potrzebował zaledwie kilku lat. Co mu pomogło? Czy można zajść tak daleko bez znajomości? - Raczej tak, ale znajomości te można sobie wyrobić. I ja tak zrobiłem. Przydały się tylko raz - zdradza 29-latek.

W Rzeszowie skończył szkołę średnią o profilu matematyczno-fizycznym. Później trochę za namową koleżanek złożył dokumenty na SGH. Już w pierwszym miesiącu zaczął aktywnie działać w Zrzeszeniu Studentów Polskich. Szybko został członkiem zarządu - początkowo na poziomie uczelnianym, potem ogólnopolskim. Działalność w organizacjach tak go pochłaniała, że poświęcał się im nawet w wakacje po pierwszym i drugim roku studiów.

- Rzuciła mi się jednak w oczy bardzo interesująca oferta pracy w firmie konsultingowej. Była dobrze płatna. Trzeba było jedynie znać dobrze język angielski. Złożyłem CV i udało się. Pomogły mi umiejętności zdobyte w organizacjach studenckich - podkreśla Michał.

Praca polegała na stworzeniu bazy firm, które potencjalnie miały zostać przejęte przez jedną globalną firmę. Trzeba było do nich zadzwonić i zebrać odpowiednie informacje. Michał zaczął zarabiać tyle, że po drugim roku studiów przestał brać pieniądze od rodziców.

- Kompletnie nie było to moją motywacją przy podejmowaniu tej pracy. Obracałem się jednak w gronie znajomych starszych o dwa - trzy lata. Stale rozmawiali o praktykach. Chciałem być po prostu na tym samym etapie - tłumaczy.

Po trzecim roku studiów startował już jako osoba z półrocznym doświadczeniem zawodowym. To dawało mu przewagę nad resztą kandydatów. Dostał się na praktyki do dużej firmy - Citibank Handlowy. Mógł zaobserwować, jak działa olbrzymia korporacja, w której nawet zorganizowanie dostępu do komputera wymaga czasochłonnej procedury. Kolejne wakacje również przeznaczył na pracę.

Stawiam na marketing

Pod koniec czwartego roku studiów zdecydował, w jakim kierunku chce się rozwijać. SGH była wówczas elastyczną uczelnią. Wybierało się przedmioty w każdym semestrze, a na koniec można było sobie z nich "złożyć" jakiś kierunek. Michał pracował wtedy już w czwartej firmie, w dziale marketingu Coca-Coli.

Postawił na marketing. Od początku bardziej kręciło go wytyczanie kierunku i opracowywanie strategii dla marki firmy, niż kręcenie reklam czy robienie reklam prasowych. Choć jego pierwszy spot telewizyjny był ciekawym przeżyciem. W kolejnych trzech firmach związany był już wyłącznie z działem marketingu.

Trzy lata pracował w firmie, w której zajmował się zarządzaniem wieloma znanymi markami, jak proszek E, Kokosal, Kropla Beskidu czy Powerade. Wprowadzał na rynek też nowe produkty. Zaczynał od spisywania pomysłu na kartce papieru, a kończył, kiedy towar lądował na półce. Produkty te odniosły znaczące sukcesy rynkowe i zostały wyróżnione nagrodami "Laur Konsumenta" i "Produkt Roku".

- W krótkim czasie miałem okazję nauczyć się całej palety rzeczy, które robi się w działach marketingu - opowiada. - Już w pierwszym dniu byłem szefem zespołów projektowych, w których większość osób miała kilkuletnie doświadczenie - podkreśla 29-latek.

Doradzał największym firmom

Potem miał krótką przygodę w polskim oddziale międzynarodowego koncernu żywieniowego

- Kraft Foods Polska, również w dziale marketingu. Odpowiedzialny był za markę Carte Noir. To właśnie wtedy postanowił zmienić swoją ścieżkę kariery. Zdecydował się powrócić do doradztwa strategicznego. Założył jednak, że będzie zajmował się działaniami marketingowymi. Związał się amerykańską firmą konsultingową McKinsey & Company, która w najpoważniejszych decyzjach doradza największym firmom na świecie, z różnych branż. Usługi tej firmy kosztują czasem kilka milionów euro.

- Miałem okazję realizować projekty dla jednej z firm farmaceutycznych. Przyglądałem się, jak wygląda proces tworzenia reklam z trzystu agencjami partnerskimi. Trzeba było wyeliminować zbędne działania, które powodowały bardzo duże koszty. To była duża satysfakcja, bo - z jednej strony - widziało się duże oszczędności dla klienta, z drugiej - możliwość uczestniczenia w procesach na poziomie globalnym absolutnie wiodących firm. W krótkim czasie poznałem kilka różnych branż - od pożyczkowej po hutniczą, kolejową, kończąc na farmacji.

Dlaczego zrezygnował z pracy w tak prestiżowej firmie? - W konsultingu przeszkadzało mi to, że doradza się firmom, lecz nie wiadomo, jak to zostanie na koniec wyegzekwowane. Wtedy czułem, że to jest ten moment, kiedy samemu trzeba zacząć coś budować - tłumaczy.

W ubiegłym roku rozpoczął współpracę z Rocket Internet, największym na świecie inkubatorem start-upów (wspieranie przedsiębiorców, którzy rozpoczynają działalność w Internecie - przyp. red.). Powierzono mu stanowisko dyrektora zarządzającego firmy Foodpanda w Polsce.

Od tamtej pory jest odpowiedzialny za firmy w Polsce, a na początku lutego tego roku objął funkcję dyrektora zarządzającego Foodpandy w Europie środkowo-Wschodniej. Nadzoruje działania m.in. w Polsce, Bułgarii, Serbii, Rumunii i Węgrzech. Foodpanda to działająca w 50 krajach platforma do zamawiania jedzenia w restauracjach.

Znajomości? Pomagają, ale nie decydują

Jak udało mu się zdobyć tę pracę?
- W mojej karierze tylko raz zdarzyło mi się, że dostałem zatrudnienie, bo ktoś mnie znał. Osoba ta wcześniej pracowała ze mną w jednej firmie, a znaliśmy się jeszcze z czasów studenckich. Podczas podpisywania umowy usłyszałem, że dostaję pracę, bo już na pierwszym roku studiów zwracałem uwagę swoją energią, zawsze miałem mnóstwo pomysłów i potrafiłem zorganizować ludzi. Osoba znała moje konkretne cechy, które były akurat cenne dla tej firmy - odpowiada.

Przyznaje, że ok. 30 proc. jego załogi to ludzie, którzy przyszli z polecenia. Jednocześnie podkreśla, że znajomości na pewno mogą być pomocne, natomiast nigdy nie będą decydujące. Pracodawcy muszą się po prostu zwrócić pieniądze, które wyda na pensję pracownika. Słaba osoba, nawet z polecenia, nie utrzyma się zbyt długo.

W jaki zatem sposób udaje mu się zatrudniać dobrych pracowników?

- Zazwyczaj przez ogłoszenia w specjalistycznych portalach i na uczelniach. Czekamy na CV właśnie z tego typu zgłoszeń. Większość tych dokumentów aplikacyjnych jest jednak bardzo słaba, nie są w ogóle dopasowane do oferty. Często słyszy się, że bezrobotni dziennie wysyłają po 20 CV. Problem w tym, że 19 z nich to CV na stanowisko grafik komputerowy, bo taki wzór ktoś opracował. Młodym ludziom brakuje też aktywności na etapie studiów, czyli prostych umiejętności, którymi mogą się pochwalić przed swoim pierwszym potencjalnym pracodawcą. W moim przypadku to właśnie działalność studencka miała ogromny wpływ na moją karierę. Warto więc nie tylko studiować, ale robić coś więcej - zachęca 29-latek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24