Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak okraść NFZ? Pracownicy służby zdrowia mają na to sposoby

Andrzej Plęs
Pacjent przyjęty jest odpłatnie, po czym lekarz wykazuje go Funduszowi, by jeszcze raz wziąć pieniądze za usługę. Oto jeden ze sposobów wyłudzania pieniędzy z NFZ.
Pacjent przyjęty jest odpłatnie, po czym lekarz wykazuje go Funduszowi, by jeszcze raz wziąć pieniądze za usługę. Oto jeden ze sposobów wyłudzania pieniędzy z NFZ. Krzysztof Łokaj
Lewi pacjenci, fałszowanie dokumentacji, podwójna kasa za usługi. Z budżetu Narodowego Funduszu Zdrowia co roku wyłudzane są miliony.

W 2013 roku rzeszowski oddział NFZ przeprowadził 191 kontroli realizacji kontraktów. W ich wyniku świadczeniodawcy (lekarze na kontraktach, szpitale, przychodnie) musieli zwrócić funduszowi 3 931 830 zł. Na podstawie niektórych kontroli na świadczeniodawców nałożono łącznie 845 920 zł kar

Dwa miliony pacjentów w województwie, ok. 800 tysięcy świadczeń medycznych miesięcznie, kilogramy wypisywanych każdego miesiąca recept - Narodowy Fundusz Zdrowia płaci. Czasem za coś, za co płacić nie powinien.

Dzieci w jednej z rzeszowskich szkół musiały mieć zęby w ruinie. Tak przynajmniej wynikało z zestawień świadczeń stomatologicznych, jakie do podkarpackiego oddziału NFZ wysłała pani doktor, prowadząca w tej szkole gabinet dentystyczny.

Młodzież szkolną przyjmowała tłumnie, dopóki rodzice kilku z nich nie połapali się, że ich dzieciom leczono zęby, które tak naprawdę nie były leczone, lakierowano, choć nigdy lakierowane nie były.

Zaalarmowany NFZ wysłał ok. 1400 ankiet do rodziców dzieci, które pani doktor przez cztery lata wykazywała jako pacjentów w zestawieniach do rozliczeń z budżetu Funduszu. Z pytaniem do każdego z osobna: czy takie a takie usługi były w tych a tych dniach świadczone.

Odpowiedzi wciąż spływają, nieoficjalnie wiadomo, że zdecydowana większość z nich brzmi, iż dziecko gabinetu pani doktor nie widziało na oczy.

Na koniec NFZ podliczy, na ile dentystka oszukała Fundusz, tymczasem wypowiedział jej kontrakt, za to zainteresowała się nią prokuratura.

W trakcie kontroli jest bardzo podobna sytuacja, w której lekarz stomatolog kazał sobie płacić z budżetu NFZ za pacjentów, których w ogóle nie leczył.

Spokojnie, to tylko pomyłka

Nadprodukcję pacjentów pani stomatolog ujawnili rodzice, kiedy sprawdzili sobie na stronie internetowej Zintegrowanego Informatora Pacjenta, na co leczone są ich dzieci.

Codziennie do rzeszowskiego oddziału NFZ wpływa kilka skarg pacjentów z podejrzeniami o nieprawidłowości. Wiele z nich okazuje się być pomyłkami lekarzy, którzy w wykazach dla NFZ wpisują błędne dane pacjenta. Wystarczy pomyłka w numerze pesel, by pacjentowi przypisać leczenie, któremu nigdy nie został poddany.

- Lekarze potrafią pomyłki udowodnić - mówi przedstawicielka Funduszu w Rzeszowie. - Jeśli pomylili się w numerze pesel, przysyłają dokumentację innego pacjenta, z której wynika, że świadczenia rzeczywiście zostały mu udzielone, tylko że w wyniku pomyłki poszły na konto innego pacjenta.

Tak było w przypadku mieszkanki z Zachodniopomorskiego, która "leczyła się" w jednej z tarnobrzeskich przychodni. Uświadomił ją ZIP, zastrzeżenia zgłosiła do NFZ, kontrolerzy tej instytucji sprawdzili: pani nigdy nie była w Tarnobrzegu. I w tym przypadku lekarz błędnie wpisał pesel pacjenta, akurat pani z drugiego końca Polski.

Zysk na oszustwie

Nie wszystko da się wyjaśnić pomyłkami w dokumentacji medycznej. Nie da się w ten sposób wyjaśnić, dlaczego zdarza się, że niektórzy stomatolodzy przyjmują pacjentów odpłatnie, po czym tych samych pacjentów wykazują Funduszowi, by w ramach podpisanego z nimi kontraktu płacił za rwanie i borowanie ich zębów.

Oczywiście - nie przyznając się, że od pacjenta pobrali już za to pieniądze. Oszustwo i wyłudzenie niemożliwe do udowodnienia bez interwencji samych pacjentów, którzy potwierdziliby, że płacili za coś, za co potem NFZ zapłacił raz jeszcze.

- Bo nie mamy żadnego dostępu do dokumentacji leczenia prywatnego, do kart pacjentów, do przebiegu leczenia - tłumaczą w NFZ.

Pewne nieprawidłowości mogą wykazać jednak same rejestry Funduszu. Przykład - ginekolog z okolic Strzyżowa, który w dzień sylwestrowy przyjął 70 pacjentek, za wszystkie kazał sobie płacić z puli NFZ.

W dokumentacji wszystko grało, ale 70 pacjentek ginekologicznych w jeden dzień? Przeciwko temu buntował się zdrowy rozsądek.

Trzeba było doniesienia do prokuratury, ta miała uprawnienia do przesłuchania owych 70 kobiet, większość z nich oświadczyła, że tego dnia nie korzystała z uprzejmości lekarza.

Jeszcze trudniej niż w przypadku prywatnej praktyki lekarskiej, wykazać nieprawidłowości w leczeniu szpitalnym. Wystarczy "obciążyć" pacjenta w karcie choroby dodatkowymi dolegliwościami i -wciąż w karcie choroby - prowadzić terapię, wszystko to wykazać w rozliczeniach z NFZ, by zyskać z Funduszu dodatkowe sumy.

Albo wypisać pacjenta do domu, ale w jego dokumentacji medycznej "przedłużyć" mu pobyt na oddziale o dzień, dwa i trzy, i za te dni NFZ też będzie musiał zapłacić.

- Na przykład operacja na rogówce oka może być rozpisana szczegółowo na kilkanaście procedur medycznych, wyżej lub niżej refundowanych przez NFZ - tłumaczy jeden z pracowników Funduszu. - Jeśli chce się wyłudzić pieniądze, wystarczy wykonać procedury niżej płatne, a do dokumentacji wpisać te wyżej płatne.

Kontrolerom NFZ niełatwo jest wykazać, że hospitalizacja pacjenta jest niezasadna, że jego dolegliwość mogła wyleczyć jedna wizyta w przychodni.

Tyle że w interesie szpitala jest przyjąć pacjenta na oddział, trzymać tak długo, jak to będzie korzystne niebudzące podejrzeń. Albo przyjmuje się w szpitalu pacjentów na badania diagnostyczne, które można wykonać w warunkach ambulatoryjnych.

Nikt oficjalnie nie przyzna, że to jeden ze sposobów na ratowanie budżetów - przede wszystkim - szpitali powiatowych, które upaść nie mogą, choćby z powodów politycznych.

Kolejny sposób na uzyskanie nieuprawnionej refundacji: zakład opiekuńczo-leczniczy karmi pacjentów dojelitowo specjalnymi preparatami, a przynajmniej wykazuje to wobec NFZ.

Kontrola Funduszu stwierdza, że zakład w ogóle takich preparatów nie kupował, a pacjenci karmieni byli normalnie, choć łyżeczkami. I kolejny: pielęgniarka środowiskowa każe sobie refundować opiekę nad pacjentami, u których nigdy nie bywa.

Kontrola nie jest szczelna

System NFZ może wykazać, że stomatolog leczył zęby pacjentowi nieżyjącemu od czterech miesięcy. Może wykazać, że lekarz podejrzanie często przepisuje ten sam lek, w całości lub częściowo refundowany przez Fundusz.

Tak było w przypadku medykamentu Minirin, stosowanego dla pacjentów chorych na moczówkę prostą, efekt schorzenia przysadki mózgowej. Takich na Podkarpaciu jest kilkudziesięciu, więc skąd tak duży popyt na Minirin?

Bo lekarze stosują go także wobec pacjentów z moczeniem nocnym. Z medycznego punktu widzenia, to nie przestępstwo, tylko że pacjentów chorych na moczówkę lek wart kilkaset złotych kosztuje złotych kilka, bo resztę refunduje NFZ. Pacjenci z moczeniem nocnym muszą zaś płacić sto procent ceny.

System NFZ może sprawdzić, czy wobec pacjenta szpitalnego zastosowano właściwe i uzasadnione procedury terapeutyczne, bo to może wykazać dokumentacja medyczna. Tylko że NFZ nie może potwierdzić, czy... taki pacjent w ogóle był w szpitalu.

Nie może, bo nie ma uprawnień policyjnych i prokuratorskich. Kontrola NFZ nawet nie ma prawa badać pacjenta, więc nie jest w stanie stwierdzić, że leczenie, za jakie płaci, było zasadne. I tu pojawia się możliwość reperowania szpitalnych budżetów.

W trakcie minionego roku rzeszowski oddział NFZ skierował do prokuratury trzy zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Jedno z nich dotyczy wspomnianej pani stomatolog z Rzeszowa.

Drugie doniesienie mówi o lekarzu POZ z okolic Tarnobrzega, który kazał sobie płacić z puli Funduszu za leczenie pacjentów spoza listy tych, którzy wybrali go na swojego lekarza rodzinnego i na których lekarz dostaje z Funduszu roczny ryczałt.

Jednak w stanach nagłych każdy człowiek mógł się zgłosić do niego po pomoc i takich pacjentów, w lawinowej liczbie, wykazywał Funduszowi. I w dodatku byli to pacjenci spoza województwa podkarpackiego. Za wizytę każdego z nich kazał sobie płacić 45 zł.

Prokuratorskie śledztwo ma wykazać, ilu z nich rzeczywiście korzystało z pomocy tego lekarza. A kontrola NFZ - na ile pan doktor próbował oszukać Fundusz. Trzecie doniesienie dotyczyło sfałszowania recepty przez lekarza, który nie przyznaje się do tego, żeby taką receptę wystawiał.

- Pocieszające jest to, że ludzie zaczynają się interesować jak, czym i za ile byli leczeni - tłumaczy pani z wydziału świadczeń oddziału NFZ. - W razie wątpliwości - interweniują u nas. I bardzo ich wkurza, kiedy się dowiadują, że płacili tysiące złotych za leczenie czegoś, za co Fundusz potem zapłacił kolejne tysiące. A lekarz im stale wmawiał, że "na NFZ nic im się nie należy" i muszą płacić z własnej kieszeni.

Ze Zintegrowanego Informatora Pacjenta korzysta na Podkarpaciu na razie tylko ok. 38 tysięcy, na blisko 2 mln, pacjentów. Należy się spodziewać, że im więcej będzie tych korzystających, tym więcej będzie skarg. I tym mniej prób wyłudzeń. Choć może nigdy nie uda się precyzyjnie ustalić, ile złotówek jest z Funduszu wykradanych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24