Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wspomnienie siostrzenicy Kornela Makuszyńskiego: wujek nas rozpieszczał

Cezary Kassak
Jadwiga Tarnawska napisała kronikę trzech pokoleń rodu Makuszyńskich. Z pietyzmem przechowuje rodzinne pamiątki, dokumenty, a także teksty prasowe poświęcone sławnemu wujkowi.
Jadwiga Tarnawska napisała kronikę trzech pokoleń rodu Makuszyńskich. Z pietyzmem przechowuje rodzinne pamiątki, dokumenty, a także teksty prasowe poświęcone sławnemu wujkowi. Cezary Kassak
O Kornelu Makuszyńskim i jego związkach z naszym regionem opowiada Jadwiga Tarnawska ze Stalowej Woli, najbliższa żyjąca krewna znanego pisarza.

- No tak, w rodzinie jestem już "ostatnim Mohikaninem", przynajmniej jeśli chodzi o moje pokolenie - mówi Jadwiga Tarnawska, mieszkanka Stalowej Woli. Jej mama, Helena, była siostrą Kornela Makuszyńskiego.

Tego samego, który w dwudziestoleciu międzywojennym należał do najpoczytniejszych pisarzy w naszym kraju i którego książki, takie jak "Przygody Koziołka Matołka", "O dwóch takich, co ukradli księżyc", "Panna z mokrą głową" czy "Szatan z siódmej klasy", do dzisiaj mają wzięcie nie tylko wśród młodych czytelników.

Kiedy pani Jadwiga przyszła na świat, Makuszyński mieszkał w Warszawie. Urodził się jednak w Stryju (dziś Ukraina) i tam spędził dzieciństwo. - Z relacji mamy wiem, że wujek Kornel był chłopcem rozhukanym, wyczyniał rozmaite swawole.

Często przebywał na błoniach, gdzie z kolegami bawili się na przykład w Indian. Zdarzało się, że podczas tych zabaw zniszczył buty. Aby zatrzymać go w domu, jego mama czasem mu je chowała, on jednak potrafił tak długo myszkować po mieszkaniu, aż te buty znalazł - opowiada Jadwiga Tarnawska.

Niesforny bywał i w szkole. Naukę na poziomie gimnazjum zaczął w Stryju, lecz po napisaniu sarkastycznego wierszyka o katechecie został skreślony z listy uczniów.

Edukację w ramach II klasy zdobywał w murach gimnazjum w Przemyślu (artykuł na ten temat opublikowaliśmy w magazynie Nowin 9 sierpnia br.), ale i tu zabawił tylko rok. - Potem uczęszczał do prowadzonego przez jezuitów gimnazjum w Chyrowie - wyjaśnia Tarnawska. - Od szóstej klasy uczył się we Lwowie, gdzie zdał maturę.

Literat i… finansista

Już jako 16-latek publikował wiersze w lwowskim dzienniku "Słowo Polskie". Jego kariera literacka nabrała przyspieszenia po tym, kiedy przeprowadził się do Warszawy. Dzięki swoim książkom stał się człowiekiem zamożnym.

Słynął z tego, że miał szeroki gest. Przyjaciołom fundował obiady w najdroższych restauracjach, a biednym góralskim dzieciom - stypendia i… narty. Nie zapominał przy tym o swoich krewnych.

- Zapamiętałam go jako swego rodzaju finansistę, który mocno wspomagał rodzinę - podkreśla Jadwiga Tarnawska. - Jego matka miała rentę po mężu, mimo to Kornel co miesiąc podsyłał jej pieniądze. Nie tylko na święta słał paczki ze słodyczami.

Znajdowały się w nich rarytasy, jakich nikt z nas wcześniej nawet nie widywał na oczy. Marcepany, kasztany jadalne czy ciastka-bombki, z których po ugryzieniu "wystrzeliwał" cukier puder. Jako dzieci oblegaliśmy każdą taką paczkę, a babcia chętnie się z nami dzieliła.

Pani Jadwiga, ucząc się w gimnazjum, miała wraz z rodzeństwem specjalne konto w przedsiębiorstwie wydawniczym Gebethner i Wolff.

- Z każdym nowym rokiem szkolnym wysyłaliśmy do wydawnictwa wykaz książek, jakich potrzebujemy do szkoły. I książki przychodziły do nas w ogromnej paczce. Wiadomo, że stał za tym wujek Kornel, bo firma Gebethner i Wolff była wydawcą jego utworów - tłumaczy.

Gratis dostawali też, oczywiście, dzieła samego Makuszyńskiego.

- Pewnego razu książki przywiózł nam osobiście. Mnie podarował "O dwóch takich, co ukradli księżyc". Moja siostra, Dioniza, otrzymała "Awanturę o Basię" z piękną dedykacją: "Gdy Dyzia będzie czytać biednej Basi dzieje, niech jednym oczkiem płacze, a drugim się śmieje". Byłam nawet trochę zazdrosna, że on jej napisał taką cudowną dedykację, a mnie dość standardową: "Kochanej Wisi" czy jakoś tak - uśmiecha się siostrzenica pisarza.

Trzy siostry osiadły w naszym regionie

Autor "Szaleństw panny Ewy" wywodził się ze szlacheckiego rodu, pieczętującego się herbem "Przyjaciel". Jego matka, Julia z Ogonowskich, zajmowała się, tak jak większość kobiet w tamtych czasach, prowadzeniem domu i wychowywaniem dzieci.

Kornel, nawet gdy mieszkał już z dala od Stryja, regularnie matkę odwiedzał. - Przy okazji wpadał i do nas. Zresztą pod koniec życia babcia Julia zamieszkała w naszym domu - zaznacza pani Jadwiga.

Według rodzinnych przekazów, Edward Makuszyński, ojciec pisarza, był prawnikiem. Służył też w wojsku austriackim. Porzucił jednak mundur oficera i przystąpił do powstania styczniowego. W rodzinie często krążyła opowieść o tym, jak Edward z tego powstania wracał.

Był w grupie kilku osób; wędrowali głodni, zziębnięci. Dwóch z nich poszło na wieś zdobyć coś do jedzenia. Miejscowi chłopi złapali ich i zabili.

Edward z pozostałymi towarzyszami czekał w lesie i to zapewne uratowało mu życie. By uniknąć kary za dezercję z austriackiej armii, przedostał się do Besarabii. Po paru latach wrócił do Stryja.

Kornel Makuszyński miał sześć sióstr. Był jeszcze brat Edward, ale przeżył tylko kilka miesięcy (zmarł na szkarlatynę). Siostra Ludmiła, w gronie najbliższych nazywana Emilią, mieszkała przez jakiś w Krywem niedaleko Cisnej.

Później przeniosła się do wioski Huzele pod Leskiem. Jak ustaliła dziennikarka "Echa Bieszczadów" Jadwiga Szurlej, Ludmiła zmarła w 1957 roku i została pochowana w Lesku.

- Moja mama, Helena Górzycka, zmarła w 1972 roku w Rozwadowie (wówczas było to samodzielne miasto, dzisiaj dzielnica Stalowej Woli - dop. red.) - wspomina Tarnawska. - Przyjechaliśmy tu w 1945 r., po tym, jak Rosjanie wyrzucili nas ze Stryja. Kierunek Rozwadów obraliśmy dlatego, że w nieodległym Skowierzynie mieszkali moja siostra i szwagier. Jechaliśmy wagonem towarowym, podróż trwała ponad miesiąc... Ciągle były jakieś postoje, a zdarzało się, że nawet zawracano nas z drogi. W Leżajsku staliśmy przez tydzień! Nikt się nie zainteresował tym, że w wagonie są ludzie, nikt nie zapytał, czy wam czegoś potrzeba? Pamiętam, że poszłam do naczelnika stacji z prośbą, aby nasz wagon dołączono do osobowych pociągów, kursujących tą trasą. Powiedział, że jak się da, to się zrobi… Tylko że my nie mieliśmy z czego dawać. Dopiero moja interwencja u dyspozytorki-Rosjanki sprawiła, że dotarliśmy do Rozwadowa.

Inna siostra pisarza, Karolina, ze Stryja przeprowadziła się do Lwowa, a następnie do Chodorowa. Jej mąż, Ludwik Liskowacki, był z pochodzenia Węgrem. Liskowaccy również zostali zmuszeni do tego, by pozostawić swój majątek na Wschodzie. Osiedlili się w Rzeszowie.

- Ciotka Karolina mieszkała najpierw w barakach przy ul. Kościuszki, a potem przy ul. Lwowskiej - zapamiętała pani Jadwiga. - Ostatnie lata życia spędziła w Domu Pomocy Społecznej w Wysocku koło Jarosławia. Moja mama z nią korespondowała, wysyłała jej paczki. Ciocia zmarła chyba na początku lat 70. Wcześniej w Nowinach Rzeszowskich ukazał się tekst o DPS w Wysocku, a w nim była wzmianka o ciotce oraz jej zdjęcie.

Mity i przeinaczenia

O Kornelu Makuszyńskim tekstów powstało bez liku i… nie zawsze podawano w nich prawdziwe informacje.

- Przypominam sobie pewne zdarzenie; byłam wtedy niedorostkiem. Przybiegły do nas ciotki Matylda i Wilhelmina, z krzykiem i sensacyjną wiadomością: Kornel ma syna! - wspomina nasza rozmówczyni. - Pokazały przy tym gazetę, w której nie tylko napisano o synu - po ojcu miał mieć na imię Kornel - ale nawet zamieszczono jego zdjęcie. W rodzinie nikt o istnieniu Kornela-juniora nie wiedział, wychodziło więc na to, że wujek ukrył ten fakt przed nami. Przy najbliższej sposobności moja mama go zapytała: czemu nie powiedziałeś, że masz syna? On na to: jakiego syna, o czym ty mówisz? Gdy zobaczył artykuł w prasie, pokiwał głową i powiedział: czegóż te pismaki nie wymyślą. Bo w rzeczywistości, choć był dwukrotnie żonaty, potomka się nie doczekał...

Współcześni biografowie autora "Szaleństw panny Ewy" zwykle podają, że był on siódmym z kolei dzieckiem swoich rodziców. Siódma i ostatnia była jednak mama Jadwigi Tarnawskiej. Urodziła się w 1887 roku, a Kornel Makuszyński - w 1884.

- Do mojej mamy zawsze miał sentyment. Tylko od niej był starszy i pod nieobecność rodziców czy pozostałych sióstr często się nią opiekował.

W wielu źródłach można wyczytać, że ojciec pisarza osierocił rodzinę, gdy Kornel miał 10 lat. - Znów nieprawda - zapewnia Jadwiga Tarnawska i na dowód pokazuje - przysłany przez Centralne Archiwum we Lwowie - wyciąg z aktu zgonu Edwarda Makuszyńskiego. Zmarł on w kwietniu 1896 roku. Przyszły literat miał więc wtedy 12 lat.

Ostatnie spotkanie

Ostatni raz pani Jadwiga widziała wujka w listopadzie 1938 r. na pogrzebie jego matki.

- Nawet witałam go na dworcu, przyjechał pociągiem ze Lwowa. W kondukcie żałobnym szliśmy obok siebie. Później, niestety, nie miałam już okazji z nim rozmawiać. Powiem szczerze, że nie byłam nawet na jego pogrzebie (zmarł 31 lipca 1953 roku - dop. red.). Przebywałam wtedy z mężem i dziećmi na wczasach w Łebie. O tym, że wujek nie żyje, dowiedzieliśmy się dopiero w dniu pogrzebu i nie było już możliwości, żeby na czas dotrzeć do Zakopanego. Potem nieraz odwiedzałam jego grób na Pęksowym Brzyzku. Ostatnio - w ubiegłym roku. Jak zdrowie pozwoli, na pewno jeszcze tam kiedyś pojadę...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24