Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Telefon od żony: umieram... Przyjdź się pożegnać

Andrzej Plęs
"Z tęsknoty za Kruszynką” to ostatni tomik pana Waldemara
"Z tęsknoty za Kruszynką” to ostatni tomik pana Waldemara Andrzej Plęs
Mówi, że grzech zaniechania lekarzy zabił mu żonę. I poszedł na wojnę przeciwko lekarzom. I przeciwko prokuraturze.

Osiemnaście lat była w tym szpitalu pielęgniarką, ale nie chciała niczego "po znajomości". Chciała tylko..., błagała wręcz znajomych przecież lekarzy z chirurgii o pomoc.

- Kiedy była na progu śmierci, zapytała mnie: dlaczego nikt mi nie pomógł? - Waldemar Pańczak opowiada cicho o swojej żonie. - Nie żyje. Teraz ja chcę uzyskać odpowiedź. I dla niej, i dla siebie.

Początek końca

Był koniec maja 2008 roku. Teresa była kilkanaście miesięcy po operacji onkologicznej narządów wewnętrznych, wciąż w trakcie terapii. Po niedzielnym obiedzie poczuła się fatalnie.

- Wieczorem znalazłem ją skuloną, z nudnościami, bólem brzucha - mówi pan Waldemar. - Domowe sposoby terapii nie pomogły. Nie chciała, ale wezwałem pogotowie, pojechaliśmy do szpitala.

USG jamy brzusznej wykryło niedrożność jelit, ale nie to akurat było dla medyków najbardziej alarmujące. W badaniu wykryto też dwa guzki na jednej z nerek. Nowotwór wrócił, żeby zabić? Ordynator chirurgii Specjalistycznego Szpitala Wojewódzkiego w Rzeszowie zdecydował, że operacja na nerkach zostanie przeprowadzona sześć dni później, ale pana Waldemara coraz bardziej przerażał pogarszający się stan zdrowia żony. I nie guzki na nerkach, ale potęgujący się ból brzucha.

- Codziennie rozmawiałem z ordynatorem S., prosiłem o interwencję, zwracałem uwagę na jej brzuch, który był już większy niż wtedy, kiedy była w ciąży - opowiada. - Z bólu traciła przytomność, zaczęły się trudności z oddychaniem, już nie poruszała się sama. Ordynator powtarzał, że wie, co robi. Próbowałem interweniować w dyrekcji szpitala, ale szpital obchodził stulecie. Nie było z kim rozmawiać. Uzyskałem tylko wsparcie dyrektora administracyjnego, który nie jest lekarzem. Prosił ordynatora o interwencję, ale ten odpowiedział, że to on jest lekarzem, że lepiej wie, co robić, że żona niegotowa i zapewniał, że nic się nie stanie.

Jeszcze pięć dni po przyjęciu żony do szpitala Pańczak był u ordynatora i prosił: "róbcie coś, bo mi żona umiera". Usłyszał, że panikuje i nic się nie dzieje.

- A dzień później żona do mnie zadzwoniła: umieram, przyjedź się pożegnać...

O włos od śmierci

Pojechał, na miejscu natknął się na doktora R., który był w pracy pierwszego dnia po urlopie. Ten natychmiast posłał Teresę na stół operacyjny, otwarto jamę brzuszną.

Rozpoznanie: "Rozlane ropne zapalenie otrzewnej, ropień zatoki Douglassa, niedrożność jelita cienkiego z perforacją, lewostronne zapalenie płuc, płyn lewej jamy opłucnej, hipokalemia. Stan ciężki". I sepsa.

Błyskawicznie przeprowadzona operacja uratowała Teresie życie. Nie na długo. Niewiele ponad rok później zabił ją nowotwór płuc. Pańczak ma świadomość, że bez tej operacji los nie podarowałby jej tych kilkunastu miesięcy życia, ale jest też przekonany, że sepsa i zapalenie otrzewnej pomogły rakowi.

Teresa zmarła, Pańczakowi powrócił żal do lekarzy. Zawiadomił prokuraturę, iż podejrzewa, że ordynator chirurgii szpitala przy ul. Szopena popełnił przestępstwo. Bo nie rozpoznał niedrożności jelit, zignorował zapalenie otrzewnej, nie zauważył perforacji jelit, zwlekał z operacją. Skąd te pretensje do lekarzy dopiero po roku od tamtej operacji?

- O to samo pytał mnie prokurator - mówi twardo. - Nie chciałem w to angażować chorej i słabej żony. Próbowałem interweniować jeszcze kiedy leżała w szpitalu, ale prosiła mnie: nie rób mi problemów, przecież ja tu pracowałam... A dziś żałuję, że nie byłem bardziej stanowczy.

Po jej śmierci tamta determinacja wróciła ze zdwojoną siłą. Skontaktował się z koleżankami żony - pielęgniarkami, one skontaktowały go z dr. Wiesławem Gawrzewskim, biegłym sądowym (zm. w sierpniu 2010 r.) i to od niego usłyszał, że odwlekanie operacji ostrej niedrożności jelit było grzechem ciężkim.

Sam też obłożył się podręcznikami medycznymi, żeby zrozumieć, co się wówczas stało. I żeby medykom i organom ścigania nie dać się zbyć.

Lekcja dla prokuratury

Chciał pomóc organom ścigania, więc za radą dr. Gawrzewskiego sporządził zestawienie stanów zdrowia żony, wypisał konieczne dla tej sprawy pojęcia medyczne, spisał listę świadków. Wszystko to złożył w prokuraturze. Półtora roku minęło, a prokuratura nie przesłuchała ordynatora chirurgii, ani jego zastępcy. Choć przesłuchała kilkadziesiąt osób, w tym 37 lekarzy.

- Tłumaczą się tym, że ordynatora wskazałem jako sprawcę, więc ma status podejrzanego, tymczasem prokuratura przesłuchuje świadków - wyjaśnia Pańczak.

Sam zgromadził szpitalną dokumentację żony i liczył na to, że prokuratorskie dochodzenie uczyni to samo.
- W tym najważniejszego, na co zwrócił mi uwagę doktor Gawrzewski: karty operacyjnej - podkreśla Pańczak. - Pocieszał mnie jednak, że dokumentacja jest i tak na tyle mocna, że jak będą pisać opinię medyczną, to niczego nie zakombinują. Mylił się.

W przesłanej prokuraturze przez szpital dokumentacji znalazła się za to karta zleceń dla pacjenta Alfreda Sz. Pańczak kpi, że to wszystko dzieje się w szpitalu, który szczyci się europejskim certyfikatem zarządzania. Nie było za to tzw. dekursusów (dokumentacja pobytu na oddziale).

Nie wiadomo więc, co z Teresą działo się przez te pięć dni od chwili jej przyjęcia do szpitala, do czasu tej nagłej operacji. Czy obserwowano jej stan zdrowia, coś stwierdzono, przeprowadzano jakieś badanie, zlecano jakąś terapię? Może, ale nie wiadomo, bo nie ma dekursusów. Jakby pacjentki w ogóle w tym czasie nie było w szpitalu.

Rzeszowska prokuratura zleciła ekspertyzę katowickiej firmie "Med-Lex", ta zwlekała kilka miesięcy, po czym przesłała prokuraturze swoją opinię, że brak jest podstaw by stwierdzić, że postępowanie lekarzy i pielęgniarek było nieprawidłowe.

Po czym w opinii czytamy, że wcześniejsze leczenie operacyjne dałoby szansę na uniknięcie niedrożności jelit, perforację, a w konsekwencji - zapalenie otrzewnej i sepsę. Opinia niejednoznaczna, ale skoro "brak podstaw", to prokuratura śledztwo umorzyła.

Nic się nie stało?

Pańczak uznał, że prokuratura tak samo zlekceważyła śmierć jego żony, jak wcześniej lekarze jej stan zdrowia. Od decyzji rzeszowskiej prokuratury odwołał się do sądu.

I do dr. Ryszarda Frankowicza z tarnowskiej "Medicum - Opinia", któremu przesłał własny komplet szpitalnych dokumentów żony. Jak katowicka "Med-Lex" nie potrafi zająć jednoznacznego stanowiska, to może tarnowska przychodnia potrafi.

Potrafiła. I była to opinia miażdżąca dla szpitalnej chirurgii przy ul. Szopena w Rzeszowie. Owszem - przyznaje Frankowicz - rzeszowscy lekarze wykonali właściwą diagnostykę jamy brzusznej pacjentki, ale... niepełną. Dlatego nie zauważono i niedrożności jelit, i perforacji, i zapalenia otrzewnej. W opinii nazywa to wprost - niedbalstwem diagnostycznym.

- Kierownik zespołu diagnostycznego, jako specjalista chirurgii ogólnej, ponosi odpowiedzialność za powstanie wtórnych powikłań niedrożności jelitowej - oskarża dr Frankowski.

Pańczak przy całej goryczy sytuacji triumfował, bo ktoś wreszcie, i to lekarz, przyznał mu rację. Gorzej, że opinia dr. Frankowicza była pozaprocesowa, więc prokuratura nie wzięła jej pod uwagę.

Za to sąd zgodził się z zażaleniem Pańczaka, skoro stwierdził, że prokuratura nie uwzględniła całości materiału dowodowego, a opinia biegłych była niejednoznaczna. I kazał prokuraturze wrócić do śledztwa.

Prokuratura śledztwo wznowiła, ponowną ekspertyzę zleciła medykom z krakowskiego Zakładu Medycyny Sądowej. Ci odpisali, że możliwe to będzie za 8-12 miesięcy, więc prokuratura znów zawiesiła śledztwo do czasu otrzymania ekspertyzy. Pańczak nie wytrzymał.

- W Polsce nie brakuje ośrodków medycznych, które taką opinię mogą wydać szybciej, dlaczego prokuratura upiera się przy biegłych krakowskich?

I poskarżył się na śledczych sądowi rzeszowskiemu. Kancelarię Prezesa Rady Ministrów zapytał na piśmie, do kogo może poskarżyć się na działanie rzeszowskiej prokuratury. Tę bombardował wnioskami: o przesłuchanie kolejnych świadków, których wymieniał z nazwiska, o uzupełnienie akt sprawy o kolejne dokumenty, które szczegółowo wymieniał.

Wiersze dla "Kruszynki"

Przekonany o swoich racjach, w prokuraturę powoli przestaje wierzyć. Lada dzień złoży w sądzie pozew cywilny przeciwko ordynatorowi S. Jak to nie pomoże, zapowiada prywatny akt oskarżenia przeciwko niemu. I w głębi ducha ma nadzieję, że wszystkie te sprawy... przegra. Szaleństwo?

- Wtedy będę miał możliwość oddania sprawiedliwości w ręce Trybunału w Strasburgu. Niech tam stwierdzą, jak moją żonę potraktowali lekarze za życia, a prawnicy po śmierci.

Wciąż pisze dla Teresy wiersze. Pisał dla żyjącej, dla zmarłej "Kruszynki" też pisze. W tych ostatnich - coraz więcej żalu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24