Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poza utartym szlakiem. Tego zwykły turysta nie zobaczy

Katarzyna Mularz
Taki widok można zobaczyć, podróżując barką po Nilu w Sudanie Południowym.
Taki widok można zobaczyć, podróżując barką po Nilu w Sudanie Południowym. Grzegorz Król
Są miejsca, które biura podróży omijają szerokim łukiem. Docierają tam tylko backpackerzy. Tacy, jak autorzy książki "Poza utartym szlakiem", która właśnie pojawiła się w księgarniach.

Co jakiś czas redakcyjny kolega Grzesiek Król oświadcza: - Katarzyna, idę na urlop. Cieszysz się?

I wtedy wiadomo, że nie jedzie wylegiwać się na greckich plażach, czy kontemplować piękno zamków nad Loarą. Raczej planuje jednoosobową wyprawę kajakiem po Amazonce, kopanie studni w Czadzie, albo pieszą wyprawę wzdłuż wybrzeży Azji. W każdym razie będzie to coś, co nawet nie przejdzie przez myśl turystom poruszającym się trasą proponowaną przez biuro podróży.

Kiedyś drogą lądową dotarł do Indii, a potem rowerem przejechał przez Sudan. Wrócił z opalenizną, workiem opowieści i wspomnieniem malarii. Zafascynowany Afryką odwiedził niedawno Egipt, skrzętnie omijając komercyjne piramidy. W redakcji pokazywał za to zdjęcia z wizyty w "mieście umarłych" (to tętniący życiem kairski cmentarz, pełniący rolę dzielnicy mieszkalnej).

- Katarzyna, w Petrze (Jordania - dop. KM) zapytany o drogę facet zaprosił nas do swojej wsi. Trzy dni bawiliśmy się na tamtejszym weselu. A ty na tej swojej "objazdówce" to najwyżej dostaniesz godzinę wolnego czasu na kupienie pamiątek. Czujesz różnicę? - powtarza często, bo od czterech lat próbuje namówić mnie do…

… podróżowania na własną rękę

[obrazek2] "Poza utartym szlakiem - reportaże z siedemnastu niezwykłych podróży" Wydawnictwo Mercator, 2013. Takich jak on, podróżników, którzy z rozmysłem wybierają trasy niewydeptane przez innych turystów, szukają nowych doświadczeń, niezwykłych kultur i zwykłych ludzi, można spotkać m.in. na Peronie4, czyli portalu o niezależnym podróżowaniu, który trzy lata temu powstał w Rzeszowie.

- Portal jest dla ludzi, którzy chcieliby gdzieś pojechać, ale albo się boją, albo nie mają pomysłu od czego zacząć. My chcemy pokazać, że najlepiej jest podróżować na własną rękę, bez biura podroży, które tylko nas ogranicza. Że nie ma się czego obawiać, można podróżować samemu albo z dzieckiem pod pachą, że da się to robić tanio, a czasem nawet i bez pieniędzy - mówi Grzegorz, peronowy pomysłodawca.

Peron4 powstał, kiedy Grzesiek ze znajomymi doszli do wniosku, że w internecie brakuje ciekawych i dobrze zrobionych stron podróżniczych. Portali niby sporo, ale albo nieaktualizowane, albo z błędami. Wyciągnęli swoje teksty, opisali własne doświadczenia, resztę zorganizowali od znajomych. I tak się zaczęło. Teraz publikują u nich bardziej i mniej znani polscy podróżnicy, którzy - tak jak oni - wolą zwiedzać świat na swój sposób.

- W ubiegłym roku ogłosiliśmy konkurs na najlepszy reportaż z podróży. Nagrodą miała być publikacja w książce. Zainteresowanie przeszło nasze najśmielsze oczekiwania, bo swoje teksty zgłosiło ponad sto osób - mówi Grzegorz.

Tak powstała książka "Poza utartym szlakiem", czyli zbiór siedemnastu reportaży z niezwykłych podróży po całym świecie.

- Ta książka to nasz pierwszy tak poważny projekt - tłumaczy rzeszowski podróżnik. - Teksty były tworzone specjalnie na jej potrzeby. Zbiór udało się wydać nakładem zaprzyjaźnionego, przemyskiego wydawnictwa Mercator.

W środku znajduje się dziesięć prac konkursowych, sześć tekstów osób, z którymi znamy się dzięki Peronowi, plus moja nudna opowieść o tym jak przez trzy tygodnie płynie się barką przez Sudan.

W czasie lektury odwiedzamy kilkanaście krajów, w tym głównie takich, które raczej nie figurują na listach najpopularniejszych kierunków turystycznych. Co ciekawe, autorkami większości tekstów są kobiety, a najlepiej opisanym kontynentem - Azja.

- Z dziewczynami, to chyba przypadek, bo w tej "branży" płeć nie ma większego znaczenia. Może po prostu ciekawiej piszą? - zastanawia się Grzesiek. - Natomiast Azja jest takim naturalnym celem dla Polaków. Łatwo tam dojechać, poza tym jest bardzo przystępna dla turystów i podróżujących z plecakiem backpackerów. Może jest trochę przereklamowana, ale i tak to dobry kierunek na początek.

W bengalskim szpitalu

Dhaka, stolica Bangladeszu, to jedno z ostatnich miejsc, w których chcielibyście zamieszkać. Co dzień zanieczyszczana przez ponad 14 milionów mieszkańców, wciąż zajmuje wysokie miejsce na listach najgorszych do życia miast naszej planety.

Do Bangladeszu Anna Burnat-Olech i jej mąż Krzysztof pojechali, można powiedzieć, zawodowo. Ona z wykształcenia jest lekarzem, on fizjoterapeutą. Oboje przez 2 miesiące pracowali w szpitalu w Dhace.

- To był nasz drugi pobyt w tym kraju. Najpierw pojechaliśmy turystycznie. Znajomy, który wiedział, że jesteśmy zakochani w Indiach, namówił nas na odwiedzenie Bangladeszu, bo - jak to określił - to są przerysowane, jaskrawe Indie. To było w 2008 r., trzy lata później zdecydowaliśmy się na wyjazd do Azji w ramach wolontariatu.

Marzeniem Anny i Krzysztofa "Ola" było, żeby poznać jakiś kraj "od środka". Nie tylko powierzchownie, jak podczas krótkiego wyjazdu, ale tak żeby choć trochę poczuć się w nim jak u siebie.

- Bangladesz to prawdziwy kraj - jak to się mówi - trzeciego świata - opowiada Anna. - My na Zachodzie nawet nie zdajemy sobie sprawy, że może istnieć taka bieda i nędza. Z drugiej strony mieszkańcy są niesamowicie gościnni, szczerze otwierają dom, lodówkę i dają gościowi to, co mają najlepsze.

Drugą rzeczą, która bardzo nas urzekła w Bangladeszu było to, że tam właściwie nie ma turystów. W ciągu naszego pobytu może spotkaliśmy cztery takie osoby.

Małżeństwo ma teraz "cichy plan" powrotu do Azji.

- Za pierwszym razem pojechaliśmy tam tuż po studiach. Idealistycznie wyobrażaliśmy sobie, że będziemy pomagać, ale to chyba my więcej skorzystaliśmy z wyjazdu. Teraz chcemy się dokształcić, żeby ten kolejny raz miał większy sens.

Dziewczyna sama w środku Azji

Tylko w jednym momencie weselny chaos ustąpił miejsca porządkowi - gdy podano do stołu (…). Przekazywano sobie z rąk do rąk wielkie palety z ryżem, a matki nowożeńców roznosiły w wielkich misach weselne mięso. Psie mięso. (…). W chrześcijańskich regionach Indonezji jest największym rarytasem serwowanym tylko podczas specjalnych okazji.

Natalia Mileszyk po Azji podróżowała przez dziewięć miesięcy. W tym czasie zdążyła odwiedzić Tajlandię, Indonezję, Mongolię, Laos, Kambodżę, Wietnam, Malezję, Chiny i Rosję. Sama, choć tego nie planowała. Zaraz na początku podróży jej współtowarzyszka poszła "za głosem serca" i poleciała do Meksyku. Natalia postanowiła jednak nie wracać do Polski.

- Wcześniej nigdy nie podróżowałam dłużej sama i stwierdziłam, że spróbuję. Tak mi się spodobało, że z bólem serca wracałam do Polski. Przez cały czas włóczęgi z plecakiem nie spotkała mnie żadna niemiła sytuacja. Ludzie wszędzie otaczali mnie niesamowitą opieką, może właśnie dlatego, że byłam samotnie podróżującą kobietą, wyróżniającą się od razu z tłumu - opowiada.

W Mongolii Natalia została kucharką. W zamian za wikt, miejsce do spania i konia, trzy razy dziennie gotowała posiłki dla pracowników jednego z hosteli nad jeziorem Khövsgöl. W Tajlandii mieszkała natomiast w wiosce tradycyjnego plemienia Akha, z którego pochodzi jej przyjaciel.

- To był chyba najciekawszy element mojej podróży. Dzięki Lee po paru dniach spędzonych z jego rodziną zaczęłam czuć się nie jak obca przybyszką z Europy, ale jak ktoś dla tych ludzi bliski. Mam nadzieję, że oni odbierali mój pobyt tak samo - opowiada.

Tam, gdzie krzyżują ludzi

Każdy chciał być jak najbliższej, pstryknąć z najlepszego ujęcia, jak najlepiej ująć wielkie gwoździe. Chcieli wszyscy, a miejsca było mało (...). Na tłum nie podziałał nawet protest przyszłego ukrzyżowanego, o którym chyba najwyraźniej zapomniano. Wstał na moment i zaszantażował, że jeśli się nie uspokoją, to on odmawia przybicia się.

Michał Lubina, wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego i wielki fan Azji, którą zjeździł prawie w całości, kilka lat temu postanowił w oryginalny sposób zaplanować spędzenie świąt wielkanocnych. Zamiast w tradycyjnym misterium, jakich w kraju wiele w tym czasie, brał udział w prawdziwym krzyżowaniu. Bez aktorów i udawania - były prawdziwe gwoździe i najprawdziwsza krew. Tylko "Chrystusów" więcej, bo krzyżowania odbywają się tam co roku od kilkudziesięciu lat. Niektórzy uczestnicy mają ich na koncie kilkanaście i więcej. Robią to bo - jak mówią - chcą podziękować Bogu za jakąś łaskę.

- Jako człowiek wierzący chciałem zrozumieć i zobaczyć, czy to jest dobre, czy złe - opowiada. - Nie potrafiłem wyrobić sobie zdania na podstawie relacji telewizyjnych. Okazja zbadania tego zjawiska pojawiła się, kiedy byłem na stypendium w Chinach. Stamtąd na Filipiny jest już blisko. Teraz już wiem, że nie tędy droga i to nie jest dobry sposób na okazanie wdzięczności. O tym właśnie jest mój tekst - opowiada Michał.

Krzyżują się tylko mężczyźni i tylko Filipińczycy. Kilka lat temu pewien Brytyjczyk uciekł w ostatniej chwili spod krzyża i wtedy obcokrajowcom zabroniono. Zresztą "obcy" i tak nie rozumieją o co w tym wszystkim chodzi.

- Najgorsze było nie samo widowisko i nawet nie krzyżujący się, do których zapałałem sporą sympatią, czy raczej współczuciem, ale to co z tym zrobiły media zachodnie - mówi Michał.

Do jednego z ukrzyżowanych, wiszących na krzyżu, podeszła dziennikarka znanej na świecie gazety i podtykając mu mikrofon pod głowę zapytała: "co czujesz?"…

***

Cytowane fragmenty pochodzą z reportaży: "Amar szonar Bangla" Anny Burnat-Olech, "Obrazki z podróży" Natalii Mileszyk i "Jezus z Cutud San Pedro" Michała Lubiny.

Książka pojawiła się już w księgarniach. Można ją też kupić na stronie peron4: Poza utartym szlakiem - zamówienie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24