Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy pamiętacie, jak jeździło się "ogórkiem"? To były czasy...

Janusz Pawlak
Dzięki fachowcom z Woli Dalszej k. Łańcuta ten egzemplarz odzyska blask. Przy jego remoncie pracowali pracownicy, którzy kiedyś z "ogórkami” mieli do czynienia na co dzień.
Dzięki fachowcom z Woli Dalszej k. Łańcuta ten egzemplarz odzyska blask. Przy jego remoncie pracowali pracownicy, którzy kiedyś z "ogórkami” mieli do czynienia na co dzień. PNTPKS
Prychał, sapał, ale jechał. Starsze pokolenie wspomina go z sentymentem. Są nawet pasjonaci, którzy postanowili przywrócić go do życia. Mowa o autobusie Jelcz 043, który zyskał sympatyczna nazwę - "ogórek".
A koło kierowcy byle kto nie miał prawa usiąść...
A koło kierowcy byle kto nie miał prawa usiąść... PNTPKS

A koło kierowcy byle kto nie miał prawa usiąść... (fot. PNTPKS)Gdy zawodziło ogrzewanie przedniej szyby, kierowca podnosił klapę obudowy silnika i podkładał cegłę. Ciepło buchające z motoru robiło swoje: ogrzewało szybę a i kierowca nie marzł. W lecie dla odmiany przed upałem chroniły otwarte okna i dwa wietrzniki w dachu.

Były to czasy, kiedy mało myślano o komforcie podróżowania i ta siermięga nikogo nie dziwiła. Najważniejsze było to, że PKS zatrzymał się na przystanku, albo że udało się przechytrzyć konduktora, który władczym głosem oznajmiał: więcej nie zabieram i zatrzaskiwał przed nosem drzwi do autobusu.

Autobusu powszechnie nazywanego "ogórkiem". Tak go ochrzczono najpewniej z racji zaokrąglonego kształtu. Bo raczej nie koloru - "ogórek" był zazwyczaj niebieski albo czerwony. W nomenklaturze fachowej nosił nazwę Jelcz 043.

Jak śledzie w beczce

"Ogórek" był bardzo pojemny. Mógł zabrać nawet 130 pasażerów.
"Ogórek" był bardzo pojemny. Mógł zabrać nawet 130 pasażerów.

"Ogórek" był bardzo pojemny. Mógł zabrać nawet 130 pasażerów. (fot. PNTPKS)- Zapotrzebowanie na transport publiczny było ogromne. Dochodziło do tego, że ludzie zadeptywali się na śmierć w walce o miejsce w autobusie. Tak było np. w Malawie k. Rzeszowa - wspomina Jan Lampart, dyrektor techniczny w rzeszowskim PKS.

"Ogórki" stanowiły kiedyś 40 proc. taboru rzeszowskiego oddziału PKS. Były trochę siermiężne, miały słabe punkty. Ale dzięki prostej konstrukcji nadawały się do maksymalnej eksploatacji. Permanentnie były przeciążone.

- W "ogórku", który miał 51 miejsc siedzących, udawało się pomieścić i 130 osób! Zdarzały się sytuacje, że do kompletnie zatłoczonego autobusu, wsiadano przez drzwi kierowcy - dodaje z uśmiechem Lampart.

Skąd się wziął

Stary jelcz znów w pełni blasku
Stary jelcz znów w pełni blasku PNTPKS

Stary jelcz znów w pełni blasku (fot. PNTPKS)Historia "ogórka" to kawał polskiej motoryzacji. Aby dokładnie rozkroić jego dzieje, musimy się cofnąć do końcówki lat 50. Wiał wiatr odnowy, a na polskich lichych drogach królowały autobusy rodem z Sanoka - Sany.

Do komunikacji międzymiastowej jednak się specjalnie nie nadawały. Zabierały tylko 43 pasażerów. Potrzebny był autokar większy oraz pojemniejszy, bo coraz więcej ludzi chciało podróżować.

Prywatne auta były rzadkością, więc na zakupy czy na klasową wycieczkę jechało się PKS-em albo MKS-em. A co ważniejsze, autobusy były potrzebne do przewożenia całej armii chłopów, którzy każdego dnia na 8 godzin stawali się klasą robotniczą w rozwijających się miastach.

I właśnie wtedy pojawił się on.

Pomoc sąsiedzka

Jak to zwykle bywało w czasach, gdy liczyła się polityka a nie ekonomia, nie zastosowano rozwiązania najprostszego i najlepszego dla kraju. Czyli nie skorzystano z projektu rodzimego biura projektowego, które opracowało na bazie auta ciężarowego Żubr prototyp zgrabnego autokaru (silnik S56 o pojemności ok. 9900 cm3 i mocy maksymalnej 160 KM).

Zdecydowano za nas w moskiewskiej Radzie Wzajemnej Pomocy Gospodarczej, że na autokar mamy kupić licencję. W Czechosłowacji.

I tak w Jelczańskich Zakładach Samochodowych rozpoczęliśmy produkcję autobusu międzymiastowego Skoda 706 RTO z nadwoziem firmy Karosa z Vysokiego Myta.

Na początku do Jelcza docierały gotowe podwozia Skody, a "ogórkowe" nadwozia wykonywano na miejscu (wzorowano ja na nadwoziach Karosy). W następnych w polskich zakładach wytwarzano coraz więcej elementów. Autobus oznaczono symbolem Jelcz 043.

Polak potrafi

- Miał 10,87 metra długości. Silnik Skody o pojemności 11,8 dm3 miał moc 160 KM. Umieszczono go nad przednią osią. Autobus mógł pomieścić 51 pasażerów na fotelach oraz dwie osoby obsługi. Rocznie planowano produkować nawet 1500 autobusów - wylicza inżynier Lampart.

Polscy konstruktorzy opracowali szereg własnych odmian autobusu. M.in. turystyczny Jelcz 014 Lux dla 35 osób z wysokimi oparciami foteli oraz miejskie przegubowce mieszczące rekordową liczbę 140 osób.

Te ostatnie, niestety, nie sprawdzały się z powodu "zachodzenia" tylnej części. Każdy z autobusów produkowanych w jelczańskich zakładach był też przygotowany dla wojska. Po drobnej przebudowie wnętrza mieściły się w nim łóżka do przewozu rannych.

- Osobliwością była przyczepa Jelcz P01. Unikatowa konstrukcja w polskiej motoryzacji, która obsługiwała w naszym oddziale najbardziej obciążone trasy. Dopinano ją do "ogórka". Taki zestaw - autobus plus przyczepa - był w stanie zabrać 230 osób - uśmiecha się inżynier Lampart.

Miłość do "ogórków"

Dzisiaj dawno już minęły czasy ich świetności. Zastąpiły je nowoczesne autokary. Na ślady autobusów z czasów PRL można trafić w ogródkach działkowych, gdzie ich nadwozia adoptowano na altany ogrodowe albo w wiejskich obejściach, gdzie są magazynami na narzędzia.

Niektóre "ogórki" jednak powracają do dawnej świetności za sprawą ludzi, którzy je postanowili ocalić od zapomnienia. Odbywają się nawet specjalne zloty posiadaczy tych aut.

Przedsiębiorstwo Napraw Taboru Przedsiębiorstw Komunikacji Samochodowej w Woli Dalszej k. Łańcuta podjęło się w marcu tego remontu autobusu - ogórka wyprodukowanego w 1963 roku. Zakład uznawany jest za jedną z najlepszych firm zajmujących się remontami taboru samochodowego w kraju.

"Ogórek" po remoncie

- Zlecenie dotarło do naszego zakładu z Buska Zdroju, gdzie jest kolekcja pojazdów wytwarzanych w czasach PRL - mówi Edyta Szylar, pracownik PNTPKS.

W trakcie remontu autobus rozebrano na czynniki pierwsze i montowano ponownie z użyciem nowych elementów.

- Zleceniodawca robót miał szczęście, że remontem zajęli się pracownicy, którzy pamiętali poczciwe "ogórki" jeszcze ze starych czasów, kiedy zajmowali się nimi codziennie. Przynosili nawet z domów jakieś części potrzebne do remontu - dodaje E. Szylar.

Stalowe elementy konstrukcji pojazdu oraz poszycie zewnętrzne niemal w całości wymieniono na nowe. Odtworzono instalację pneumatyczną, elektryczną oraz cieplną, uszyto nowe poszycia tapicerskie, zamontowano nową podłogę, uszczelki wszystkich szyb, karoserię polakierowano, przeprowadzono diagnostykę oraz remont podzespołów mechanicznych. Wszystkie prace prowadzono w sposób, by całkowicie zachować oryginalność autobusu.

Gdy "ogórek" wyjeżdżał z zakładu w Woli Dalszej, mimo swoich 48 lat prezentował się, jakby dopiero opuścił Jelczańskie Zakłady Samochodowe. Starsi, którzy pamiętali dawne czasy, spoglądali na niego z sentymentem. Znów będzie mógł wozić pasażerów, którzy przecież zawsze "ogórka" lubili.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24