Dziadkowie zajmowali parter domu, mieli prawo czuć się u siebie, bo własnymi rękami go budowali. Syn z żoną i dziećmi zajmowali piętro budynku, ale granica między piętrami stał się czysto umowna, od kiedy Zenon P. zaczął pić.
Nikt i nigdzie w budynku nie był bezpieczny, co w zeznaniach sądowych dobitnie ujęła jego matka: "Syn znęcał się fizycznie i psychicznie nad wszystkimi domownikami. Od siedmiu lat tułamy się po ludziach. Grozi nam pozbawieniem życia, boimy się wrócić do domu.
Synowa kilkakrotnie chciała odejść, kończyło się powrotem i biciem. Jest zastraszona, nic nie może zrobić. Dzieci zastraszone, chowają się po szafach i po kątach, uciekają do sąsiadów. Wcześniej uciekaliśmy "do ludzi", ale nikt już nie chce nam pomagać, bo syn straszy pobiciem lub podpaleniem.
Pije codziennie i codziennie jest agresywny. Prosimy, abyśmy mogli spokojnie wrócić do swojego domu".
Kiedyś was pozabijam...
Bezrobotny i bez prawa do zasiłku Zenon P. topił frustracje w alkoholu. Wóda dawała mu siłę, tłumiła brak poczucia własnej wartości. Siłę objawił, lejąc na odlew każdego z domowników, który nawinął mu się pod ciężką łapę i ta łapa nawet się nie zawahała, spadając na głowy, plecy dzieci.
Ani tego, który miał zaledwie 8 miesięcy, ani tego sześcioletniego. We wsi pod Pilznem wszyscy wiedzieli, jaki Zenon jest, ale co się będą w cudze sprawy domowe wtrącać.
W końcu rodzice Zenona nie wytrzymali. Żonę utłukł dotkliwiej niż zwykle, dzieci krzyczały: babciu ratuj, żebyśmy do rana doczekali". Przełamali strach, choć Zenon kiedyś matce obiecał: "Jak pójdziesz na policję, to ja cię k... wszędzie znajdę. Pójdę siedzieć, odsiedzę, a potem zabiję". Babcia zaryzykowała, zadzwoniła po policję.
Ofiary i tchórze
Prokuratura nie miała wątpliwości, zeznania domowników pozwoliły jej wnioskować do sądu o trzymiesięczny areszt tymczasowy. Nie wszyscy świadkowie byli tak zdesperowani, jak rodzice i żona Zenona. Wciąż obowiązywała zasada: nie mieszaj się do cudzych tragedii.
Kuzynka Zenona P. "niczego nie widziała, niczego nie słyszała", choć nieraz była świadkiem agresji kuzyna. I nieraz zwracali się do niej z prośbą o pomoc. Owszem, pewnego dnia starsi całą rodziną przyszli i poprosili o nocleg, bo syn ich wyrzucił z domu, ale więcej nic nie wiedziała.
Nie wiedziała o tym, o czym cała wieś wiedziała, a przecież mieszkała ledwie kilka domów dalej. Przecież przyjęła ich pod swój dach, kiedy żona Zenona była w ciąży. Wtedy uciekła z dziećmi na trzy miesiące, ale zadzwonił pijany, że jak nie wrócą, to on przyjedzie, wszystkich pozabija, a dom spali.
Wróciła ze strachu o życie rodziców. W końcu nikt ich nie chciał podczas tych ucieczek przyjmować pod swój dach, bo każdemu Zenon mógł spalić chałupę. A po pijaku był nieobliczalny.
Kiedy robiło się niebezpiecznie, uciekali w pola, bo nie mieli już do kogo. Godzinami czekali, aż się uspokoi. Czasem udało im się wyżebrać noc u tych albo tamtych sąsiadów, w stodole albo w stajni. Jedną noc, może do rana Zenon się nie zorientuje, gdzie są, nie przyjdzie i nie spali.
Zenona bali się tu, nawet kiedy był "pod kluczem". Sąsiadka przed sądem zeznawała: "Nie chcę mieć nic do czynienia z tym, co się dzieje w rodzinie P". Sąsiad miał więcej odwagi: "Nieraz udzielałem schronienia rodzinie P., widziałem ojca posiniaczonego na twarzy, skarżył się, że syn go pobił".
Teść i teściowa Zenona odmówili zeznań i nikt im tego nie miał za złe. Dość ryzykowali, ukrywając córkę.
Kochajmy się?
Domownicy Zenona P. postawili na jedną kartę: wygarnęli przed sądem całe lata gehenny. Tylko Zenon miał na sprawę odmienny pogląd: owszem, pije, w domu były bójki, ale te jego groźby to tylko puste słowa.
Nie ma pojęcia, dlaczego oni uciekali i nie pamięta, żeby bił i kopał, bo... był pijany. Opinia psychiatryczna i zeznania dziewięciu świadków nie dawały szans Zenonowi oskarżonemu o fizyczne i psychiczne znęcanie się na rodziną i groźby karalne.
Tymczasem poszkodowani nagle oświadczyli, że... pogodzili się z Zenonem i chcą jego uwolnienia z aresztu. Prokurator odwrotnie: domagał się przedłużenia aresztu.
Sąd wybrał propozycję rodziny, ale z zastrzeżeniem, że Zenon podlegał będzie dozorowi policyjnemu. Sam oskarżony podczas rozprawy głównej bił się w piersi, przyznawał do winy i zaproponował karę więzienia, ale w zawieszeniu na cztery lata.
I zobowiązał się do unikania alkoholu. Rodzina poparła propozycję Zenona, prokurator nie miał wyjścia - też poparł. W efekcie - sąd też.
Zenon wyszedł z sądu wolny. Akta sądowe milczą, czy od tej pory w domu państwa P. zapanował spokój.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?