Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Awantura pod szkolną tablicą. Wojna nauczycieli z dyrektorem

Andrzej Plęs
Dyrektor Grzegorz Marszałek potwierdza, że z powodu konfliktu złożył rezygnację, ale przed upływem trzech miesięcy ją wycofał. - Rodzice mnie o to prosili.
Dyrektor Grzegorz Marszałek potwierdza, że z powodu konfliktu złożył rezygnację, ale przed upływem trzech miesięcy ją wycofał. - Rodzice mnie o to prosili. Andrzej Plęs
Mobbing, stalking i molestowanie - nauczyciele Zespołu Szkół w Dylągowej idą na wojnę z dyrektorem. A na wojnę z nimi - rodzice.

Wojnę wypowiedzieli nauczyciele dyrektorowi Grzegorzowi Marszałkowi jeszcze przed zakończeniem minionego roku szkolnego. Eksplodowało w styczniu po anonimowym liście do pani Jolanty, anglistki (pisownia oryginalna):

"To tak ci zależy na naszej szkole, wożąc swoje dziecko do Dynowa? Bo co, z brudasami chodził nie będzie? A może jesteś kimś lepszym. Wstyd przed całą wsią. A czy jesteś lepszym - nie wydaje mi się łażąc w tych samych parach dżinsach zima - lato. A co do imprez szkolnych dzieci już nawet nie chcą zdjęć, bo im się mylą lata widząc pani w zawsze tej samej łososiowej sukience".

Było jeszcze bardzo krytycznie o metodach dydaktycznych pani Jolanty i o tym, że nie nadaje się do uczenia dzieci.

Panią Jolantę rozedrgało po lekturze listu, na czas jakiś trafiła na zwolnienie lekarskie, a kiedy wróciła, koleżanki nauczycielki nie mogły jej poznać.

- Cień samej siebie - zapewnia pani Teresa od plastyki. - Z pełnej życia dziewczyny pozostał wrak człowieka. Blada, chuda, smutna, nawet nie chciała z nami rozmawiać.
W końcu pani Jolanta wydusiła z siebie parę słów o liście, podejrzenia padły na dyrektora Grzegorza Marszałka. Wtedy i inni nauczyciele zaczęli sobie przypominać o nieprzyjemnościach, jakich doznali ze strony pryncypała.

Bo to zły dyrektor jest

- Poszłam do dyrektora, wspomniałam o liście, nie mówiąc, że nasze podejrzenia padły na niego - opowiada pani Jolanta. - Zaczął mnie atakować, że oskarżam go bezpodstawnie, że coś na mnie ma. Postawiłam się. Powiedziałam, że nie dam się zastraszać, wtedy zmienił front, oświadczył, że się przyzna do autorstwa listu, byle tylko zostało to między nami.

Następnego dnia dyrektor przyniósł pani Jolancie list: "Przyznaję się, że zrobiłem Ci wielką krzywdę, oskarżając cię w anonimowym liście o brak kompetencji w nauczaniu j. angielskiego i obrażając Cię prywatnie. (...) Raz też, kilka lat temu, nakleiłem Ci gumę do żucia na samochodzie (przysięgam, że raz!)"

W liście padła jeszcze obietnica, że wszelkie krzywdy zostaną pani Jolancie wynagrodzone.

- Podpisałem, bo poczułem się przez nich osaczony listą zarzutów - dyrektor mówi o swoich podwładnych. - Choć wcale nie byłem autorem tego listu. Podpisałem pod presją, dla świętego spokoju i dla dobra szkoły, bo zostało mi półtora roku kadencji na stanowisku. Bo pani Krasnopolska obiecała mi, że sprawa zostanie między nami. Tak mi doradzał ksiądz, żeby sprawa nie wyszła poza pokój nauczycielski.

Przyklejoną do samochodu podwładnej gumę do żucia też jest w stanie wytłumaczyć. - Rzuciłem gumą raz, uderzyła o szybę samochodu, ale zobaczyłem, że dzieci są w oknach szkoły, to pomyślałem, że nie będę chodził odklejać.

Sprawa wyszła, bo w kilkunastoosobowym gronie pedagogicznym narastał bunt przeciw dyrektorowi. Ten i ów przypominał sobie krzywdy rzeczywiste lub domniemane z ostatnich 10 lat, czyli od kiedy Marszałek został dyrektorem szkoły. Zaczęli spisywać oświadczenia z listą skarg na dyrektora.

Pani Anna zanotowała m.in.: "klejenie gum na samochodzie, plucie po szybach w samochodzie zrzutymi jabłkami". Zaobserwowała też, że dyrektor zaczął być wobec niej bardzo nieprzyjemny, od kiedy odrzuciła jego zaloty.

Pani Bożena przypomniała sobie: "Po jednej z hospitowanych lekcji w pierwszej klasie, gdy zapytałam, jak przebiegała lekcja, dyrektor powiedział: nawet mi się lekcja podobała, a najbardziej podobały mi się te obcisłe dżinsy". Przypomniała też sobie, że dyrektor kazał jej prywatnym samochodem odwozić uczniów do domu, bo szkolny autobus pojechał z grupą młodzieży na zawody sportowe.

Inni nauczyciele oświadczyli, że i im dyrektor wydawał takie polecenia.
Pani Mieczysława od matematyki wspomina, jak to podczas posiedzenia rady pedagogicznej omawiano sprawę jednej z uczennic, podejrzewanych o to, że jest w ciąży. Dyrektor miał wówczas powiedzieć, że "ku...stwo było, jest i będzie". I to ona była świadkiem, jak dyrektor przyklejał gumę na szybie samochodu pani Jolanty.

Prawie całe grono podpisało się pod listą zarzutów, w których znalazły się także: publiczne podważanie kompetencji nauczycieli, nękanie psychiczne, zastraszanie, wulgarne wyrażanie się o nauczycielach w obecności innych. O jednej z nauczycielek dyrektor miał powiedzieć: suka.

Marszałek rewanżuje się zarzutem, że ta sama nauczycielka powiedziała publicznie do niego: ty chamie.

- Zupełnie się z nami nie liczył, stosował politykę "dziel i rządź", robił wszystko, żeby nauczycieli ze sobą skłócić i w dużym stopniu mu się to udawało - mówi pani Jolanta. - Dlatego przez lata nie mieliśmy odwagi wspólnie zaprotestować wobec tego, co robił.
Lista zarzutów nauczycieli wobec dyrektora liczy kilkadziesiąt stron. Wynajęli adwokata, ten zebrał oświadczenia nauczycieli, napisał list przewodni, wskazując, że chodzi o wieloletni mobbing. Wszystko wysłał do Państwowej Inspekcji Pracy i rzeszowskiego kuratorium oświaty.

Choć w pewnym momencie wydawało się, że konflikt wygaśnie. Rodzice próbowali interweniować u wójta Dynowa. W marcu dyrektor Marszałek złożył na jego ręce rezygnację z funkcji, ale po trzech miesiącach ją wycofał. Bo nie czuje się winny. Poza tym murem stoją za nim rodzice dziatwy szkolnej.

To jest zamach

Grzegorz Marszałek woli milczeć i woli, żeby o sytuacji w szkole wypowiadali się rodzice. Około 20 z nich przyszło do szkoły bronić dyrektora. I nie mają wątpliwości - to intryga grupy nauczycieli, którzy fałszywymi oskarżeniami postanowili skompromitować Marszałka, żeby spośród siebie wybrać nowego dyrektora. A ponoć przynajmniej dwoje z nich czyha na posadę.

- Ta grupa nauczycieli powiedziała nam otwarcie, że one mają swojego dyrektora - oburza się jedna z matek.

Rodzice zapewniają, że do zmiany nie dopuszczą, bo Marszałek jest znakomitym dyrektorem, wielce zasłużonym dla szkoły i w ogóle Dylągowej. A kiedy - wykończony psychicznie przez nauczycieli - poszedł na zwolnienie lekarskie, to w szkole zrobił się koszmarny bałagan. A on trzymał dyscyplinę. I nie do niego, ale do nauczycieli mają szereg pretensji.

Nauczyciele wzięli adwokata, to i rodzice wzięli swojego adwokata. Też napisali do kuratorium oświaty:

"Od jakiegoś czasu zastraszany przez nauczycieli (dyrektor - red.), że jeśli nie odejdzie ze stanowiska, może doprowadzić nawet do samobójstw nauczycieli, gdyż przez niego niektórzy leczą się psychicznie. Po kilku tygodniach podłych nacisków dyrektor złożył na ręce Wójta Gminy Dynów Adama Chrobaka rezygnację z 3-miesięcznym wypowiedzeniem i udał się na zwolnienie lekarskie, aby odpocząć od całego zgiełku i odpocząć od agresywnych nauczycieli. (...) Pragniemy zaznaczyć, że pracę dyrektora Marszałka popiera 95 proc. rodziców i 100 proc. uczniów starszych klas".

Bo okazuje się, że i dzieci zostały włączone w konflikt. Podpisywały list w obronie dyrektora, ale nikt nie chce ujawnić, kto był jego inicjatorem. Rodzice zapewniają, że same dzieci. Nauczyciele, że dzieciarnię zmusili do tego rodzice.
Dyrektor Marszałek potwierdza - złożył rezygnację i przed upływem trzech miesięcy ją wycofał.

- Rodzice mnie o to prosili - tłumaczy. - Wola ludzka wolą Boga.

Umywanie rąk

Nauczyciele, którzy na jakiś czas uspokoili emocje w przekonaniu, że odejście dyrektora konflikt zakończy, teraz poczuli się oszukani.

"W dalszym ciągu nie wyobrażamy sobie współpracy z dyrektorem Zespołu Szkół nr 5 w Dylągowej panem mgr Grzegorzem Marszałkiem z powodu podejmowania przez niego działań, skierowanych przeciwko nauczycielom, a naruszających godność osobistą oraz przybierając formę psychicznego znęcania" - napisali w czerwcu do wójta.

- Panie powinny iść z tą sprawą do sądu. Próbowaliśmy interweniować, ale bezskutecznie - mówi wójt Chrobak.

Sprawy komentować nie chce, ale wystosował list, w którym wyraził nadzieję na współpracę wszystkich zainteresowanych.

- Jako przewodnicząca rady rodziców obiecałam wójtowi, że będzie współpraca między rodzicami i nauczycielami, ale jeśli nauczyciele będą postępować tak, jak postępują, to współpracy nie będzie - zapowiada Małgorzata Pancerz. - Bo w tej chwili nie mamy do nich zaufania.

Nauczyciele odczuli, że mają przeciwko sobie już nie tylko dyrektora, ale i większość rodziców w Dylągowej, że w konflikt zaangażowano dzieci, a i ze strony gminnego urzędu próżno oczekiwać pomocy. Może więc Państwowa Inspekcja Pracy?
Rzecznik PIP Wojciech Dyląg, powołując się na przepisy, odmawia informacji, czy inspekcja podejmuje w tej sprawie jakieś działania.

Zareagowało kuratorium oświaty, ale z inicjatywy rodziców, którzy przysłali do kuratorium list w obronie dyrektora.

- Kontrola ujawniła brak formalnych podstaw przyjmowania i rozpatrywania skarg i wniosków - informuje Mariola Kiełboń z rzeszowskiego kuratorium. - Dyrektor musi opracować system, w jaki sposób rodzice i nauczyciele mogą zgłaszać dyrektorowi skargi, w jaki sposób będą rozpatrywane.

Kuratorium nie wyklucza i drugiej kontroli, tym razem z inicjatywy nauczycieli. A ci nie wykluczają, że przeciwko dyrektorowi wystąpią do sądu.
Wrzesień w Dylągowej rozpocznie się w wojennych nastrojach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24