Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Panienka na miejscu albo "na wynos", czyli seksbiznes po rzeszowsku

Andrzej Plęs
Z pracy tyłkiem można by wyciągnąć więcej kasy niż z pracy głową. Gdyby nie było tylu pośredników
Z pracy tyłkiem można by wyciągnąć więcej kasy niż z pracy głową. Gdyby nie było tylu pośredników 123.RF
Holding dobrze prosperujących domów publicznych w Rzeszowie rozbiły konkurencja i policja. Część panienek poszła w świat, niektóre zmieniły zawód, inne nie zmieniły. Bo biznes nie znosi próżni.

Natalia trafiła do rzeszowskiego "Velvetu" wprost z dyskoteki i została na parę tygodni. Ku uciesze właściciela lokalu, który sporo na niej zarobił, i męskich gości, bo branie miała jak żadna z jej koleżanek po fachu.

Nieletnia była, z urodą pensjonarki, więc miała branie. Jej koleżanki kręciły się już po takich lokalach, klienci widzieli po ich zachowaniu, że od dłuższego czasu są w branży, więc nie robiły na nich takiego wrażenia jak "świeża" Natalia.

Nawet rzeszowska prokuratura przyznała w piśmie do sądu, że "tzw. agencja towarzyska jest synonimem domu publicznego, nazywanego wulgarnie burdelem", więc nie miała wątpliwości, jaki rodzaj działalności prowadzą "Venus" i "Velvet", należące do Rafała. I że nie na gastronomii zarabia przede wszystkim.

Recepta na biznes

Trunki, rurka, loże i panie do towarzystwa były w rzeszowskim "Prince", który spłonął w tajemniczych okolicznościach, a niektórzy sugerują, że konkurencja w tej branży jest bezwzględna. W "Venus" też były trunki, rurka i czerwono na sali, co męskie libido lubi. I kilka pań, spośród których klient mógł wybierać. Ceny stołeczne - 180 zł za godzinę intymności z panią, a jak się klient wyrobił w pół godziny, to "tylko" 120 zł.

"Venus" oferowała usługi erotyczne nie tylko stacjonarnie. Wyjazd do domu klienta (lub hotelu) kosztował go 200 zł za godzinę. Stali klienci dostawali rabat, szczególnie zaufani mogli skorzystać z prostytutki na kredyt, o czym decydował Rafał. W lokalu można było sobie zamówić taniec ze striptizem (za 100 zł), a niektórym wystarczał topless za pół stówy.

To nie supermarket, tu klient musiał zapłacić zanim doświadczył usługi. Albo barmanowi, albo bezpośrednio pani do towarzystwa, a ta oddawała utarg obsłudze. Swoją dolę z nocnego urobku dostawała albo pod koniec dnia roboczego, albo dnia następnego. Dolę niewysoką, bo z każdych 180 złotych za każdą godzinę, dostawała 80 zł, resztę zabierał właściciel lokalu. Jak zarobiła 120 w pół godziny, to z tej puli otrzymywała 50 zł.

Dziewczyny miały za to preferencyjne stawki na wynajęcie firmowych pokojów. Bo mieszkały w pokoikach należących do "Venus". Za każdy "osobodzień" płaciły Rafałowi 15 zł. I to nie koniec kosztów własnych, bo za wyżywienie w lokalu też musiały sobie zapłacić, nawet za narzędzia pracy, bo zabezpieczenie (np. prezerwatywy) też kupowały na koszt własny.

By zamówić uciechę erotyczną "na wynos", wystarczyło zadzwonić do "Venus", a o liczbie i jakości pań, cenach, warunkach transakcji, godzinach otwarcia informowali barmani: "Kondi" i "Bufet", "Zombi" albo "Jojo". Albo ochroniarze: "Bombastik", Cyryl" lub "Wajcha".

Jedni i drudzy multidyscyplinarni, bo czasem zamieniali się funkcjami. I to oni decydowali, czy wysłać dziwkę do klienta. Po zakończonej dniówce składali Rafałowi raport: ile godzin panienki spędziły z klientami zbiorczo, ile każda z nich z osobna i oddawali szefowi dzienny (nocny?) urobek.

Rzeszowski rynek usług erotycznych na bogobojnym Podkarpaciu przedstawiał się arcyobiecująco, toteż Rafał wynajął drugi lokal i przy miejskim rynku. Tak powstał "Velvet" z barem, lożami i tańcem erotycznym.

Panie z "Venus" nie były zachwycone, bo teraz musiały tyrać na dwa zamtuzy. Nie były zachwycone, tym bardziej że w "Velvecie" warunki lokalowe były gorsze, choć i ten lokal miał cztery pokoiki na poddaszu.

W "Velvecie" rządziła Estera, robiła i za barmankę, i za zarządcę. To ona dyrygowała panienkami, zbierała od nich utarg. Jeśli uznała, że te nienależycie wykonują obowiązki, okładała je karami finansowymi.

Przez powiązania personalne właścicieli "Venus" i "Velvet" ściśle współpracowały z kolejnym burdelem - "Przystanek Alaska" w Lutoryżu. Ten prowadziła ciotka Estery, władczyni na "Velvecie". Ceny - jak to na prowincji - były niższe niż w miejskich burdelach, bo 150 zł za godzinę i 120 za pół. Także "sesja wyjazdowa" była tańsza niż w Rzeszowie, bo tylko 150 zł.

Klienci płacili oczywiście z góry, barmanom, ochroniarzom albo bezpośrednio panienkom, ale te musiały rozliczać się z barmanami.

Za tę samą robotę, co w Rzeszowie, w Lutoryżu dostawała mniej, bo 50 zł od każdej godziny, albo 40 zł od 30 minut. Za to płaciły mniej niż w mieście za "firmowy" pokój, bo 60 zł za tydzień. W ogóle "Przystanek Alaska" był inny niż zaprzyjaźnione lokale w Rzeszowie, bo - usytuowany na wsi - musiał nieco inaczej funkcjonować niż burdele miejskie, które kryły się w gąszczu kawiarni, restauracji i pubów.

Na wsi wszyscy wiedzieli, do czego służy "Przystanek Alaska", więc wstęp do wewnątrz był ograniczony. Głównie osobą ochroniarza, który decydował, kogo wpuścić, a kogo wygonić spod drzwi.

Żadna praca nie hańbi

Natalia miała wzięcie przez swój wiek niewinności. Do "Velvetu" trafiła wprost z dyskoteki, na dyskotekę zaplątała się "na ucieczce" z domu. W dyskotece spotkał ją Sebastian i przyprowadził do piwnic "Velvetu".

Estera dostrzegła w niej potencjał, bo dziewczę było na tydzień przed swoimi 17. urodzinami, nieskażone zawodową manierą, co klienci cenili. Estera doskonale wiedziała, że wiek Natalii może budzić niezdrowe(!) zainteresowanie, toteż zakazała jej opuszczać "Velvet", by nie ściągać tego niezdrowego zainteresowania na lokal.

Nawet kiedy burdel kontrolnie odwiedzała policja, Estera chowała Natalię do pokoju. W końcu była panią kilku prostytutek i decydowała z kim, kiedy, jak często i za ile pracują. Czasem pracowały za darmo, jak wtedy kiedy Natalię i dwie jej bardziej doświadczone koleżanki wysłała do "Venus", żeby urozmaiciły życie ekipie bokserów.

Nie wiadomo jak, ale Natalię do zmiany miejsca pracy przekonał Bogusław. Do zmiany miejsca, ale nie do zmiany pracy, bo Natalia robiła w "Przystanku Alaska" to samo, co robiła w "Velvecie".

Na początku robiła za darmo, bo Bogusław uregulował jej dług wobec "Velvetu", co musiała odpracować w Lutoryżu. Tak Natalia spędziła dwa lata swojego młodego życia.

Swoje ciało między "Velvetem" a "Przystankiem Alaska" dzieliła też Kinga. Do zawodu trafiła dobrowolnie, za namową koleżanki. W Lutoryżu pracowało ich najwięcej sześć jednocześnie, ale rynek chimeryczny, zwłaszcza na prowincji, więc częściej jeździły do klientów, niż udzielały się na miejscu. Bywały noce, że nie miała ani jednego, bywały takie, że sześciu lub siedmiu.

Kaśka pracowała głównie w swoim pokoiku wynajmowanym za 15 zł dziennie w "Venus", sesje wyjazdowe rzadko jej się trafiały. Pamięta, że w tym czasie razem z nią pracowało w obu bratnich zamtuzach z 10 dziewczyn z Polski i Ukrainy.

Aga miała dziennie 2-4 klientów, nawet nie wie, ile z tego interesu miała, bo pieniądze od klienta kładła barmanowi na ladzie i od niego dostawała swoją dolę.

Swietłana trafiła do "Przystanku Alaska" z własnej woli. Zarabiała 50 zł za godzinę i 40 zł za pół godziny, czyli mniej, niż dostawały jej polskie koleżanki, ale taki miała układ z właścicielką Agnieszką.

Konkurencja nie śpi

Interes między "Venus", "Velvetem" a "Przystankiem Alaska" kręcił się w symbiozie, dopóki nie weszła policja i nie rozwaliła sprawnie funkcjonującego holdingu.

Właściciele upadłych burdeli przekonywali, że to nie było dzieło przypadku, że to konkurencja napuściła na nich "psy" i wymiar sprawiedliwości. Sugerowali, że inspiratorami tej nagonki byli dwaj koledzy z Ukrainy, którzy zaczynali od handlu na polskich bazarach, a dorobili się sieci domów publicznych na Podkarpaciu i w Małopolsce.

Gospodarka nie lubi próżni, więc część byłych pracowników "Velvetu" i "Venus" pofatygowała się do właściciela lokalu przy ul. Hetmańskiej w Rzeszowie, w którym onegdaj dobrze radziła sobie "Różowa Landrynka", też rozpędzona przez organy ścigania.

Próbowali groźbą i szantażem zmusić właściciela do reaktywowania interesu, ale już pod własną "opieką". Przede wszystkim - do wynajęcia im lokalu, który ma swoje tradycje, dobrze zapisał się w życzliwej pamięci klientów. Wiedzieli ponadto, że w pokojach po "Różowej Landrynce" wciąż mieszkają panie, które parały się prostytucją bądź wciąż się nią parają, więc chcieli przejąć nad nimi kontrolę.

Postraszyli właściciela lokalu, postraszyli jego partnerkę, zagrozili "wjazdem dresiarzy". Nachodzili mężczyznę, grozili "pourywaniem głów" i spaleniem mieszkania, aż człowiek nie wytrzymał i zgłosił policji groźby karalne.
Aga, Hanka, Kinga rozpierzchły się po świecie, kiedy "Venus" z "Velvetem" straciły nad nimi kontrolę.

Swietłana też znikła, za to Natalia poszła uczciwą ścieżką życia. Bo tylko ona jedna trafiła do piwnic "Velvetu" trochę zagubiona po ucieczce z domu. "Przystanek Alaska" też padł pod ciosami wymiaru sprawiedliwości, ale biznes nie lubi próżni. Będą inne "Venus" i "Velvety", inne Natalie, Kingi i Agi.

***
W głośnym procesie o czerpanie korzyści z nierządu i handel kobietami, jaki w 2012 roku toczył się przed Sądem Okręgowym w Rzeszowie, a potem sądem apelacyjnym, na ławie oskarżonych zasiadło 26 osób. Najwyższe wyroki otrzymali dwaj właściciele agencji towarzyskiej "Venus" i klubu "Velvet". Dawida K. skazano na 2,5 roku więzienia, Rafała W., ps. Suchy na 2 lata więzienia.

Czterej barmani-ochroniarze trafili do więzienia na 1,5 roku. Wcześniej sąd orzekł niższe kary w zawieszeniu wobec 18 osób, w tym Estery i prowadzącej "Przystanek Alaska" jej ciotki Katarzyny oraz innych pracowników trzech lokali.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24