Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak król Jagiełło w Sanoku piękną Elżbietę poślubił

Dorota Mękarska
Po zaślubinach królewscy małżonkowie w towarzystwie świty, rycerstwa i przy dźwiękach fanfar udali się na sanocki zamek, przyszykowany do królewskiej uczty.
Po zaślubinach królewscy małżonkowie w towarzystwie świty, rycerstwa i przy dźwiękach fanfar udali się na sanocki zamek, przyszykowany do królewskiej uczty. Tomasz Jefimow
Po blisko 600 latach w Sanoku znowu zabiły weselne dzwony dla królewskiego oblubieńca. Pasjonaci rekonstrukcji historycznych odtworzyli ślub Władysława Jagiełły z Elżbietą Granowską.

Wspaniałą ucztę wydał na zamku Mikołaj Kmita, a gawiedź bawiła się na ulicach miasta. W atmosferze wesołości tylko kat był niepocieszony, bo spod miecza umknął mu skazaniec, uratowany przez miłosierną pannę.

O Elżbiecie Granowskiej, która 2 maja 1417 roku wstąpiła w związek małżeński z królem Władysławem Jagiełłą, niewiele wiemy. Fragment jej historii postanowili uchylić pasjonaci rekonstrukcji historycznych z Sanoka: Piotr Kotowicz oraz Gabriela i Marcin Glinianowiczowie. Archeolodzy skrzyknęli towarzystwo z całej Polski i 20 czerwca zrekonstruowali w Sanoku królewskie zaślubiny.

Po 597 latach w rolę królewskiej oblubienicy wcieliła się warszawianka Urszula Gradoń. To nieprzypadkowy wybór, bo od 5 lat Ula jest żoną Jana Gradonia, który odtwarzał postać Władysława Jagiełły. Ślub "pod kasztanem" Przed wiekami ceremonia ślubna odbyła się w nieistniejącym już kościele pw. św. Michała.

Dzięki odkryciom archeologicznym Piotra Kotowicza i Marcina Glinianowicza wiemy dokładnie, gdzie kościół był zlokalizowany. I właśnie tam, gdzie stał ołtarz, Urszula i Jan Radoniowie, jako Elżbieta Granowska i król Władysław Jagiełło, zostali pobłogosławieni przez księdza z sanockiej fary.

- Traktujemy to błogosławieństwo jako odnowienie naszych ślubów małżeńskich - przyznaje się Urszula, która na ceremionię najchętniej pojechałaby konno, gdyż jest świetną amazonką. Występuje w barwach warszawskiej grupy "Książęca Drużyna".

Jan Gradoń nie przypomina Jagiełły. Mierzy 194 cm wzrostu i waży około 100 kg. Monarcha zaś był mizernego wzrostu i nikłej postury. W chwili ożenku liczył 67 lat, a pan Jan ma 34 lata.

- Król był gładko ogolony i nosił długie włosy, a ja jestem brodaty i łysy - wylicza kolejne różnice Jan.
W czym więc tkwi podobieństwo do króla?
- W waleczności - bez wahania odpowiada mężczyzna.

Warszawiak swoją waleczność nieraz miał okazję sprawdzić, bo od 18 lat jego pasją są rekonstrukcje historyczne. - Zajmuję się rekonstrukcją konną - precyzuje. - Biorę udział w konkurencjach kopijniczych.

Na tym polu ma niemałe sukcesy. Jest uznawany za najlepszego kopijnika w Polsce. Wygrywał turnieje w San Diego w Kalifornii, a w zeszłym roku, w prestiżowym turnieju w Arundel w Anglii on i jego towarzysz z Niemiec przegrali, z drużyną angielską tylko jednym punktem.

W Sanoku pan Jan nie ma okazji pokazać swoich bojowych umiejętności, bo przychodzi mu wystąpić w roli amanta.

- Elżbieta Granowska nie była pierwszej młodości, bo miała już grubo po 40, ale była wyjątkowo piękną kobietą - wczuwa się w rolę król. - Długosz co prawda pisze o niej "maciora", ale jak mawiała moja babcia, musiała mieć jakiś walor.

Mój ci on!

Po zaślubinach królewska para przechodzi przez sanocki rynek. Tu oczom wielmożów ukazuje się skazaniec zakuty w dyby.
- Zbrzuchacił pannę z dobrego domu - mówi kat, mistrz Małodobry z Przemyśla. Na szczęście nad nieborakiem lituje się jedna z dwórek, zarzucając młodemu rycerzowi białą chusteczkę na głowę. Jagiełło, bacząc na starodawny obyczaj, ułaskawia skazańca od śmierci.

- Chwała królowi za jego łaskawość - krzyczą panowie.
- Chwała! - raduje się tłuszcza.

Nie jest dane jednak królowi prędko dotrzeć na ucztę. Przed zamkową bramą orszak królewski zatrzymują zbrojni, których wieść o królewskim ożenku zastała na wyprawie wojennej przeciwko Tatarom. Zbrojnym przewodzi Mikołaj Kmita, syn starosty sanockiego Piotra Kmity. Przekazuje on królowi w darze pojmanego chana tatarskiego.

- Darujemy ci go, królu, aby umilał czas opowieściami o dalekich stepach - rzecze Mikołaj Kmita.

W rolę tatarskiego chana wciela się Szymon Wojtoń, sanoczanin o orientalnej urodzie, mieszkający obecnie w Warszawie. W rekonstrukcje historyczne Szymon "bawi" się od 2001 roku, grając średniowiecznych rycerzy, ale również specjalizując się w rolach wojowników z ludów koczowniczych, szczególnie Połowców.

Inspiracją dla tych zainteresowań był stożkowy hełm z zasłoną na głowę w kształcie ludzkiej twarzy, na który Szymon natknął się, wertując materiały historyczne. Jako koczownik musi wykazywać się umiejętnościami jeździeckimi.

Trenuje więc dżygitówkę, czyli popisy na koniach w galopie. Potrafi wskoczyć i zeskoczyć z konia w biegu i schować się w czasie jazdy za końskim bokiem.

Jak rycerz został szewcem

Drogę z placu św. Michała na zamek orszak królewski pokonuje pieszo. Większość uczestników wesela ma obuwie, które wyszło spod ręki Sławomira Rokity z Krakowa. Jest on jednym z nielicznym w Polsce rzemieślników odtwarzających starodawne buty.

Ruchem rekonstruktorskim zainteresował się jeszcze w latach 90. Wtedy też poszedł do szewca, by uszył mu średniowieczne buty. Ten stwierdził, że nie da się.

- Pomyślałem, jak to się nie da? Przecież 500 - 600 lat temu potrafili takie buty uszyć. Miałem trochę skóry. Zacząłem eksperymentować. Uszyłem buty dla siebie i dla kolegi. I tak to już zaczęło się kręcić.

Od 7 lat Sławomir szyje buty zawodowo. Zgodnie ze średniowieczną modą buty mają fantazyjne noski. - W przeszłości zaczęło to przybierać karykaturalne rozmiary - opowiada. - Gdy noski miały długość 50 cm, przypinano je złotym łańcuszkiem do podwiązek. W końcu zaczęto wprowadzać ograniczenia dotyczące długości nosków, np. we Francji noskami o długości trzech stóp mogli się poszczycić tylko najwięksi panowie, dwie stopy były zarezerwowane dla szlachty, a noski o długości jednej stopy mogli nosić mieszczanie.

Rokita nie ogranicza się do butów średniowiecznych. Obuwie obstalowują u niego też krakowskie teatry i muzea. Z jego warsztatu wyszło m.in. obuwie do skansenu w Trzcinicy. Rekonstrukcjami pasjonuje się także jego żona, Katarzyna. Od lat razem jeżdżą na inscenizacje.

- Jestem damą dworu - przedstawia się Katarzyna, ubrana w długą do samej ziemi suknię, bardzo mocno dopasowaną dzięki sznurowaniu z tyłu. Włosy upięła w dwa obwarzanki, ale fryzurę schowała pod nakryciem głowy zwanym crinale. Całość uzupełnia skromny diadem i haftowana torebeczka przypięta do pasa. Choć dla współczesnej kobiety strój jest mało wygodny, Kasia porusza się w nim z gracją.

- Mam do tego talent - śmieje się dama dworu. Gabriela opróżniła wszystkie szafy Uczestników królewskiego ślubu ubrała Gabriela Glinianowicz, która od 4 lat prowadzi Pracownię Rekonstrukcji Historycznych Amictus, a szyciem strojów dawnych zajmuje się od 12 lat. Bierze również udział w rekonstrukcjach historycznych, czym zaraził ja mąż Marcin.

- Zaczęło się od prostych przebieranek, a potem zaczęliśmy odtwarzać wiernie stroje, kulturę i zwyczaje - opowiada Gabriela.

Na swoim koncie ma prestiżowe realizacje, m.in. dla Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie, dla którego ubierała władców polskich, m.in. Mieszka, Chrobrego, Jagiełłę, Sobieskiego i Poniatowskiego.

- Przed inscenizacją w Sanoku było tak dużo chętnych, że nie wszystkich mogliśmy ubrać, choć opróżniłam swoje szafy, a i koleżanki powyciągały to, co miały - opowiada Gabriela.

W strojach z jej pracowni występują paziowie, dwórki podające do stołu, specjalnie na okazję zaślubin powstały stroje dla króla i królowej. Elżbietę Granowską Gabriela ubrała w suknię zwaną z francuska "houppelande". Włosy Elżbieta schowała pod crinale, a jej głowę przyozdabia diadem wysadzony kamieniami. Projektując strój króla, Gabriela wzorowała się na królewskim nagrobku. Jagiełło występuje w złoto-czerwonej szacie zwanej jopula.

Ulubiona gruszka dla Jagiełły

Stoły uginają się pod ciężarem jadła i napitku. Potrawy godne królewskiego podniebienia przygotowali uczniowie Zespołu Szkół nr 1 w Sanoku. Samo ustalenie menu było wyzwaniem, bo nie zachowały się zapiski o podawanych na królewskim weselu potrawach. Nauczyciele wzięli się więc za wertowanie źródeł, by sprawdzić, co podawano na ucztach w tym okresie.

- Jak już ustaliliśmy menu, przebogate i fantastyczne, musieliśmy dotrzeć do przepisów i poznać jak gotowano i pieczono w tamtym czasie - opowiada Maria Pospolitak, dyrektorka szkoły. - Koncepcję opracowała nauczycielka Agata Wójcik, a następnie z Małgorzatą Błażejewską, Edytą Krupą, Moniką Drwal i Krzysztofem Indykiem oraz uczniami technikum żywienia, wszystko przygotowali. Zaserwowaliśmy ponad 20 potraw.

Przygotowania do uczty trwały trzy dni. Efektem pracy są mięsiwa pieczone, marynowane w ziołach i w czosnku, w tym karkówki i szynki, schaby, boczki, kiełbasy, kaczka faszerowana jabłkami, kurczęta, udka pieczone, kura faszerowana kaszą gryczaną, gulasz wołowy z imbirem i gałką muszkatołową, szczupak w zielonym sosie, który był jedną z ulubionych potraw króla, pasztet wieprzowy z sosem czosnkowym, zrazy wołowe nadziewane kaszami, wieprzowina w miodzie i piwie, kasza jaglana z warzywami. Na słodko podano pierniki i kołacze weselne, pierogi z serem, tartę z jabłkami i tartę z żółtym kremem. Goście zwilżali gardło piwem i miodami pitnymi.

- Wiemy z literatury, że Jagiełło uwielbiał gruszki, które zasmażało się w miodzie i winie - podkreśla dyr. Pospolitak. - Taką potrawę też przygotowaliśmy.

Kat nareszcie łapie humor

Siedząc za suto zastawionym stołem, goście przyglądają się tańcom i potyczkom rycerskim. Najdzielniej spisuje się Mikołaj Kmita, w którego to wcielił się Marcin Glinianowicz. W nagrodę szlachcic przyjmuje z rąk królowej szarfę. Przybocznego Kmity gra Piotr Kotowicz, który w pełnej zbroi pilnuje bezpieczeństwa króla i gości.

- Nie narzekam, pan dobry jest - chwali możnowładcę rycerz.

Miłą atmosferę wesela zakłóca nieznany z imienia szlachciura, któremu udaje się wtargnąć na ucztę. Ku osłupieniu króla i gości, grubianin postponuje Elżbietę, nazywając ją mężobójczynią i trucicielką. W obronie czci królowej staje ród Kmitów. Młody Jakub Kmita pokonuje w zaciętej walce awanturnika, obalając go na ziemię.

Na koniec Mikołaj oddaje warchoła w ręce kata, czym znacznie poprawia mu humor. Humor poprawia się także biesiadnikom, którzy hucznie świętują zaślubiny.

I ja tam z gośćmi byłam, miód i wino piłam, a com widziała i słyszała, w tekście umieściłam.

***

Wybranka króla słynęła z urody
Że Elżbieta Granowska była piękną kobietą, możemy wnioskować choćby z jej rozlicznych perypetii miłosnych. W wieku 15 lat została porwana i poślubiona, być może wbrew własnej woli, przez Morawianina Wiszla Czembora. Afekt ku pannie skończył się jednak dla porywacza tragicznie. Niedługo po ślubie młody małżonek padł z ręki Jenczika z Hiczyna, który do pięknej panny poczuł równie mocny sentyment. Jenczik też długo nie pożył. Po dwóch czy trzech latach małżeństwa odszedł z tego świata. Elżbieta została po raz drugi wdową, nie mając jeszcze dwudziestu lat. Nieszczęsną dziewczyną zaopiekował się wówczas krewny ze strony matki: Spytek z Melsztyna, który piastował urząd wojewody krakowskiego. Wydał on Elżbietę za Wincentego Granowskiego, zaufanego Jagiełły. Elżbieta urodziła Wincentemu piątkę dzieci, ale w 1410 roku po raz trzeci przyoblekła wdowie szaty. Tym razem nagła śmierć będącego w sile wieku Granowskiego stała się przyczyną wielu plotek i pomówień rzucanych na wdowę. Kroniki nie mówią o tym, kiedy Elżbieta wpadła w oko królowi. Wiemy jednak, że gdy w 1416 roku zmarła druga żona Jagiełły Anna Cylejska, siostra króla, księżna Aleksandra, postanowiła wyswatać brata z Elżbietą. Plan wypalił. Po spotkaniu zorganizowanym w styczniu 1417 roku przez księżnę w Lubomli król był już tak zauroczony Elżbietą, że na przekór rozsądkowi i racji stanu zaczął przemyśliwać nad ożenkiem. Królewskie zaloty trzymane były w tajemnicy, ale uwadze postronnych nie uszły bogate dary, z którymi Elżbieta wyjechała z Lubomli. Pod koniec marca rozkochany Jagiełło wybrał się do swojej wybranki w odwiedziny. Spotkał się z nią w Łańcucie. Stamtąd pojechał do Lwowa, skąd wezwał członków rady królewskiej do stawienia się w dniu 1 maja 1417 roku w Sanoku. To właśnie w grodzie nad Sanem poinformował możnowładców o zamiarze poślubienia Granowskiej. Decyzja króla wywołała powszechne zdziwienie, a nawet oburzenie, ze względu na wiek wybranki, która dobiegała wówczas 47 lat i jej pozycję, która acz wysoka, do królewskiej pasowała jak pięść do nosa. Perswadowano królowi, że może nie doczekać potomka z tego związku. Jagiełło był jednak uparty. Wyznaczył datę ślubu na 2 maja 1417 roku. Jan Długosz, opisując to wydarzenie, zanotował, że w czasie powrotu z kościoła na zamek koło w powozie, którym jechała Elżbieta, złamało się i królowa resztę drogi musiała przebyć pieszo, brodząc w błocie. Kronikarz uznał to za zły znak. Niewiele się pomylił, gdyż Elżbieta zeszła przedwcześnie z tego świata, przeżywszy z królem zaledwie 3 lata.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24