Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mistrz Pękalski z Hoczwi. Przyjaciel Biesów i Czadów

Stanisław Siwak
Zdzisław Pękalski to jeden z najbardziej znanych bieszczadzkich artystów.
Zdzisław Pękalski to jeden z najbardziej znanych bieszczadzkich artystów. Stanisław Siwak
Przed laty, gdy Zdzisław Pękalski z Hoczwi k. Leska niósł kawałek drewna wyłowionego z Hoczewki, \ cała wioska zastanawiała się, na co mu to...

- Czy nasz nauczyciel nie ma czym palić? - dziwili się jedni. - To dziwak - szeptali drudzy.

Malarz, rzeźbiarz i poeta Zdzisław Pękalski, w ogóle nie zapamiętał miasta swego dzieciństwa. Czyż można się dziwić, skoro urodził się we Lwowie w 1941 roku? Po kilku latach cała rodzina Pękalskich, repatriantów ze Wschodu, zatrzymała się w Przemyślu.

- Wszyscy pojechali do Wrocławia, jedynie mój ojciec z matką wybrali Przemyśl na miejsce stałego pobytu - wspomni po latach.

W mieście z Niedźwiadkiem herbie ukończył liceum. Na studia trafił do Rzeszowa. Jednak w czasie wakacji coraz częściej zaczął przyjeżdżać w Bieszczady, do kolegów znajomych, przyjaciół. - Jakoś w mieście nigdy nie czułem się dobrze - zauważa słynny rzeźbiarz.
Powoli przesiąkał niezwykłą atmosferą atmosferą tej urokliwej bieszczadzkiej krainy. Nic więc dziwnego, że z dyplomem w kieszeni wylądował jako nauczyciel w Manastercu. Na początku lat 60. wioska jeszcze w połowie była wyludniona. Tubylców zastał niewielu, a większość mieszkańców stanowili przybysze z całej Polski. - W Manastercu uczyłem nawet dzieci górali z Zakopanego - wspomina po latach.

Młodego Zdzisława ciągnęło jednak do Hoczwi, urokliwej, historycznej miejscowości, posadowionej na skrzyżowaniu szlaków handlowych, ciągnących na wschód i południe kontynentu. Z dawnej świetności bieszczadzkiej wioski pozostała jedynie stara karczma, pamiętająca czasy Kazimierza Wielkiego.

- Pomimo, że została wpisana do rejestru zabytków, z biegiem lat podupada coraz bardziej w ruinę, gdyż ciągle brakowało pieniędzy na jej renowację. Interweniowałem wielokrotnie u władz, a także konserwatora zabytków. Bezskutecznie. Aż w końcu budowle rozebrano - ubolewa pan Zdzisław.

Wnętrze pracowni rzeźbiarza może zauroczyć każdego przybysza. Na ścianach, od sufitu po podłogę wiszą najlepsze prace mistrza, po których, do których, jak mówi, jest mocno przywiązany. Ikony, rzeźby diabełków i aniołków, grafiki i obrazy przedstawiające bieszczadzkie pejzaże. Na koronnym miejscu kilka "czerwonych bieszczadzkich Czadów Pękalskiego", z których zasłynął w Polsce i świecie.

Mistrz ma wiele pasji

Ma Pękalski wiele pasji. Poczesne miejsce wśród nich zajmuje … archeologia. Kiedy był jeszcze nauczycielem, wspólnie z uczniami miejscowej szkoły wykonał wiele stanowisk archeologicznych

- Bardzo interesowało mnie, co znajduje się w ziemi, a można tu znaleźć wiele śladów przeszłości tej krainy - twierdzi pan Zdzisław. Zdarzało się nieraz, że dzieciaki wykopywały kubek sprzed kilku lat, ale natrafiały również na poważne średniowieczne wykopaliska. Artysta oddawał je wtedy w ręce zawodowych archeologów.

W domu pana Zdzisława nie wszyscy akceptowali jego niecodzienne pasje. Jednak z dużym ciepłem i wyrozumiałością odnosiła się do nich nieżyjąca już teściowa Stefania. - To właśnie ona opowiadała mi niezwykle legendy łączące się z historią Hoczwi. Cierpliwie pozowała do obrazów - z szacunkiem i nostalgią wspomina artysta.

Zauroczyła go zwłaszcza legenda o dobrych i złych bieszczadzkich diabełkach, czyli Biesach i Czadach. Twórczym owocem tej fascynacji był cały cykl rzeźb obrazów, ze "Złym", jako głównym motywem.
- Okoliczni mieszkańcy ciągle wierzą w diabły, tylko strasznie się ich boją, choć głośno się do tego nie przyznają. - zauważa rzeźbiarz. - Jednak te moje diabły nie są tak groźne i straszne, jak się obiegowo sądzi. Raczej są łagodne i zadziwione otaczającym je światem.

Mistrz Zdzisław starał się w swych pracach oswoić diabełki, których tak mocno obawiali się okoliczni gospodarze. Spod jego dłuta i pędzla wyszedł cykl diabłów frasobliwych, mocno zatrwożonych i zdegustowanych trudnymi czasami, w jakich przyszło żyć obecnym mieszkańcom Bieszczadów.

- Moje Czady często były zafrasowane nie mniej niż kobiety wyczekujące godzinami w kolejkach w polowie lat 80. za masłem, kawałkiem kiełbasy czy pieluchami dla dzieci - stwierdza artysta.

Grzebał po strychach

Przez długi czas okolica traktowała sympatycznego artystę jak zwyczajnego dziwaka. Czyż można się zanadto dziwić gospodarzom z Hoczwi, kiedy rzeźbiarz godzinami grzebał po strychach w poszukiwaniu kawałka ciekawego, starego drewna?

Bądź, kiedy okazywało się, że porzucone za stodołą koryto, w którym niegdyś podawano strawę domowym zwierzętom, stanowiło dla niego niezwyczajne odkrycie? Później na tych korytach artysta wyczarowywał obrazy Madonn, zafrasowanych Chrystusów, czy bieszczadzkich świątków. Zaś z krążków drewna, którymi przyciskano kapustę kiszoną w beczkach powstał nadzwyczaj piękny cykl ikon.

Mocno przesiąknięty bieszczadzką tradycją pan Zdzisław zawarł także motyw bieszczadzkiego dusiołka, czyli diabełka w swych wierszach. Jeden, aż nadto realistyczny, zatytułowany "Aby diabłu było miło" zaczyna się tak:

Przez dzień cały to chodziło
A gdzie było wszędzie piło
Tak, ze nieraz noc spędziło
W miejscu, gdzie się przewróciło
Aby diabłu było miło
Nie myło się nie goliło
Przeklinało i straszyło
Często w domu babę biło
Aby diabłu było miło

Swą malarską i rzeźbiarska pasję od lat stara się zaszczepiać dzieciom i młodzieży z Hoczwi oraz okolicznych miejscowości. Spod jego ręki wyszło kilku uznanych artystów, chciałby absolwent krakowskiej ASP Marek Benewiat. Jb>Jednak dla mistrza Zdzisława najważniejszy jest fakt, że jego zaczarowana pracownia bez przerwy tętni życiem.

Często dziewczęta i chłopcy przychodzą do tego pomieszczenia, by podłubać dłutem w lipowym drewnie, bądź wziąć do ręki pędzel i farbę. Artystyczne talenty wśród miejscowych latorośli wyławia sam. - to siódmy zmysł - ocenia.

Czasem swoje obrazy i rzeźby wystawia razem z pracami uczniów. Jednak mistrz ubolewa nad tym, że jedynie nieliczne hoczewskie pociechy starają się rozwijać uzdolnienia plastyczne. Z reguły, po ukończeniu miejscowej szkoły nie wybierają nauki w liceach plastycznych, a w LO bądź technikach zawodowych.

Plastyk nie mógł pogodzić się z faktem, że wiele przedmiotów o wartości historycznej bądź artystycznej bezpowrotnie niszczeje w Hoczwi i okolicy. Starał się je uchronić przed ostatecznym zniszczeniem. W końcu, po długich staraniach, w budynku starej plebanii greckokatolickiej, zgromadzono wszystko, co stanowi świadectwo kultury materialno-użytkowej, a także duchowej tego zakątka Bieszczadów.
Mistrz Zdzisław przekroczył już siedemdziesiątkę, ale ciągle jest w dobrej kondycji twórczej. Zaś w jego pracowni oraz galerii, którą urządził w piwnicy swego domu właściwie bez przerwy panuje gwar. - Odwiedzają mnie non stop wycieczki z naszego regionu, całej Polski, a także zagranicy - opowiada.

Bardzo dumny jest z jednego ze swych ostatnich dokonań. W niedalekim Zagórzu otwarto niedawno bardzo oryginalną drogę krzyżową, wiodącą od kościoła do ruin starego klasztoru.

- Poproszono mnie abym wykonał pierwszą stację tej bardzo oryginalnej i pięknej drogi krzyżowej, Uczyniłem to z wielką ochotą - zaznacza pan Zdzisław.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24