Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wąglik na słowackiej fermie! Podkarpacie nie jest zagrożone

Ewa Gorczyca
Weterynarze uspokajają, że mięso chorych krów nie trafiło na Podkarpacie.
Weterynarze uspokajają, że mięso chorych krów nie trafiło na Podkarpacie. Krzysztof Kapica
Krowy na słowackiej fermie zaraziły się wąglikiem. - Na Podkarpaciu nie ma skażonego mięsa - zapewniają służby weterynaryjne.

Cztery krowy padły w hodowli w słowackich Staszkovcach. To miejscowość oddalona kilka kilometrów od granicy z powiatem krośnieńskim. Krowy najprawdopodobniej zaraziły się wąglikiem na pastwiskach, na terenie gdzie wiele lat temu grzebano chore zwierzęta. Bakteria wąglika ma bardzo duże zdolności przetrwania w ziemi - nawet przez kilkadziesiąt lat.

Choroba nie rozszerza się

Służby weterynaryjne Podkarpacia dzisiaj otrzymały oficjalne potwierdzenie, że w powiecie Stropkov wykryto cztery przypadki zachorowania krów na wąglika. Zarażone nimi zwierzęta pochodziły z dwóch stad, liczących w sumie ok. 270 zwierząt. Należą do prywatnej fermy w miejscowości Staszkovce, między Stropkovem i Svidnikiem a Medzilaborcami, ok. 7-10 kilometrów od polskiej granicy.

- Rozmawiałem właśnie z doktorem Zuzulakiem, szefem regionalnego urzędu weterynarii w Svidnku, i nic nie wskazuje na to, by choroba się rozszerzała - mówił nam dzisiaj Mirosław Welz, podkarpacki wojewódzki lekarz weterynarii. - Trwa kwarantanna, stado jest izolowane, pozostałe zwierzęta nie wykazują na razie oznak zakażenia.

To kolejne w ciągu ostatnich dwóch lat ognisko zachorowań w tej okolicy. Poprzednie wystąpiło w 2010 roku.

- Wąglik działa jak bomba z opóźnionym zapłonem - tłumaczy dr Welz. - Wytwarza przetrwalniki, które w ziemi, bez tlenu mogą być uśpione nawet 70 lat. Gdy wydostają się na powietrze, dochodzi do ich ożywienia.

Tej choroby nie można przeoczyć

Zanim wprowadzono system utylizacji, padłe krowy czy owce zakopywano w ziemi.

- Podczas powodzi, obfitych opadów czy wskutek osuwisk woda z bakteriami, wypłukanymi ze starych grzebowisk, może dostać się na pastwiska i je skazić. Z takim przypadkami mamy teraz do czynienia - uważa Welz.

Weterynarze uspokajają, że mięso chorych krów nie trafiło na Podkarpacie.

- Sprawdziliśmy to w systemie. Okres inkubacji wąglika wynosi ok. 20 dni, a krowy ze Słowacji ostatni raz sprowadzano do naszych rzeźni 7 miesięcy temu - mówi Mirosław Welz. - Poza tym zwierzęta są poddawane badaniom przedubojowym. Tej choroby nie można przeoczyć.

Dzisiaj Główny Lekarz Weterynarii poinformował, że 3 krowy ze słowackiej fermy trafiły do rzeźni w Małopolsce. Podkreślił, że stało się to wcześniej niż 30 dni przed wykryciem choroby.

Wąglik pojawia się znienacka

Także podróżujący do Słowacji nie powinni się obawiać, ferma jest na uboczu, z daleka od tras turystycznych. Mimo że ognisko wyryto bardzo blisko granicy, nie ma ryzyka, że wąglik ze Słowacji przeniesie się do Polski. Bakteria, choć bardzo groźna (pojawia się znienacka i błyskawicznie może doprowadzić do śmierci) nie przenosi się drogą kropelkową. Niebezpieczny jest kontakt z krwią czy wydalinami zwierząt oraz produktami zwierzęcymi: skórą, wełną, kośćmi. Ale pojawienie się wąglika na Słowacji to dowód, że może on także wystąpić w Polsce. Ostatni taki przypadek miał miejsce w woj. lubelskim w 2001 roku.

- Nie możemy zapominać o wągliku, to wciąż realne zagrożenie, bo jeszcze w latach 50 zwierzęta grzebało się w dołach - wyjaśnia Welz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24