Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podejrzany o brutalny napad w Orłach wyszedł z aresztu

Norbert Ziętal
Do brutalneg napadu w Orłach doszło w grudniu 2011 r. Dopiero po kilkunastu miesiącach policji udało się zatrzymać sprawców.
Do brutalneg napadu w Orłach doszło w grudniu 2011 r. Dopiero po kilkunastu miesiącach policji udało się zatrzymać sprawców. Norbert Ziętal
- Nie posyłam dziecka do przedszkola. Boję się wychodzić z domu. Od kilku dni żyjemy w ciągłym strachu - opowiada pani Bożena, poszkodowana w brutalnym napadzie. Jeden z podejrzanych o ten czyn właśnie wyszedł z tymczasowego aresztu.

To był jeden z głośniejszych na Podkarpaciu napadów w ostatnich latach. 12 grudnia 2011 r. przebrani w policyjne kamizelki bandyci, wtargnęli do domu młodego małżeństwa. Taśmą pakową związali 24-letnią kobietę, na oczach jej 2,5-rocznego synka. Przez kilka godzin czekali na przyjście jej męża. Gdy się doczekali, brutalnie go pobili.

Według informacji prasowych zrabowali ok. 20 tys. złotych oraz dokumenty i kluczyki do stojących przed domem samochodów. Później okazało się, że wśród czterech podejrzanych o ten napad jest policjant.

- To co wtedy przeżyliśmy, jest nie do opowiedzenia. Zwłaszcza ucierpiał nasz synek. Pomimo, że fizycznie nic mu się nie stało, to zdarzenie odbije się na nim na długo - mówi pani Bożena.

Jeden z podejrzanych to policjant

Sprawcy po napadzie przepadli. Po kilkunastu miesiącach sprawa wydawała się nie do rozwiązania. Pomógł przypadek i dobra praca techników kryminalistycznych, którzy zabezpieczali ślady na miejscu. W Toruniu, na innym przestępstwie, wpadł mężczyzna. Po porównaniu odcisków palców okazało się, że brał udział w napadzie w Orłach. W czerwcu tego roku policja dotarła do trzech innych napastników.

Trzech mężczyzn zostało aresztowanych, w tym policjant z Torunia. Czwarty otrzymał dozór policyjny. Dwóch z nich przyznało się, pozostali zaprzeczają.

- Jesteśmy przerażeni. Jeden z tych bandytów, kiedy sprawa nawet nie trafiła jeszcze do sądu, opuścił już areszt. Zostaliśmy o tym powiadomieni po fakcie - opowiada pan Mariusz.

Pokazuje pismo z przemyskiej Prokuratury Rejonowej, podpisane przez prowadzącego sprawę prokuratora Jacka Staszczaka. Wynika z niego, że faktycznie jeden z podejrzanych, Robert B., kilka dni temu opuścił tymczasowy areszt. Ma dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju.

- Być może tamtych dwóch też wyjdzie. I co wtedy? Już się boimy, przecież jak raz nas napadli, to mogą to powtórzyć, albo zlecić komuś innemu - twierdzi pan Mariusz.

- Od chwili, gdy dostaliśmy to pismo z prokuratury, nie posyłam synka do przedszkola. Sama też boję się wychodzić - opowiada pani Bożena.

Stojący na skraju wsi dom ma solidne ogrodzenie i sporą bramę. Podwórka pilnuje groźny pies. To zabezpieczenia wprowadzone przez domowników już po napadzie.

- To nie do pomyślenia. Przecież oni mają zarzuty z najpoważniejszego po zabójstwie artykułu kodeksu karnego. Grozi im więzienie. Tymczasem jeszcze przed procesem są wypuszczani - dziwi się pan Mariusz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24