- Co u ciebie słychać?...
- Dziękuję. Wszystko dobrze. 18 lat temu wyjechałem zagranicę. Mieszkam i pracuję w Paryżu, mam szczęśliwą rodzinę - żonę, syna, który bardzo dobrze się uczy. Raz w roku przyjeżdżam do Polski.
Oczywiście, interesuję się wynikami rzeszowskich żużlowców, oglądam ich mecze w telewizji lub w Internecie. Na żywo widziałem spotkanie z Falubazem. Obecnie, razem z kibicami ubolewam nad degradacją drużyny do I ligi. Przykro, że tak się stało. Było w tym trochę pecha.
- W 1988 roku Stal wygrała baraże ze Spartą Wrocław. Nic nie zapowiadało, że będzie to ostatni rok twoich startów na żużlu. Tym bardziej, że prezentowałeś świetną formę, byłeś jednym z najlepszych zawodników. W następnym roku do Rzeszowa przyszedł Jan Krzystyniak, mówiło się, że drużyna ma ambicję na mistrzostwo Polski, a tymczasem Czarnecki powiedział do widzenia. Dlaczego?
- W tamtym meczu ze Spartą zrobiłem chyba komplet punktów. Wracając jednak do pytania, to pewnie, że mogłem, chciałem i czułem się na siłach, aby nadal jeździć na żużlu. Niestety, sytuacja mnie do tego zmusiła, że odszedłem. Nie mogłem się dogadać z klubem, powiedziałem dosyć.
Oczywiście, mogłem przejść do innego zespołu, miałem nawet takie propozycje, m.in. z Tarnowa, ale byłem tak rozgoryczony, że kiedy potrzebowałem jego wsparcia i pomocy, mój macierzysty klub zostawił mnie samemu sobie. Działacze nagle zapomnieli, jak ze złamanymi żebrami, owinięty bandażami, siadałem na motocykl, bo były ważne mecze.
Bardzo bolało, że nikt mi nie podał ręki, a na dodatek jeszcze zagrożono mi dwuletnią dyskwalifikacją.
- O co konkretnie poszło?
- Miałem skomplikowaną sytuację życiową. Musiałem zmienić mieszkanie. Nie stawiałem żadnego ultimatum, tylko poprosiłem klub, aby mi pomógł. Myślałem, że mu na mnie zależy, bo po przyjściu Krzystyniaka, rzeczywiście zaczęto mówić o zdobyciu mistrzostwa Polski.
- O jaką kasę chodziło?
- O jedną setną kontraktu Janka Krzystyniaka, którego przyjście uważałem za bardzo potrzebne. Z nieoficjalnych informacji wynikało, że kosztował on 100 mln złotych. Nie wspomnę o polonezie za około 6 mln.
Chciałem, aby klub pomógł mi w zakupie parkietu do mieszkania. Nie udało się. Odszedłem, nie robiłem tragedii, ale też nikt za mną nawet zadzwonił, nikt nie podszedł do mnie, aby porozmawiać jakby to wszystkim było na rękę.
Pewnie bym zmienił zdanie, bo Stal to była moja drużyna. Mogłem jeszcze z powodzeniem 3-4 sezony. Dotarło do mnie, że gdybym złapał jakąś kontuzję, to pozostałbym pozostawiony sam sobie.
Nie doczekałem się ani pożegnania na stadionie po 13 latach startów, choć pożegnali mnie poza klubem kibice, nie zaproszono mnie nawet na ostatni jubileusz. Tak sobie myślę, że gdybym wtedy został, to z tak bardzo dobrym zawodnikiem w składzie jak Krzystyniak moglibyśmy powojować o mistrza.
- Na żużlu zacząłeś jeździć bardzo późno?...
- Miałem już 23 lata, jak trafiłem do szkółki, którą prowadził Marian Krajewski. Kiedy zjawiłem się w klubie i powiedziałem ile mam lat, oświadczono mi, że jest już za późno, że jestem już stary gość.
Jednak ówczesny trener Józef Batko powiedział, że zaryzykuje i zapisał mnie do tej szkółki. Pamiętam, że jak przyszliśmy na pierwsze zebranie, było nas pewnie około 120 chłopaków.
Przez pewien czas trenowałem i pracowałem. Dość powiedzieć, że zrobiła się wtedy dobra drużyna. Jeździli w niej m.in. Grzesiek Kuźniar, Janusz Stachyra, Romek Gieroń, Antek Krzywonos, Rysiek Romaniak.
- Pamiętam cię jako wyjątkowego żużlowego pedanta. Zawsze elegancki, zawsze przygotowany, czyściutki kombinezon, motor aż się świecił. Na torze też świetna sylwetka. Mucha nie siada...
- Tak było i to mi pozostało do dziś. W wojsku się tego nauczyłem, bo normalnie spędziłem dwa lata w zasadniczej służbie, byłem chyba jedynym takim zawodnikiem.
Motor i skórę starałem się trzymać zawsze w czystości i w moje ślady poszli inni zawodnicy.
- Byłeś jednym z najskuteczniejszych zawodników Stali.
- Grzesiek Kuźniar był wtedy najlepszy. Potem ja wskoczyłem na jego miejsce. U siebie byłem pewnym punktem drużyny, a na wyjeździe miałem pewne problemy. Do dziś mi pozostało w pamięci, że w ostatnim bodajże roku w drugiej lidze moja średnia wynosiła 2, 74 pkt.
- Rzeczywiście, w Rzeszowie wymiatałeś przeciwników...
- Zdobywałem z reguły po 13-14 punktów, ale były też komplety.
- Uciekałeś rywalom ze startu i pędziłeś do mety...
- Tak, mnie interesowały starty, z walką na dystansie było gorzej. Jeżeli chodzi o starty, to wypracowałem sobie pewne rzeczy do perfekcji i nie miałem z nimi problemów.
- Można było wtedy dorobić się na żużlu?
- Kokosów się nie dorobiłem. Miałem pensję z WSK, nie było ona wielka, ale była, potem weszły stypendia. No i jak ktoś zdobywał wiele punktów, to można było normalnie żyć.
- Jak porównujesz obecny żużel i ten z twojego okresu, to co się przede wszystkim zmieniło?
- Duże zmiany są w sprzęcie. Myśmy taki dobrych motorów nie mieli, jeździliśmy na jawach i goddenach. Obecny sprzęt jest bardziej niezawodny, sprawny. Najczęściej narzekałem na sprzęgło, że mnie ciągnęło.
Dzisiaj sprzęgło to igła. Kiedyś najeżdżało się na taśmę, obecnie przed startem trzeba nieruchomo stać. Mnie się jednak nie zdarzało, abym urywał taśmę, miałem dobre wyczucie, umiejętnie też kręciłem gazem.
- Kibice o tobie pamiętali i doceniali twoją jazdę i przywiązanie do stalowskich barw...
- To bardzo miłe. Byłem wybierany do drużyny marzeń Stali, cztery razy byłem wybierany do "10" najlepszych sportowców Polski południowo-wschodniej, w plebiscycie organizowanym przez Nowiny.
Miałem wprawdzie kilka kontuzji, ale zawsze się po nich pozbierałem. Nie był to zły okres w moim życiu, w każdym razie niczego nie żałuję.
- Dziękuję. Wszystko dobrze. 18 lat temu wyjechałem zagranicę. Mieszkam i pracuję w Paryżu, mam szczęśliwą rodzinę - żonę, syna, który bardzo dobrze się uczy. Raz w roku przyjeżdżam do Polski.
Oczywiście, interesuję się wynikami rzeszowskich żużlowców, oglądam ich mecze w telewizji lub w Internecie. Na żywo widziałem spotkanie z Falubazem. Obecnie, razem z kibicami ubolewam nad degradacją drużyny do I ligi. Przykro, że tak się stało. Było w tym trochę pecha.
- W 1988 roku Stal wygrała baraże ze Spartą Wrocław. Nic nie zapowiadało, że będzie to ostatni rok twoich startów na żużlu. Tym bardziej, że prezentowałeś świetną formę, byłeś jednym z najlepszych zawodników. W następnym roku do Rzeszowa przyszedł Jan Krzystyniak, mówiło się, że drużyna ma ambicję na mistrzostwo Polski, a tymczasem Czarnecki powiedział do widzenia. Dlaczego?
- W tamtym meczu ze Spartą zrobiłem chyba komplet punktów. Wracając jednak do pytania, to pewnie, że mogłem, chciałem i czułem się na siłach, aby nadal jeździć na żużlu. Niestety, sytuacja mnie do tego zmusiła, że odszedłem. Nie mogłem się dogadać z klubem, powiedziałem dosyć.
Oczywiście, mogłem przejść do innego zespołu, miałem nawet takie propozycje, m.in. z Tarnowa, ale byłem tak rozgoryczony, że kiedy potrzebowałem jego wsparcia i pomocy, mój macierzysty klub zostawił mnie samemu sobie. Działacze nagle zapomnieli, jak ze złamanymi żebrami, owinięty bandażami, siadałem na motocykl, bo były ważne mecze.
Bardzo bolało, że nikt mi nie podał ręki, a na dodatek jeszcze zagrożono mi dwuletnią dyskwalifikacją.
- O co konkretnie poszło?
- Miałem skomplikowaną sytuację życiową. Musiałem zmienić mieszkanie. Nie stawiałem żadnego ultimatum, tylko poprosiłem klub, aby mi pomógł. Myślałem, że mu na mnie zależy, bo po przyjściu Krzystyniaka, rzeczywiście zaczęto mówić o zdobyciu mistrzostwa Polski.
O setną kontraktu Krzystyniaka
Wierzyłem, że będę jednym z elementów z tej wzmocnionej drużyny. Pojechałem z nią nawet na obóz przygotowawczy. Kiedy jednak zjawił się na nim przedstawiciel klubu i poinformował mnie, że nie mam co liczyć na pomoc, wyjechałem.- O jaką kasę chodziło?
- O jedną setną kontraktu Janka Krzystyniaka, którego przyjście uważałem za bardzo potrzebne. Z nieoficjalnych informacji wynikało, że kosztował on 100 mln złotych. Nie wspomnę o polonezie za około 6 mln.
Chciałem, aby klub pomógł mi w zakupie parkietu do mieszkania. Nie udało się. Odszedłem, nie robiłem tragedii, ale też nikt za mną nawet zadzwonił, nikt nie podszedł do mnie, aby porozmawiać jakby to wszystkim było na rękę.
Pewnie bym zmienił zdanie, bo Stal to była moja drużyna. Mogłem jeszcze z powodzeniem 3-4 sezony. Dotarło do mnie, że gdybym złapał jakąś kontuzję, to pozostałbym pozostawiony sam sobie.
Nie doczekałem się ani pożegnania na stadionie po 13 latach startów, choć pożegnali mnie poza klubem kibice, nie zaproszono mnie nawet na ostatni jubileusz. Tak sobie myślę, że gdybym wtedy został, to z tak bardzo dobrym zawodnikiem w składzie jak Krzystyniak moglibyśmy powojować o mistrza.
- Na żużlu zacząłeś jeździć bardzo późno?...
- Miałem już 23 lata, jak trafiłem do szkółki, którą prowadził Marian Krajewski. Kiedy zjawiłem się w klubie i powiedziałem ile mam lat, oświadczono mi, że jest już za późno, że jestem już stary gość.
Jednak ówczesny trener Józef Batko powiedział, że zaryzykuje i zapisał mnie do tej szkółki. Pamiętam, że jak przyszliśmy na pierwsze zebranie, było nas pewnie około 120 chłopaków.
Trenowałem i pracowałem
W ciągu roku towarzystwo systematycznie się wykruszało i licencję zdało nas trzech czy czterech, ale na końcu zostałem sam. Pracowałem wtedy już cztery lata w WSK, w wydziale kuźni, w kontroli.Przez pewien czas trenowałem i pracowałem. Dość powiedzieć, że zrobiła się wtedy dobra drużyna. Jeździli w niej m.in. Grzesiek Kuźniar, Janusz Stachyra, Romek Gieroń, Antek Krzywonos, Rysiek Romaniak.
- Pamiętam cię jako wyjątkowego żużlowego pedanta. Zawsze elegancki, zawsze przygotowany, czyściutki kombinezon, motor aż się świecił. Na torze też świetna sylwetka. Mucha nie siada...
- Tak było i to mi pozostało do dziś. W wojsku się tego nauczyłem, bo normalnie spędziłem dwa lata w zasadniczej służbie, byłem chyba jedynym takim zawodnikiem.
Motor i skórę starałem się trzymać zawsze w czystości i w moje ślady poszli inni zawodnicy.
- Byłeś jednym z najskuteczniejszych zawodników Stali.
- Grzesiek Kuźniar był wtedy najlepszy. Potem ja wskoczyłem na jego miejsce. U siebie byłem pewnym punktem drużyny, a na wyjeździe miałem pewne problemy. Do dziś mi pozostało w pamięci, że w ostatnim bodajże roku w drugiej lidze moja średnia wynosiła 2, 74 pkt.
- Rzeczywiście, w Rzeszowie wymiatałeś przeciwników...
- Zdobywałem z reguły po 13-14 punktów, ale były też komplety.
- Uciekałeś rywalom ze startu i pędziłeś do mety...
- Tak, mnie interesowały starty, z walką na dystansie było gorzej. Jeżeli chodzi o starty, to wypracowałem sobie pewne rzeczy do perfekcji i nie miałem z nimi problemów.
Lubiłem jeździć w turniejach
Lubiłem jeździć w turniejach. W domu naliczyłem 40 pucharów za miejsca na podium w takich zawodach. Przez dwa lata byłem w kadrze Polski, startowałem m.in. w eliminacjach do mistrzostw świata w Krsku.- Można było wtedy dorobić się na żużlu?
- Kokosów się nie dorobiłem. Miałem pensję z WSK, nie było ona wielka, ale była, potem weszły stypendia. No i jak ktoś zdobywał wiele punktów, to można było normalnie żyć.
- Jak porównujesz obecny żużel i ten z twojego okresu, to co się przede wszystkim zmieniło?
- Duże zmiany są w sprzęcie. Myśmy taki dobrych motorów nie mieli, jeździliśmy na jawach i goddenach. Obecny sprzęt jest bardziej niezawodny, sprawny. Najczęściej narzekałem na sprzęgło, że mnie ciągnęło.
Dzisiaj sprzęgło to igła. Kiedyś najeżdżało się na taśmę, obecnie przed startem trzeba nieruchomo stać. Mnie się jednak nie zdarzało, abym urywał taśmę, miałem dobre wyczucie, umiejętnie też kręciłem gazem.
- Kibice o tobie pamiętali i doceniali twoją jazdę i przywiązanie do stalowskich barw...
- To bardzo miłe. Byłem wybierany do drużyny marzeń Stali, cztery razy byłem wybierany do "10" najlepszych sportowców Polski południowo-wschodniej, w plebiscycie organizowanym przez Nowiny.
Miałem wprawdzie kilka kontuzji, ale zawsze się po nich pozbierałem. Nie był to zły okres w moim życiu, w każdym razie niczego nie żałuję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Dorosły syn Grechuty uciekł z domu na dwa lata. Prawdę powiedział po jego śmierci
- Tak wyglądają nieznani uczestnicy "Rolnik szuka żony". Fani muszą sporo nadrobić...
- Syn Bachledy-Curuś poszedł z ojcem w miasto! Przypomina mamę? | ZDJĘCIA
- Daniel Martyniuk uciekł z Polski. Niewiarygodne, kto mu towarzyszy