Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Komornik zabiera, człowiek głoduje. Wszystko zgodnie z prawem

Andrzej Plęs
Alina Kolasa nie może zrozumieć, że choć ma dowody, iż przesyłała pieniądze, w świetle prawa jest dłużnikiem.
Alina Kolasa nie może zrozumieć, że choć ma dowody, iż przesyłała pieniądze, w świetle prawa jest dłużnikiem. Andrzej Plęs
To zemsta byłego męża - mówi Alina Kolasa. - I to rękami komornika robiona.

Po rozwodzie zamieszkała u rodziny w Dylągówce. Przyszłość rysowała się bardzo mgliście. Bo ani domu, ani środków do życia i 350 zł miesięcznie alimentów, jakie ona - z wyroku sądu - musi płacić na syna.

A syn - też z wyroku sądu - został przy ojcu. Został, bo były mąż miał dom, ona po rozwodzie została bezdomna. On miał robotę, ona nie. Znalazła dach nad głową przy rodzinie, znalazła pracę, choć na śmieciowej umowie. Wystarczyło, żeby karnie i regularnie wysyłać alimenty synowi i żeby z głodu nie umrzeć.

przyszedł komornik i zabrał wszystko.

Długów narobiłam, żeby przeżyć

Od stycznia, kiedy sąd zdecydował o rozwodzie i alimentach, dreptała miesiąc w miesiąc na pocztę i na nazwisko syna wysyłała te 350 zł. Potwierdzenie przesyłki chowała za każdym skrzętnie, bo a nuż mąż wywinie jej kolejny numer...

Pięć takich trzyma jak relikwie, bo tylko pięć miesięcznych świadczeń zdołała wysłać. W lipcu już nie miała czego wysyłać, bo komornik "siadł" jej na poborach. Całych. Bo... nie płaciła alimentów.

Choć nie tak od razu. Najpierw dostała żądanie spłaty zaległych alimentów. Jakich zaległych? - pomyślała. Poszła do prawniczki, ta napisała pismo wyjaśniające do pani komornik przy Sądzie Rejonowym w Strzyżowie. Dołączyła kopie potwierdzeń przekazów pieniężnych.

- Jeszcze dzwoniłam do pani komornik, powiedziała, że jak nie ma zaległości, to mogę nadal tak wysyłać - opowiada pani Alina. - A potem zajęła mi pensję. Zadzwoniłam jeszcze raz, że nie mam za co żyć. Usłyszałam, że to od niej nie zależy, że takie jest prawo. Nie wiem, co mój były im nagadał.

Komornik zawiadomił zakład pracy pani Aliny, że ta jest dłużniczką, że ma 1783 zł długu, do tego ponad 50 zł karnych odsetek za zaległości, drugie pół setki kosztuje korespondencja komornicza, półtorej setki wziął adwokat za sporządzenie wniosku komorniczego.

Zakład z komornikiem nie dyskutuje i zamiast przelewać pieniądze na konto pracownicy, przez trzy miesiące przelewał na konto komornika. Całe pobory pani Aliny. W październiku komornik zostawił jej 200 zł. Na życie.

- Długów narobiłam, żeby przeżyć - opowiada kobieta. - Butelki zbierałam po śmietnikach, żeby mieć na dojazd do pracy.

Prawo to jeszcze nie sprawiedliwość

Barbara Ruszała, komornik przy strzyżowskim Sądzie Rejonowym zastrzega, że z osobami postronnymi o konkretnych sprawach rozmawiać jej nie wolno.

Wyjaśnia natomiast, że w zajęciu wierzytelności komornik zajmuje całość długu, natomiast w zajęciu wynagrodzenia za pracę jest dopuszczalny limit, który pozostawia dłużnikowi finansowe bezpieczeństwo socjalne.

- Tak stanowi prawo i komornik nie ma w tej kwestii żadnego pola manewru - dodaje.

Bo pani Alina nie pracuje na podstawie umowy o pracę, ale umowy o dzieło. Gdyby to była ta pierwsza forma zatrudnienia, komornik musiałby zostawić jej z poborów pieniądze na przeżycie. Ponieważ to tylko umowa o dzieło, zostawić nie musi.

To niuanse prawne, ale pani Alina przecież udowodniła potwierdzeniami przekazów, że alimenty regularnie płaci. I pani komornik kopiami tych potwierdzeń dysponuje.

- Owszem, ale to są szczegóły sprawy, o których nie wolno mi mówić - tłumaczy. - Dodam tyle, że otrzymanie każdej kwoty musi potwierdzić wierzyciel.

I tu pani Alina popełniła błąd. I nie złej woli. Wyrok sądu w jej sprawie rozwodowej mówi, że miesięczne alimenty będzie płacić "do rąk ojca". Ojciec, czyli były mąż pani Aliny, "do rąk" nie dostawał, bo przekazy alimentacyjne adresowane były na nazwisko syna.

W świetle prawa pani Alina nie wywiązywała się z obowiązku alimentacyjnego, były mąż kasy nie dostawał (choć alimenty były na syna i do niego były słane), więc pobiegł do komornika z wnioskiem o egzekucję długu. Wniosek napisał mu adwokat, który wziął za to 150 zł.

Te same 150 zł, które pani komornik ściągnęła z poborów pani Aliny. Razem z rzekomo zaległymi alimentami. Dlaczego, skoro miesiąc w miesiąc były wysyłane, a kancelaria komornicza dysponowała potwierdzeniami wpłat?

- Komornik nie bada i nie ocenia, czy to jest prawda, czy nie - Barbara Ruszała wyjaśnia zasady funkcjonowania kancelarii komorniczej. - Jest tylko organem egzekucyjnym. To wierzyciel określa, czy faktycznie otrzymał pieniądze od dłużnika, czy nie.

Widać były mąż pani Aliny określił, że nie otrzymał.

- I to pismo wierzyciela jest ważne - precyzuje pani komornik.

Zabrać, żeby zwrócić?

Zabrali i przepadło? Pani Alina uznała, że w ten sposób może z byłym mężem bawić się w nieskończoność: ona będzie słać pieniądze na syna, a były mąż będzie dowodził, że ich nie dostaje, znowu naśle komornika. Na razie do Sądu Rejonowego w Strzyżowie napisała skargę na czynności komornicze.

"Na uwagę zasługuje fakt, że jest to już drugie postępowanie toczące się przed komornikiem sądowym dotyczące rat alimentacyjnych. Zostało on umorzone po doręczeniu komornikowi potwierdzenia dokonania wpłaty".

Z pisma formułowanego przez prawnika wynika, że komornik już raz podjął próbę egzekucji. Otrzymał wyjaśnienia, otrzymał dowody. Postępowanie umorzono. Drugie dotyczy wciąż tej samej sprawy i tych samych alimentów.

- Nic nie wiem o pierwszym postępowaniu - zapewnia Barbara Ruszała. - Nie prowadziłam takiego postępowania. Ta pani nigdy nie była w mojej kancelarii, nigdy nie miałam przyjemności rozmawiania z nią.

A pani Alina pokazuje "Zawiadomienie o wszczęcia postępowania komorniczego". To pierwsze, z kwietnia. I mówi, że do Strzyżowa, do kancelarii komorniczej nie pojechała, bo nie ma nawet na bilet autobusowy. Woli pożyczone pieniądze wydać na bilet do pracy, żeby zarobić na pobory, które pewnie i tak komornik zajmie. Błędne koło.

W skardze pani Aliny czytamy: "Argumentacja wierzyciela, iż dłużnik Alina Kolasa nie wywiązywała się z zobowiązania, gdyż nie płaciła rat alimentacyjnych, a jedynie przekazywała dziecku "prezenty" w wysokości 350 zł miesięcznie, jest nieprzekonywująca" - pisze adwokat w imieniu pani Aliny.

Widać jej były mąż uznał, że 350 zł, jakie przesyłała co miesiąc, to nie alimenty, a prezenty. Gorzej, że strzyżowski wymiar sprawiedliwości uznał tak samo. Nawet, jeśli regularnie przysyłane prezenty były w dokładnie takiej samej wysokości, jak zasądzone alimenty.

Wszystko w rękach sądu. Znów. To sąd może wydać postanowienie, czy wniosek byłego męża jest zasadny, czy nie. Czy otrzymywał pieniądze, czy nie. To potrwa, tymczasem - jak żyć? - może zapytać pani Alina wysokiego sądu. I z czego?

A w listopadzie wniosek byłego męża może okazać się zasadny: ponieważ - w wyniku działalności komornika - pani Alina na koncie nie ma nic, więc w listopadzie alimentów nie prześle. Jak nie prześle, to będzie dłużnikiem. Będzie dłużnikiem, to komornik może znowu zająć pobory.

- Że były mąż poszczuł na mnie komornika, to mnie nie zaskakuje - denerwuje się pani Alina. - Tylko dziwi mnie, że państwowa instytucja może być tak bezmyślna.

Liczy na to, że kiedyś doczeka się sprawiedliwości, że kiedyś sąd uzna jej racje, że może kiedyś nawet odzyska niesłusznie zabrane jej pieniądze. Kiedyś. Dziś zbiera butelki, żeby mieć na bilet do pracy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24