Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ten aparacik miał leczyć. Teraz mam tylko klopoty

Andrzej Plęs, Wojciech Tatara
Teresa Szymczyk mówi, że czuje się podwójnie oszukana. Za urządzenie ma zapłacić prawie 4 tysiące, a zastosowane w nim części – według elektronika – mają wartość kilkunastu złotych. Poza tym – wbrew zapewnieniom sprzedawcy – osobie chorej na raka nie wolno go stosować!
Teresa Szymczyk mówi, że czuje się podwójnie oszukana. Za urządzenie ma zapłacić prawie 4 tysiące, a zastosowane w nim części – według elektronika – mają wartość kilkunastu złotych. Poza tym – wbrew zapewnieniom sprzedawcy – osobie chorej na raka nie wolno go stosować! Krystyna Baranowska
Wyglądał jak lekarz. Przeciągnął wzdłuż tułowia kobiety jakimś urządzeniem i wypisał, na co jest chora. - Pomoże harmonizer - przekonywał. I wcisnął kobiecie aparacik za... prawie 4 tys. złotych.

Na co zwracać uwagę podczas pokazów

Na co zwracać uwagę podczas pokazów

Radzi Radomir Stasicki, miejski rzecznik konsumentów w Rzeszowie:

- Najlepiej unikać wszelkiego rodzaju bezpłatnych pokazów. Jak ktoś ma kłopot z asertywnością i nie potrafi odmawiać, to w konfrontacji ze świetnie wyszkolonym sprzedawcą prawdopodobnie ulegnie i da się namówić na zakup. Z doświadczenia wiem, że 99 procent osób, które chodzą na pokazy, nie potrzebują prezentowanych towarów. Niestety, często dają się namówić na ich zakup. Jak już ktoś wybierze się na pokaz i ma zamiar nabyć dany towar, to niech od razu nie podpisuje umowy, tylko da sobie kilka dni na zastanowienie. Radzę też zapoznać się z cechami i właściwościami kupowanego produktu oraz jego faktyczną ceną. Warto sprawdzić w Internecie informacje o firmie, która sprzedaje towar. Jeśli kupujemy dany sprzęt na raty, to sugeruję pomnożyć wysokość jednej raty razy liczbę rat - i wtedy zobaczymy, ile faktycznie będziemy mieć do zapłaty. Ale najlepiej trzymać się z dala od różnego rodzaju pokazów.

Nikt chorujący na nowotwór skóry nie odmówiłby zaproszenia na bezpłatne badania. Nie odmówiła Teresa Szymczyk z podrzeszowskiej Kielanówki. Nie dopytywała też podczas telefonicznego zaproszenia od firmy Mat-Medic kto, czym, jak będzie ją badał. Owszem, jest pod stałą kontrolą lekarską, ale dodatkowe - w dodatku darmowe - badania? Syn ją zawiózł na ul. Kolejową w Rzeszowie.

- Dotarłem z mamą pod drzwi lokalu, dalej mnie już nie wpuszczono, wolno było wejść tylko mamie - opowiada pan Artur. - Teraz wiem dlaczego. Co działo się w środku, opowiada pani Teresa.

Mężczyzna w białym lekarskim kitlu wiele pytań nie zadawał, przeciągnął wzdłuż tułowia starszej kobiety jakimś urządzeniem, którego przeznaczenia nie tłumaczył, rzekł: "jest pani chora tu i tu", po czym wystawił "kartę pacjenta". Z zaleceniem, że trzeba "aplikować na obręcz barkową i odcinek lędźwiowy". Na dokumencie trudno znaleźć nazwisko badającego, adres miejsca diagnozy.

Co aplikować - okazało się po chwili. - Ta kartka ma dowodzić, że mama ma tu chore i tam chore, ale nie wiadomo, co ma chore i na co jest chora - denerwuje się pan Artur.

Aplikowaniu mężczyzna w kitlu poświęcił znacznie więcej uwagi niż pacjentce. Otóż aplikowanie miało odbywać się urządzeniem "Harmonizer" produkcji Bio Energy, które impulsami świetlnymi miało pani Teresie przywrócić zdrowie i nieustająco dobre samopoczucie. I zamiast o stan zdrowia "doktor" wypytywał o wysokość emerytury pani Teresy.

- Namówił mnie na to urządzenie, informując, że wyniki badań kręgosłupa nie są najlepsze i to urządzenie skutecznie je poprawi - tłumaczy starsza kobieta. - Jak pytałam, czy po leczeniu onkologicznym będę mogła stosować harmonizer, to powiedział, że tak.

"Doktor" nie ustawał w zachwytach nad skutecznością bioharmonizera i pani Teresa wszystko to mogła mieć za ledwie za 6 170 zł. Ale ze względu na wiek i stan zdrowia pacjentki "doktor" spuścił z ceny całe 2210 zł. Pani Teresa z wdzięczności natychmiast wpłaciła "doktorowi" 300 zł zaliczki, resztę mogła spłacić w 36 tarach po 127 zł miesięcznie.

"Doktor" nie czekał, aż starszej, przerażonej chorobą, poruszonej wizją ozdrowienia kobiecie jakaś krytyczna refleksja przyjdzie do głowy, natychmiast podsunął pani Teresie do podpisu umowę z firmą Mat-Medic sp. z o.o., spółka komandytowo-akcyjna; umowa kończy się zastrzeżeniem:

"Oświadczam, że świadomie zawarłam umowę i znane mi są jej warunki finansowe oraz stan towaru. Umowa zawarta została w lokalu przedsiębiorstwa w Rzeszowie przy ul. Kolejowej 1. Nie ma możliwości odstąpienia od umowy".

Pani Teresa oprzytomniała dopiero, kiedy wróciła do domu. - Jestem wściekła na samą siebie, że dałam się oszukać - kobieta nie ukrywa żalu. - Chciałam po prostu skorzystać z bezpłatnych badań kręgosłupa, bo wiadomo, jak teraz jest z kolejkami do lekarzy.

Oprzytomniała na krótko, bo najpierw zaczęły przychodzić wezwania do zapłaty, a potem zaczęły interweniować firmy windykacyjne.

Cud... marketingowy

Bioharmonizera podpoznańskiej firmy Mat-Medic próżno szukać w aptekach, w szpitalach o nim nie słyszeli, nie ma go na listach ministerstwa zdrowia, sklepy ze sprzętem medycznym nie zauważyły jego istnienia.

Nie bardzo wiadomo, co to jest, ale na opakowaniu jest napisane: "wyrób medyczny". Można go kupić wyłącznie w sprzedaży bezpośredniej, w której specjalizuje się firma Mat-Medic. Podobnie jak wciskająca za ciężkie tysiące złotych garnki firma Eko-Vital czy trudniące się tym samym Eco-Bon Ton.

Wszystkie łączy postać Pawła Matysa, współwłaściciela całej trójki. Taki sam jest też sposób działania: pokazy zamknięte, sterowanie emocjami odbiorców, naprędce spisane z oszołomionymi klientami umowy zakupu i piekielnie trudna droga do wycofania się z tej umowy.

"Leczący" impulsami podczerwieni z dwóch diod LED bioharmonizer do złudzenia przypomina biostymulator tej samej firmy, w identyczny sposób rozprowadzany, który decyzją prezesa Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych został w lutym br. w trybie natychmiastowym wycofany ze sprzedaży i używania.

Jeszcze w lutym Mat-Medic zaczął sprzedawać bioharmonizer o nieznacznie zmienionym wyglądzie, ale identycznych parametrach działania. Certyfikat urządzeniu wystawia firma Bio-Medex z Nowego Tomyśla, firma siostra Bio Energy z Opalenicy, producenta urządzenia.

Sprzęt reklamuje twarzą aktor Robert Moskwa, który w popularnym tasiemcowym serialu gra lekarza, więc dla wielu starszych ludzi może uchodzić za medyczny autorytet. Bioharmonizer swoim logo firmuje Fundacja Rozwoju Kardiochirurgii im. prof. Zbigniewa Religi. W ten sposób nazwisko zmarłego autorytetu nadaje urządzeniu wiarygodności.

- Pozwoliliśmy tej firmie na używanie logo naszej fundacji, ponieważ była ona naszym sponsorem - tłumaczy pracownik biura promocji fundacji, który nie zgodził się na podanie do publicznej wiadomości swoich personaliów. - Umowa w tej kwestii została przez nas wypowiedziana właśnie ze względu na niejasności, dotyczące tego urządzenia i wiele zgłoszeń, jakie na jego temat napływały do nas. Przyznam szczerze - czujemy się oszukani.

Faktycznie - i Bio Energi, i Bio Medex figurują na liście sponsorów fundacji. A Mat-Medic nie ustaje w wysiłkach, żeby sprzedać harmonizery.

- Otrzymaliśmy z żoną od tej firmy listowne zaproszenia na spotkanie rehabilitacyjne, byłem po wypadku, to postanowiłem skorzystać - opowiada pan Jerzy z Błażowej. - Na zaproszeniach nazwiska lekarzy - profesorów, na spotkaniu - ani jednego. Kiedy dopytywałem organizatorów, usłyszałem, że są pielęgniarki o dużej wiedzy. Wyszedł, kiedy okazało się, że chodzi tylko o sprzedaż.

Pomoże? Może wręcz zaszkodzić!

Nie tyle kosmiczna cena urządzenia przeraziła pana Artura, ale fakt, że jego chora na nowotwór skóry matka ma stosować sprzęt o niejasnych skutkach działania na organizm.

Pofatygował się do lekarza prowadzącego panią Teresę, ten obejrzał bioharmonizer, przeczytał jego parametry działania i wystawił oświadczenie na piśmie: "Pacjentka po przebytym leczeniu onkologicznym. Przeciwwskazane leczenie bodźcowe do końca życia".

- I dodał, że mamie nie wolno jest stosować tego urządzenia, bo to grozi nawrotem choroby - denerwuje się pan Artur.

Tymczasem w folderze informacyjnym urządzenia jest długa lista dolegliwości, na które bioharmonizer ma pomóc, ale ani słowa o przeciwwskazaniach.

Pan Artur zaniósł urządzenie do zaprzyjaźnionego elektronika, żeby dowiedzieć się, jaka jest rzeczywista wartość sprzętu. Ten wycenił, że kosztujący ponad 6 tys. zł harmonizer zawiera części na łączną sumę 11 zł.

Oboje z matką poczuli się oszukani podwójnie, toteż zdecydowali się sprzęt zwrócić. Czyli dokonać rzeczy niemal niewykonalnej. Pani Teresa wysłała do Mat-Medic pismo zrywające umowę, bo firma wprowadziła ją w błąd co do właściwości urządzenia. Tak radził prawnik.

Firma pisma nie przyjęła do wiadomości. Pan Artur uparcie odsyłał harmonizer do sprzedawcy, ale sprzęt wracał z adnotacją, że adresat odmówił odbioru przesyłki.

Na kolejne pismo zrywające umowę firma wreszcie odpowiedziała: umowa nie może zostać zerwana, bo pani wiedziała, co kupuje, co potwierdziła pani własnoręcznym podpisem.

Kto wysłał? Punkt Obsługi Klienta Mat-Medic. Żadnego nazwiska, żadnej pieczątki imiennej, jak na wszystkich dokumentach tej firmy. Na "karcie pacjenta", jaką pani Teresa otrzymała od "doktora" w rzeszowskiej siedzibie Mat-Medic, też nie uświadczy nazwiska diagnosty w białym kitlu.

A monity o wpłacanie kolejnych rat wpływały nieustająco. I to nie od Mat-Medic, a od Santander Banku, choć z bankiem pani Teresa żadnej umowy kredytowej nie podpisywała. Widać Mat- Medic miał taką z bankiem.

Upomnienia bankowe nie działały, więc zaczęli wydzwaniać egzekutorzy firm windykacyjnych. Z pogróżkami. - Mama ze strachu przestała odbierać telefony - opowiada pan Artur. - Zmieniłem jej numer, na chwilę się uspokoiło.

Nie ze wszystkim, bo pani Teresie odnowił się nowotwór skóry. - Jeśli się okaże, że to na skutek działania tego sprzętu, którego nieświadoma zagrożenia mama używała przez kilka dni, to ja tego nie odpuszczę - zapowiada pan Artur.

Drzwi filii Mat-Medic przy ul. Kolejowej w Rzeszowie zamknięte na głucho. Sąsiedzi mówią, że otwierają się z rzadka, kiedy firma prowadzi pokazy, a potem wraca tu martwa cisza. Pod tym samym adresem swoje interesy na Podkarpaciu prowadzi Eko-Vital, która zajmuje się bezpośrednią sprzedażą piekielnie drogich "garów z Pazurą" albo z Andrzejem Grabowskim czy Jerzym Kryszakiem.

Nierzadko na Kolejową zaglądają zrozpaczeni ludzie, którzy poczuli się oszukani na garach i którzy starają się je zwrócić, tak jak pan Artur harmonizer matki. Nie mają komu. W swojej bezsilności zawiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa. Podpoznańska centrala firmy podaje tylko numer telefonu komórkowego. Równie głuchy, jak rzeszowska filia. Uwagi można zostawić na automatycznej sekretarce.

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24